IndeksIndeks  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Mieszkanie Lena

Go down 
4 posters
Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
Syriusz Lavrentyev

Syriusz Lavrentyev


Liczba postów : 127
Join date : 26/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 EmptyNie Lis 01, 2020 9:04 pm

Słowa przemknęły mu koło ucha i nawet jeśli wciąż miałby coś do powiedzenia na ten drażliwy, beznadziejny temat niemający końca, teraz nie fatygował się nawet o nim myśleć. Miał dość. Przez pewien czas chował fioletowawe oczy za kurtyną powiek, właściwie do momentu, kiedy poczuł, iż łóżko ugina się pod wpływem innego ciała, znacznie cięższego od jego. Wziął głębszy wdech, gdy Len pochylał się nad nim, żeby nie uczynić niczego zbyt gwałtownie. Wywrócił teatralnie oczyma, usłyszawszy następne drwiące pytanie i sam począł się zastanawiać… Czy Len nie umie się po prostu zamknąć? Uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic.
- Z pewnością skakaliby z radości - z pistoletami przy mojej głowie. Jak mogliby być zadowoleni? Może jedni próbowaliby dociec dlaczego to właściwie robił, bo stwierdziliby, że musi być przyczyna, inni może podejrzewaliby jakiś chytry plan, ci błaho-myślący - uważaliby go po prostu za pozbawionego sumienia zdrajcę. Sam nie wiedział, jak powinien określić siebie oraz tę oto znajomość i to, co robią, ale nic mu nie przychodziło do głowy. Mimo wszystko jednak nie sądził, że był to jakikolwiek rodzaj zdrady, w końcu nie przekazywał żadnych informacji - a na pewno nie takich, o jakich Shimurze nie wiadomo - ani nie próbował zaprzyjaźnić się z tutejszymi ludźmi. Ciekawe, czy w takim wypadku skończyłby jako domowy futrzak z obrożą podpisaną równie idiotycznym imieniem co “Azor”, czy może podobnie jak mechy służyłby jako osoba zrób-przynieś-pozamiataj. Nagle wzdrygnął się na tę myśl, myśli właściwie - obie, tę o możliwości zdrady i tę dużo bardziej pokręconą, choć w gruncie rzeczy nie musiała być aż tak nieprawdopodobna. Nie miał pojęcia do jakiego stopnia zmieni się jego ciało, acz mając na uwadze fakt, że na terenie Zony nadal były ślady promieniowania, Shin spodziewał się najgorszego. W najlepszym wypadku wczesnej śmierci. Tak też okalając przez moment fiołkowymi oczyma każdy zakamarek twarzy Shimury, postanowił nie myśleć o tym wszystkim. Wrócić sobą do chwili obecnej i dać się ponieść, skutki przecież nie mogły być takie tragiczne. Gorzej i tak być już nie mogło. - Twoi znajomi za to są nawet bardziej niż obojętni - dodał, mając jeszcze na myśli Dżumę, którą naprawdę nic nie obeszło zastanie ich w dość jednoznacznej sytuacji.
Drgnął, czując na rozpalonym ciele wręcz lodowate ręce, co tak mocno ze sobą kontrastowało, iż poczuł dodatkowo występującą na ciele gęsią skórkę. Kiedy już przyzwyczaił się do ich temperatury i gładkiej struktury, chciał po prostu odczuć z tego jakąś przyjemność. Jak łatwo oszukać umysł, gdy ciało postanawia rządzić się samo. Przymrużył ślepia, lustrując uważnie od góry do dołu smukłą sylwetkę mężczyzny. I pewnie robiłby to dalej, jakby w transie, gdyby nie jedna z dłoni Shima - omijając obrożę, sunąca ku szyi i wyżej, następnie lekko ściskająca gardło, z którego wydobył się pomruk. Poczuł kciuka wbijającego się zaraz pod kość szczęki i przeszło mu wtem przez głowę, jak omotany musi być, skoro nie myślał o tym, że zaraz mógłby być uduszony, a zupełnie o czym innym. Moment potem ręka powróciła jednak na jego klatkę piersiową, dzięki czemu Shin znów mógł przyjrzeć się Lenowi.
Co miałby zrobić? Jest w ogóle na tyle śmiały? Chciał skupić swą uwagę na jego obliczu, lecz wzrok wkrótce ześliznął się sam - niżej i niżej. Nagle przywołał do pamięci swojego brata, już nieco śpiącego, mamroczącego coś o tym, że kiedy ssiesz, pod żadnym pozorem nie możesz gryźć, i to mówiącego to z tak poważną minął, jakby rozwodził się o wszczynieniu powstania narodowego, iż teraz omal nie wybuchnął serdecznym śmiechem. Pamiętał, jak uważał, że naćpał się czymś zupełnie gorszym niż takie ununoctium (powszechnie zresztą używane). Mógłby uznać to za obrzydliwe, lecz był pewien i tak, że istnieją gorsze idee na tym świecie niż stymulowanie męskości ustami. Mniejsza z tym.
By zamaskować swoją rozbawioną minę, podniósł się zręcznie, na ile pozwalały mu zawroty w głowie, pchnął czarnowłosego na materac i zupełnie nieuroczyście usiadł na nim okrakiem, ręce umiejscawiając zaś na bokach Shimury. Przekrzywił głowę.
- Niecodzienna sytuacja, nie sądzisz? - mruknął z ustami przy jego prawym ramieniu, które niebawem okalał ciepłym oddechem i naznaczył pocałunkiem.
Powrót do góry Go down
Len Shimura

Len Shimura


Liczba postów : 123
Join date : 21/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 EmptyNie Lis 01, 2020 9:05 pm

Twoi za to są nawet bardziej niż obojętni”.
Miał przed sobą króla rebeliantów - osobę, która była poszukiwana przez wszystkie organy ścigania od prawie roku, czyli od czasu, kiedy mała grupa spiskowców znajdująca się na obrzeżach Zony zaczęła rosnąć w siłę, zagrażając swoim “brakiem podporządkowania” społeczeństwu Yunoshimy. Gładko przesunął dłoń wzdłuż torsu Shinhyuna, bez problemu dochodząc do jego szyi, na której ją zatrzymał. Wystarczyłoby, żeby ją teraz zacisnął, a zmiażdżyłby mu gardło. Udusiłby go. Nikomu przecież nie zależało już na tym, by Kim został schwytany żywcem; martwy, ale u Jego stóp - to było znacznie lepsze zakończenie niż to, w którym miałby się pod nimi nie znaleźć wcale. Oczywiście, mógł jeszcze wyjawić coś przed swoją śmiercią, jednak obecny system wydobywania z ludzi cennych informacji miał wiele wad; tą główną była ta, że popadłby w obłęd, zanim zdecydowałby się na zdradę. Z ludźmi, którzy oszaleli z bólu, psychicznego i fizycznego, nie dało się rozmawiać. Już próbował. Zdarzało się, że takich “świadków”, z których na siłę wyciągano “zeznania”, wysyłano później do chirurgów i psychiatrów, którzy mieli naprawiać w nich to, co zepsuli kaci. Tylko po to, by zabrano ich z powrotem na przesłuchania. Nie lubił tego. Marnowali jego pracę. Gdyby zabił w tej chwili przywódcę buntowników, ci, z pewnością mniej zorganizowani od psów, uciekliby z podziemi, rozpraszając po powierzchni i stając się tym, samym łatwym celem.
Wtedy by ich zabili.
Jednego... po... drugim.
Jego ręka przeszła wyżej, aż do szczęki. Przypomniały mu się słowa Dżumy, które rzuciła przed wyjściem z mieszkania (trzaskając na dodatek przeszklonymi drzwiami), i ze złością wbił kciuk pod kość żuchwy. Na jego twarzy jednak wciąż nie dało się znaleźć żadnych emocji, więc dalej sprawiał wrażenie, jakby się bawił w lekarza.
Tak, On z pewnością wyszukałby jakiś wyrafinowany sposób na pozbawienie go życia, gdyby się dowiedział, jaką okazję właśnie przepuszcza.
Są przyzwyczajeni — skłamał bez mrugnięcia okiem. Dał jednak do zrozumienia Syriuszowi, że nie był pierwszym, co już było prawdą. Właściwie równie jednoznaczną co to kłamstwo. Wydawało mu się, że w tej chwili przez głowę przemyka mu setka myśli na sekundę, błyskając niczym klatki w filmie; kadry pełne obnażonych ciał bez głów - nagich ramion, torsów, bioder. Zamknął powieki, ze spokojem ignorując obrazy, które, mimo że się zmieniały, były praktycznie takie same. Kiedy je znowu otworzył, widział już jedynie Kima. Dziwnie było patrzeć na niego oczami, nie dłońmi. Gdyby działał jak zawsze, zawiązałby je. Wystarczyło oszukać jeden zmysł, by przekonać do czegoś następne. W tym wypadku do tego, że inni go nadal pociągali, chociaż z tego co pamiętał, i tak kończył na nazywaniu ich tak, jak nie powinien.
Ale Shinhyun był inny, czy może wręcz przeciwnie, aż tak… podobny.
Rozszerzył lekko powieki, gdy znalazł się pod czarnowłosym, aczkolwiek nie oponował. To przejęcie inicjatywy i tak było jedynie chwilowe i, szczerze mówiąc, wcale mu nie przeszkadzało. Może zareagowałby na to inaczej, gdyby nie był tak zmęczony, jednak w tej chwili zadrżał jedynie, kiedy usta Syriusza zetknęły się z jego skórą.
Niecodzienna, bo nie miewasz widoków z góry? — mruknął, a chociaż jego ton pozostał tak samo beznamiętny jak wcześniej, pozwolił sobie na krzywy uśmiech.
Odchylił głowę, uwidaczniając tym samym ścięgna na wyciągniętej szyi. Nie chciał w tej chwili patrzeć na chłopaka, bo był świadomy tego, że jeszcze będzie miał ku temu okazję - ba, może nawet zobaczy coś, czego nikt przed nim nie zobaczył. Teraz jednak większość swojej uwagi poświęcił próbom zatrzymania się w tym miejscu i tym momencie, co było jeszcze trudniejsze niż zwykle, zważając na to ich cholerne podobieństwo.
Musiał znaleźć coś, co ich różni. W końcu byli inni. To jego umysł próbował wmówić mu coś innego, a on nie chciał się go dzisiaj słuchać.
Objął Shinhyuna, zatapiając palce w futrze na jego karku, i przyciągnął go do siebie, dopóki biodra nie stały się przeszkodą do zbliżenia się bardziej. Wsunął drugą dłoń pod jego obrożę i szarpnął za nią zdecydowanym ruchem, tak by był w stanie złączyć ich wargi w nagłym, niemalże agresywnym pocałunku.
Shinhyun.
To imię było nawet ładniejsze.
Shin.
Dużo ładniejsze.
Shinnie.
Powrót do góry Go down
Syriusz Lavrentyev

Syriusz Lavrentyev


Liczba postów : 127
Join date : 26/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 EmptyNie Lis 01, 2020 9:09 pm

Zaśmiał się urywanym śmiechem, jakby nie potrafił do końca złapać oddechu - cóż, tak rzeczywiście było, dlatego zabrzmiał prawie tak, jakby się lekko zakrztusił. Gdyby umiał czerwienić się z zażenowania, byłby w tej sekundzie niezwykle soczystych kolorów. Był zarumieniony - owszem, ale z pewnością nie dlatego, że nagle zabrakło mu pewności siebie. Krew mocno uderzała o ścianki żył, aż czuł szaleńcze bicie serca w opuszkach palców, którymi przesunął w roztargnieniu po skroni mężczyzny zanim ponownie się nie odezwał, ochrypłym, nieco niższym nic zwykle głosem. Różowawe plamy odznaczały się jaskrawo na chorobliwie bladej skórze.
- Tak często zmieniasz zabawki, Lennie? - mruknął, minimalnie pochylając się nad nim, jak gdyby chciał odgadnąć wyraz twarzy czarnowłosego, co, rzecz jasna, nie skończyło się sukcesem. Len był jednym z najbardziej zagmatwanych ludzi, jakich w ogóle kiedykolwiek spotkał w swoim niedługim jeszcze życiu. Teraz też coś było nie tak, Shinhyun odnosił wrażenie, że tak naprawdę nigdy nie powinno go tu być - w tym mieszkaniu, w tym łóżku, siedząc jak gdyby nigdy nic na tym człowieku, który najwidoczniej czuł teraz coś, czego Syriusz może się tylko domyślać, ale wie, że nigdy nie usłyszy prawdy bezpośrednio od Shima. A jeżeli nie od niego, to od nikogo. Mimo to czuł, że w tym momencie nie jest w stanie się już wycofać. Było za późno, by udać, że nic się nie dzieje, skoro musi zostać w mieszkaniu przez cały następny dzień, godząc się z resztkami swojej godności. Raz jeszcze musnął wargami ramię Lena, tym razem w miejsce bliżej samej szyi, a zobaczywszy jego drgnięcie, poczuł coś niezdrowego w jego mniemaniu. Zadowolenie. Skrzywił się przy jego skórze dopiero na jego następne, jak zwykle zgryźliwe, słowa. - A jak tam horyzonty z dołu?
Podniósł głowę tak, że ponownie znajdował się twarzą w twarz z Shimurą. Zafascynowany, prześliznął wzrokiem po smukłej szyi mężczyzny, gdy odchylając się do tyłu, sprawiając, że Syriusz zapragnął przesunąć po niej zębami lub przyssać się do skóry; cokolwiek, byle poczuć ją dokładnie, jakby próbował zniwelować głód. Odsunął od siebie myśl nieprawidłowości tej sceny, dając sobie spokój choć na chwilę. Dlaczego miałby się przejmować, prawda?
Nim zdążył podjąć decyzję, poczuł te same lodowate dłonie dotykające go wcześniej - jedna z nich była przy karku, co od razu spowodowało, że drgnął gwałtownie, zaś druga szarpała za skórzaną obrożę. Nie zdążył się jednak nawet porządnie zdziwić nagłością jego postępowania, gdyż poczuł bardzo ciepłe - w odróżnieniu od wspomnianych dłoni - wargi na swoich, napierające z na niego taką intensywnością, że zderzyli się krótko zębami z głuchym szczękiem. Syriusz wziął głęboki, głośny oddech przez nos, zanim zaciekle nie odwzajemnił pocałunku, wsuwając język pomiędzy jego usta, póki miał jeszcze ku temu okazję. Jedną - tę nie obandażowaną - rękę zgiął w łokciu i oparł się na przedramieniu obok głowy Shimury, nie wahając się zakleszczyć palców na czarnych miękkich włosach. Po krótkiej chwili działał już instynktownie, stwierdzając, że byłoby głupotą czekać kolejne sekundy - innymi słowy je marnować, skoro i tak nie mógł dojść do konkluzji; uniósł biodra, przenosząc ciężar ciała na ramię i ani na chwilę nie przerywając pocałunku. Wolną dłonią powędrował po torsie mężczyzny, aż zahaczył palcami o krawędź spodni. Sięgnął do ciemnego paska i rozpiąwszy go dość sprawnie, odpiął także rozporek. Następnie nie zastanawiając się za długo, wsunął dłoń pod materiał bielizny i przygryzł jego dolną wargę. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie jest sam sobą w tej chwili zdziwiony.
Powrót do góry Go down
Len Shimura

Len Shimura


Liczba postów : 123
Join date : 21/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 EmptyNie Lis 01, 2020 9:09 pm

Czując, jak palce chłopaka błądzą po jego twarzy, uniósł powieki z przesadną subtelnością, jakby sam zwlekał ze spojrzeniem spod nich na wykwitłe na bladych policzkach rumieńce; może dlatego, że chęć zobaczenia ich wynikała jedynie z jego ciekawości, którą sam był w stanie zaspokoić pewnością zachodzących w ludzkim ciele reakcji chemicznych? Nie musiał przecież wcale otwierać oczu, by wiedzieć, jak wyglądała w tej chwili twarz Shinhyuna; był w stanie wyczuć to nawet przez jego pulsujący krwią dotyk. Ale zrobił to - patrzył na niego, rozkoszując się potwierdzeniem zwykłych, naukowych zasad, co nie zdarzyło mu się nigdy przedtem. Wcześniej taka rzecz wydawała mu się oczywista, w końcu była faktem, a fakty były czymś, co zawsze dało się udowodnić, jednak w przypadku Kima... mimo wszystko, nadal nie umiał powiedzieć, jakie emocje dokładnie przeżywał. Wiedział tylko, że było ich na tyle dużo, by - jak większość ludzi - zmusił się do skupienia na uporządkowaniu ich, przekazując przy tym kontrolę nad resztą swojej podświadomości, z czego wynikały te przypadkowe gesty. I choć jego ruchy faktycznie były dość chaotyczne, to Len wciąż nie mógł odmówić im tej niewłaściwej dla kogoś jego pokroju finezji. O ile wcześniej nie poświęcał jego rękom więcej uwagi niż tym, które amputował, o tyle teraz myśl o tych smukłych dłoniach robiących cokolwiek wydała mu się niewymownie pociągająca.
Westchnął głośno, nie pozostawiając cienia wątpliwości co do swojego zniecierpliwienia, kiedy Syriusz je cofnął.
Zabawki mają to do siebie, że się psują — odpowiedział; echo tego westchnienia zdołało zabrzmieć jeszcze rozdrażnieniem w jego tonie, nim na powrót stał się beznamiętny. — Zwłaszcza wtedy, kiedy wpadają w niedelikatne ręce.
Na przykład ręce przyszłego chirurga?
Jego umysł, który miał dzisiaj wyjątkowo... abstrakcyjne ciągi skojarzeń, podsunął mu nagle nonsensowne wspomnienie z dzieciństwa, kiedy to miał obsesję na punkcie dowiedzenia się tego, co ma w sobie człowiek. Rozpruł ulubioną pluszową zabawkę, by z rozczarowaniem odkryć, że jest wypchana watą - natychmiast uznał, że nie mogło mieć to wiele wspólnego z ludzkimi wnętrznościami i na szczęście zdołał uzupełnić ubytki w swojej wiedzy sekcją zwłok przeprowadzoną na martwym kocie, zanim zdołał zabić któregoś ze swoich rówieśników, polecając im skok z wysokości przy argumentacji “zabawce by się nic nie stało”.
Potrząsnął głową, koncentrując się na słowach Shinhyuna. Dlaczego, do cholery, myśli o takich głupotach…
Ciekawie — wymruczał, mając w końcu przed oczami głównie dolne partie jego ciała.
Zaangażowanie Shinhyuna w późniejszy pocałunek nie wywołało w nim już żadnego zaskoczenia, choć kiedy ręka czarnowłosego - już zdecydowanie pewniej - przesunęła się w kierunku jego spodni, uniósł lekko brwi. Mimo wszystko było to wykazanie jakiejś inicjatywy, której nie tyle się nie spodziewał, co zwyczajnie jej nie oczekiwał. Pozwolił mu je rozpiąć, ale nim zdążył zrobić cokolwiek innego, zatrzymał go, łapiąc jego nadgarstki i odpychając je. Wydostał się spod niego, by oprzeć plecami o ścianę, przy której stało łóżko i chwilę później znowu chwycić go za obrożę, choć już nie tak gwałtownie; w sposób, który dawał mu jedynie znać, w którą stronę powinien się ruszyć. Rzecz jasna, gdyby nie zareagował właściwie, Shimura włożyłby w to więcej siły, której wcale mu nie brakowało. Przyciągnął go do siebie, tak że teraz znajdował się - z praktycznego punktu widzenia - w raczej niewygodnej pozycji, z kolanem Lena między jego udami. Bez dwóch zdań miało to jednak również i swoje, no cóż, dobre strony, ale mężczyzna nie wyglądał na ani trochę przejętego tym, co zrobił. Dopiero gdy (co trzeba gdzieś koniecznie odnotować - łagodnie) zetknął wierzch dłoni z powierzchnią bandażu, a następnie zbliżył ją do ust, zlizując z niej kilka czerwonych kropli, jego oczy rozbłysły gwałtownie w jakimś dziwnym paroksyzmie ekscytacji, który szybko ukrył pod powiekami. Wcześniej bicie serca osłabionego chłopaka było prawie niedosłyszalne, ale w tym momencie zdawało się wypełniać cały pokój, a tętno w jego żyłach ogłuszało. Odetchnął powoli, ignorując zbyt metaliczny posmak krwi Syriusza na języku. Czy on coś w ogóle jadł?
Krwawisz — stwierdził rzeczowo, rejestrując przy okazji na swojej nodze, że zupełnie nie przeszkadzało to Shinhyunowi w dość… namacalnym odczuwaniu podniecenia. Przechylił głowę, patrząc na niego z ukosa, jakby to była jego wina, że zachodzą w nim jakieś procesy fizjologiczne. Nie żeby wszystkie mu przeszkadzały, ale… Przełknął ślinę. Kiedy był zmęczony, jego zmysły stawały się paradoksalnie jeszcze bardziej wyczulone i pozbycie się z głowy specyficznej woni hemoglobiny nie okazało się taką prostą rzeczą, w szczególności gdy jego obecne axis mundi było tak blisko. — Nie powinieneś się ruszać, nie uważasz?
Przewrócił go na plecy, zachowując przy tym uprzednią ostrożność, którą łatwo było pomylić z czułością. Przechylił się przez krawędź łóżka, na oślep znajdując leżący na podłodze krawat, i wrócił z nim do Kima, nad którym zawisł z zadowolonym uśmiechem. Zbyt zadowolonym. Jakby właśnie udało mu się zwabić jakąś duszę do piekła. Skoro przy tym jesteśmy, to wypadałoby sprawdzić, czy na pewno nie miał rogów.
W ogóle — doprecyzował już podczas wiązania jego rąk, które zajęło mu stanowczo za krótko, by nie domyślić się, czego następstwem była ta wprawa.
Ale czy to naprawdę było ważne? Pochylił się nad raną postrzałową, przez chwilę badając ją w milczeniu, nim wreszcie - uznając widocznie, że wcale nie jest z nią tak źle, jak myślał albo jak próbował to komuś wmówić - przesunąć się niżej i zająć w końcu ściągnięciem z niego spodni. Zniżył się jeszcze mocniej, tak, by miękko musnąć ustami jego biodro, o kość którego otarł się przypadkowo policzkiem, nim zahaczył zębami o bokserki Shinhyuna. ...których nie zdjął, bo przecież drażnienie go przez materiał dostarczało mu z pewnością wiele ciekawszych emocji. Takich jak, nie przymierzając, zniecierpliwienie, bynajmniej niebędące sprowokowane jego własnym. Bynajmniej.
Powrót do góry Go down
Syriusz Lavrentyev

Syriusz Lavrentyev


Liczba postów : 127
Join date : 26/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 EmptyNie Lis 01, 2020 9:12 pm

Czy ręce chirurga nie powinny właśnie jak najdelikatniejsze? Precyzyjne?
Słowa Shimury brzmiały w jego głowie jak echo i choć zastanawiał się nad nimi, nie kwapił się póki co do składania sensownego zdania i wypowiadania go na głos. Jeszcze przez pewien czas rozkoszował się swoim momentem supremacji, mimo iż przeczuwał, że niedługo nadejdzie jej nieuchronny koniec. Miał może nie tyle co satysfakcję z tego, co robił, ale na pewno czuł podekscytowanie, że na tę chwilę przejął kontrolę. Gdyby miał opisać to uczucie, chyba nie byłby zrobić tego stuprocentowo poprawnie i elokwentnie. Płynna ekscytacja pulsowała w jego żyłach i, choć mogło wydawać się to zwyczajnie niezdrowe, czerpał zadowolenie z tej absurdalnej sytuacji. Jak to było - carpe diem? Z zamkniętymi oczyma był jak w hipnozie, trochę odcięty od rzeczywistości, ale odbierający wszelkie bodźce tak intensywnie, jak to tylko było możliwe. Dlatego też nie potrafił ukryć gwałtownego przypływu zdziwienia, gdy Len odepchnął w chwili jego dłonie. Lekko uchylił usta, pewnie chcąc coś powiedzieć, ale nim zdążył wprowadzić swoje struny głosowe w drganie, został szarpnięty za skórzaną obrożę do góry. I chociaż nie był to mocny ruch, Shinnie wydobył z siebie głuche warknięcie. Czyżby Shimura odkrył swoje nowe hobby - ciągnięcie za obrożę? Chociaż - poprawka - z pewnością nie było ono nowe.
Próbował sobie przypomnieć czemu w ogóle nosił ten, stary już, skórzany pasek na szyi, ale przyszło mu to z trudnością. Miał go praktycznie od zawsze, a raczej - od kiedy zaczynał mutować, co przychodziło niezwykle inwazyjnie od kiedy skończył siedem lat. To z kolei pamiętał doskonale - chwała, gdyby zapomniał. Pierwsze, co się pojawiało, było futro - z początku cienkie, ciągle wypadające. Skóra w tamtym miejscu swędziała jak diabli i nie mógł się do tego przyzwyczaić. A przecież mówili mu od urodzenia - “nie uchronisz się od tego, prędzej czy później ta zaraza cię dopadnie i od niej zdechniesz”. Prawdę mówiąc miał szczęście, że przeżył siedem względnie spokojnych lat, choć z drugiej lepiej by było, gdyby się taki po prostu urodził. W każdym razie futro i tak było niczym w porównaniu z rośnięciem ogona. Wciąż czuł ból wzdłuż całego kręgosłupa, gdy o tym myślał. Obrożę dostał od swoich przyjaciół, wtedy jeszcze dzieci, a i tak już gorzko naśmiewających się z okrucieństwa współczesnego życia. "Wierny pies powinien mieć obrożę" - mówili. Ciekawe było ich myślenie wtedy.
Gdy całował Shimurę, można by stwierdzić, że pogodził się z tym, iż mutuje. Skoro jego życie i tak miało trwać okropnie krótko, kto będzie wypominał mu, że przespał się z nienormalnym mordercą-chirurgiem z wątpliwym poziomem moralności?
Cholerny nikt.
No może Selwyn.
Jęknął cicho, zagryzając opuchnięte wargi. Czując nawet znikomy dotyk w teraz tak wrażliwym miejscu, odczuwał kujące iskierki w swojej głowie i na skórze. Podniósłszy wzrok znad klatki piersiowej Lena, teraz zza czarnej grzywki przyglądał się surowym rysom twarzy Shimury. Tak intensywne spojrzenie jednocześnie mogło mówić o chęci zabójstwa i najgłębszym wyznaniu uczuć; w tym przypadku stawiać byłoby lepiej na wersję pierwszą.
Najpierw zarejestrował dotyk przy swoim obojczyku, następnie zaczerwienioną dłoń Lena, a dopiero na końcu uczucie wilgoci i lekkie pieczenie w miejscu postrzału, o którym niemalże całkiem już zapomniał. Czym w ogóle był tamten ból? Coś takiego istniało?
- Nie zauważyłem - mruknął, zachrypnięty. Dostrzegłszy niewielką plamkę krwi na ustach mężczyzny, miał ochotę ją zlizać. Zmarszczył nos, znów lądując plecami na miękką pościel. I w momencie aż świat zawirował w wyniku zmiany pozycji, zaś mdłości odczuł, jakby nie należał do swojego ciała. Przestał sobie ufać w tej chwili; chyba tylko dlatego tak bez walki pozwolił, żeby czarnowłosy go związał.
Niedobrze mi…
Wypuścił wolno powietrze, doliczając zaledwie do pięciu, nim ciarki nie rozeszły się po jego ciele w wyniku tak alogicznie subtelnego dotyku ust, przez które aż miał ochotę krzyczeć z niemocy. Po co to złudzenie delikatności? Żadnej czułości tu nie było, chyba że ktoś bardzo oryginalnie definiuje te pojęcie, acz akurat Syriusz nie był aż na tyle wyjątkowy pod tym względem. A jeszcze bardziej nie lubił nieszczerości. Woląc odbierać czynności Lena prawidłowo - czyli drażliwie - wpierw szarpnął nadgarstkami, przekonując się tym samym, że straci czas na wyswobadzanie się, więc następnie związane ręce skierował w dół, zanurzył palce w kruczoczarnych kosmykach i zacisnął je mocno. Pociągnął za nie tak, by Shim nieco uniósł głowę, i wtem rebeliant spojrzał na niego abstrakcyjnie spokojnie jak na osobę, która ma chęć kogoś uderzyć.
- Ty uwielbiasz mieć kontrolę nad cholernym wszystkim, prawda?
Powrót do góry Go down
Len Shimura

Len Shimura


Liczba postów : 123
Join date : 21/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 EmptyNie Lis 01, 2020 9:14 pm

“Nie zauważyłem”.
Len z najwyższym trudem powstrzymał się od rzucenia uwagi w rodzaju “gdybyś zauważył, ja nie musiałbym tego zauważać za ciebie”, bezwarunkowo zakończonej pejoratywnym rzeczownikiem mającym zastąpić imię chłopaka.
Chociaż właściwie, gdyby się nad tym zastanowić, brzmiało to całkiem zabawnie.
Cześć, nazywam się Shinhyun. Nie zauważyłem, że krwawię z dwudziestu jeden miejsc”.
Skoro o tym mowa, obrzucił łóżko krytycznym wzrokiem, na tyle na ile pozwalał mu panujący w sypialni półmrok, i już otwierał usta, by wyrazić swoje zdegustowanie, jednak… nie. Nie warto było zmuszać swoich strun głosowych do pracy dla słów, które miały nie dotrzeć do mózgu adresata; do mózgu tego adresata bowiem mało co docierało, a wśród tej mniejszości z pewnością nie miała miejsca dezaprobata odnośnie jego osoby. Mężczyzna westchnął pretensjonalnie, zamykając oczy, jakby w ten sposób udawanie, że wszystko jest tak czyste jak zawsze, było łatwiejsze.  Ale kiedy jeden ze zmysłów zostaje wykluczony z percepcji, pozostałe zaczynają z czasem działać dwa razy mocniej, by nadrobić ten brak, tak też się właśnie teraz stało. Woń krwi uderzyła w niego ze zdwojoną siłą, więc, chcąc nie chcąc, uchylił powieki, skupiając rozkojarzone spojrzenie na postaci czarnowłosego.  I tym razem, choć miał na końcu języka znacznie bardziej rozbudowany (w kwestii zawartych w nim inwektyw, oczywiście) komentarz, zdołał ograniczyć się do gardłowego:
Gorzej niż gdyby przewaliło się tędy stado dziewic.
A przecież jest tylko jedna.
Krew rzadko kiedy tak na niego oddziaływała - inaczej nie dałoby się go sobie wyobrazić w roli chirurga, a przecież nim był i to, jeśli wierzyć powszechnym opiniom, był jednym z tych ponadprzeciętnych ludzi zawracających dusze z drogi do piekła. Albo nieba. Ale o tym już nikt nie mówił.
Nie tylko krew, ale w ogóle cokolwiek rzadko na niego oddziaływało jakkolwiek, żeby być ścisłym.
Chyba że…
Zignorował następną myśl, już przed jej pojawieniem się przeczuwając instynktownie, o czym będzie; nie musiał się nad tym zastanawiać. Nie potrzebował wewnętrznej analizy własnych pragnień, zwłaszcza że nie przejmował się nawet tymi, które teoretycznie powinny wywołać w nim jakiś sprzeciw. Cóż, po prostu miał w sobie tak ogromne pokłady wyrozumiałości wobec swojego id… jak na standardowego psychopatę przystało.
Wydał z siebie coś w rodzaju stłumionego warkotu, gdy poczuł palce Syriusza w swoich włosach. Kiedy jednak zdecydował się za nie pociągnąć - zresztą, po co nam te eufemizmy, ten idiota ewidentnie od początku miał taki zamiar - Len zgodnie z jego życzeniem uniósł głowę. Spojrzał na niego oczami, które, zależnie od światła, raz zdawały się mieć tak nieskończoną głębię, że można w nich było utonąć, a raz wyglądały na szklane; płytkie, puste, bez wyrazu. Teraz dało się odnieść to drugie wrażenie, wyczytanie z nich czegokolwiek było więc jeszcze trudniejsze niż zwykle. Czyli, w przypadku Shimury, zwyczajnie niemożliwe.
Uniósł brwi na jego słowa, przez moment trwając w stuporze, nim w końcu roześmiał się cicho.
Cholera — mruknął, po czym położył głowę na jego biodrze, wciąż na niego patrząc. Było to w jakiś niewyjaśniony sposób zachowanie tak mocno upodabniające go do kota, że uderzenie go w tej chwili byłoby niewybaczalne. Uniósł kąt ust, delikatnie przesuwając lodowato zimną dłonią po wystających żebrach Kima, bardziej jakby głaskał ulubione zwierzę niż dotykał człowieka, chociaż nie dało się wytłumaczyć, skąd brało się to przeświadczenie. Może z tego jego perfidnego uśmiechu, przy którym każde słowo brzmiało jak aluzja. — Rozgryzłeś mnie, Shinnie.
Lekko zahaczył zębami o jego skórę, zdecydowanie zbyt ciasno opinającą kości. To jakby mu o czymś przypomniało, bo powiedział nagle, poważnym i bezbarwnym głosem całkowicie różniącym się od tego, którym mówił zaledwie minutę temu:
Jeżeli ty jesteś głodny, wystarczy poprosić.
I hate being bipolar, it's awesome.
Zaraz po tym wyrwał się mu, a że nie wziął pod uwagę faktu, iż może trzymać go dość mocno, skrzywił się nieco z bólu. Kiedy dokańczał swoją myśl, robił to tonem już o wiele bardziej z tego powodu afektywnym, ale - tak, jakbyście zgadli! - afektywnym negatywnie:
Ale słowo “proszę” oczywiście nigdy nie przejdzie ci przez gardło, co?
Powrót do góry Go down
Syriusz Lavrentyev

Syriusz Lavrentyev


Liczba postów : 127
Join date : 26/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 EmptyNie Lis 01, 2020 9:15 pm

Może gdyby miał możliwość, sam dotknąłby bezwiednie owej krwawiącej rany, która przez jakiś czas była w centrum zainteresowania Shimury, aczkolwiek jego ręce wciąż trzymały kosmyki czarnowłosego mężczyzny, wzbudzając w Syriuszu jakieś takie niebywale przyjemne uczucie. Chciałby poczuć więcej, mógłby sunąc paznokciami po nagiej skórze, wbijać je głębiej i napastliwiej, mógłby też gryźć i kosztować jego smaku. Bardziej. Niegdyś być może czerwieniłby się ze wstydu, że pragnie bliskości czyjejś osoby tak zapalczywie, lecz przecież on sam nie już tym samym człowiekiem, co kiedyś. Wpatrywał się w te opisowo puste, szklane oczy, nie próbując ich zrozumieć. A jak mogłyby wyglądać teraz oczy Syriusza? Duże, głęboko niebieskie, przyjmujące ładniejsze miano fiołkowych, ze źrenicami mocno rozszerzonymi – u normalnego człowieka prawdopodobnie niemożliwymi do osiągnięcia, jednak tak bardzo wynaturzone, pozmieniane ciało nie mogło reagować w sposób tak zwyczajny jak każde inne; bodźce świetlne więc niewiele wpływały na ich rozmiar. Na ułamek sekundy widziany obraz rozmazał się, znowu przypominając, że chyba coś dzieje się z nim nie tak; traci przytomność? Ślepnie? Stracił chwilowe opanowanie, czując z jednej strony ciepło policzka arystokraty, a z drugiej lodowy chłód szczupłych dłoni, przez który wygiął się tak, jakby bardziej chciał schował się w głąb łóżka, niż garnął do tych gestów. Ledwo słyszał ten stłumiony śmiech, sam będąc raczej zniecierpliwionym niż rozbawionym – nawet ironicznie, przez czekanie. Uniósł brwi, gdy ten wyszarpnął się z jego faktycznie dość mocnego uścisku i syknął chwilę potem.
- Ups – mruknął. Mógłby w prawdzie powiedzieć, że jest mu przykro, tylko po co kłamać, jeśli nie ma ku temu potrzeby? Mama byłoby może z niego dumna w tym momencie, pomijając oczywiście fakt, że jej syn chce przespać się ze swoim naturalnym wrogiem. Omal nie pogłaskał go po tej naburmuszonej główce, aczkolwiek zamiast tego uniósł dłonie nad własną głowę, rozciągając się leniwie i tym razem nie wytrzymawszy, uśmiechnął się z sarkazmem.
- Oczywiście, że jestem głodny – odparł, nawet oblizując usta spierzchnięte po ostatnim pocałunku, który wydawał się mieć miejsce wieki temu. Zmrużył powieki, przyglądając się moment swoim związanym nadgarstkom, a chwilę później przysunął je do warg i zębami poluzował lichy węzełek. Prędko uwolnił dłonie i nie zastanawiając się długo, podniósł się nieco, by z powrotem opleść szyję Shimury krawatem, czyli tam, gdzie jego miejsce. Zawiązał go prowizorycznie, a zaraz ponad nim ujął bladą skórę w zęby i lekko pociągnął ku sobie. - A co, nakarmiłbyś mnie, Len?
Ku zdziwieniu samego siebie zastanowił się nad jego następnymi słowami i, będąc szczerym, nigdy nie miał problemu z tym, aby kogoś o coś poprosić. Rzadko oczekiwał od kogoś pomocy, więc częstotliwość wymawiania tego magicznego słowa nie jest duża, ale to już inna sprawa.
- Właściwie nie mogę wyjść ze zdumienia, że tobie zdołało przejść. To pewnie była ciężka droga – powiedział, odchylając się lekko do tyłu.
Rozejrzał się trochę po pokoju i nagle przypomniał sobie komentarz swojego przeuroczego towarzysza na temat porządku, a następnie pełne wyrzutu westchnięcie i uśmiechnął się jeszcze raz. Zdążył oczywiście zauważyć, że obsesja Shima to niemal pedantyzm, ale kto, jak nie Syriusz, miałby strzępić jego nerwy?
Namierzając poduszkę za sobą, strącił ją na ziemię. Oj, Shinnie, jak dziecinnie! Shimura z pewnością oszalałby w zonie. Nie powinien się nawet do niej zbliżać. Z jakiegoś powodu nawet nie chciał, by ten wszedł prosto w przerażający tłum ludzi, którzy nienawidzą go tylko dlatego, że jest poddany rządowi.
Nienawiść Syriusza do Lena była bowiem inna!
Westchnął uroczyście, mogąc wreszcie dotknąć swojej rany, która rzeczywiście zabarwiła na rubinowy kolor uprzednio biały bandaż. Roztarł w palcach ciepłą, lepką ciecz i przyłożył tę samą dłoń do policzka Lena, ciągnąć opuszkami w dół.
- Zaczyna być nudno, Lennie. Tak traktujesz swoje ofiary? Umierają z braku zajęcia?
Powrót do góry Go down
Len Shimura

Len Shimura


Liczba postów : 123
Join date : 21/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 EmptyNie Lis 01, 2020 9:17 pm

Wyjątkowość jego oczu - a może powinien nazywać je ślepiami? - widocznie na niego nie działała, bo jego wzrok ani trochę nie złagodził rysów twarzy mężczyzny, nadal układających się w wyraz, który bez wątpienia nie świadczył o zauroczeniu.
Nie zareagował jednak żadnym konkretnym gestem na to, że Kim rozwiązał krawat. Zignorował nawet zawiązanie mu go na szyi. Chociaż wewnątrz niego gromadziły się takie pokłady tłumionej agresji, jakich od dawna tam nie było, zewnętrznie praktycznie tego nie okazywał. Tylko jego zęby zaczęły stwarzać pozory ostrzejszych przez ogólną, nieuchwytną dzikość, jaką przybierała w takich chwilach jego sylwetka, co zwykle wywoływało w innych ludziach trudny do wytłumaczenia psychiczny dyskomfort - usprawiedliwianie go tym, że napięte mięśnie Shimury wyglądały jak u pantery szykującej się do skoku, brzmiałoby przecież głupio. Ale Len naprawdę sam miał coś ze zwierzęcia; może i więcej niż mutant, którego tak bardzo za to tutaj nienawidzono. W każdym razie gryzienie go było jeszcze gorszym pomysłem niż wcześniej. Kto w ogóle gryzie kanibala, do cholery?
Oczywiście — powtórzył chłodno w odpowiedzi jego własne słowa. Z tym, że - w przeciwieństwie do chłopaka - intencje Lena dalekie były od żartów. Uniesione w zimnej furii kąciki ust mogły sprawiać wrażenie, jakby się uśmiechał, jednak nawet jeśli tak by się komuś zdawało, wciąż był to ten rodzaj uśmiechu, którym drapieżnik, chcąc nie chcąc, musi pożegnać swoją ofiarę. —  Wszystko to kwestia odpowiednio przekonująco wyartykułowanej prośby. Jeśli wiesz, co mam na myśli.
Bo jeśli nie wiesz, to za chwilę uzupełnisz ubytki w wiedzy.
Ze względu na to, że zdecydował się odchylić głowę, bezmyślnie eksponując szyję, zaszczyt poznania spojrzenia mogącego kruszyć diamenty musiał spocząć właśnie na niej. Fakt, że uwydatnione ścięgna zaczęły być... apetyczne w jego percepcji, przypomniał mu o tym, że sam jest głodny. Cóż, najpierw trzeba zaspokoić głód gościa, później swój, czyż nie? Tak chyba nakazywałyby zasady dobrego wychowania, a przecież on był dżentelmenem.  
Na szczęście przez Twoje gardło wychodzi - a zapewne i wchodzi - z łatwością wiele rzeczy, dlatego do teraz nie usłyszałem tego „proszę”... ponieważ teraz już zdecydowanie mam ochotę je usłyszeć.
...z iście dżentelmeńskimi uwagami.
Dlaczego, dlaczego zachowywał się przy nim tak, jakby był takim szczeniakiem co on? Przecież dzieliła ich różnica... zmarszczył nos. Właściwie to jaka różnica? Czy kiedykolwiek pytał o jego wiek? Wiedział jedynie, że z pewnością jest od niego znacznie starszy, ale...
Nie mógł poświęcić dużo czasu na tę refleksję, bo Kim przerwał ją zaraz zrzuceniem poduszki na podłogę. Otworzył usta, by powiedzieć jakiś komentarz odnośnie tego... zdarzenia, ale nic konstruktywnego oprócz bezbarwnego „...Ty chuju” nie przyszło mu na myśl, a i to chyba nie byłoby zbyt odkrywcze.
Ach. Dlatego.
Każdy człowiek ma taki przycisk, którego nie należy za żadną cenę naciskać. Syriusz miał to, rzecz jasna, radośnie w dupie, i zamiast go nacisnąć, zaczął po nim jeszcze skakać.
Len przymknął oczy, wdychając zapach krwi rozcieranej przez niego na policzku, który prawie że skraplał się metalicznym posmakiem na jego języku. Uchylił powieki, oblizując wolno wargi i patrząc na Shinhyuna w jakiś... dziwny sposób. Bez słowa wstał, co oczywiście wiązało się ze zrzuceniem go na podłogę (za poduszką), i podszedł do komody, by uklęknąć przy niej i wyciągnąć coś z szuflady. Wrócił do nadal leżącego na ziemi chłopaka, który nie miał zbyt wiele czasu, by jakoś na to odpowiedzieć, i... minął go, siadając na krawędzi łóżka naprzeciwko, choć przez moment wyglądał, jakby miał się na niego rzucić. Nie oznaczało to jednak, że zamierzał zostawić go w spokoju - wręcz przeciwnie, nagle i bez wahania chwycił go za szczękę, brutalnie zwracając jego twarz ku swojej.
Nie musisz się przejmować, Shinnie — wymruczał w końcu, zaciskając palce jeszcze mocniej we właściwym miejscu na jego żuchwie. Właściwym dla niego, bo Shinhyunowi z pewnością sprawiało to fizyczny ból. Nie żeby trwało to długo - tylko tyle, ile zostało mu do osobiście przez niego wyznaczonego terminu bliższego spotkania z podłożem. — Pamiętam, że masz się za zbyt szczególnego, by kończyć jak inni, dlatego dostaniesz swoje upragnione zajęcie, kiedy o nie poprosisz. I to jakie interesujące - sam sobie zrobisz jeść.
Ciśnięcie nim o ziemię było tak łatwe, że gdy podniósł go za skórę na karku, wbijając w nią paznokcie do krwi, spodziewał się znacznie większych obrażeń, niż szkarłatnej strugi ściekającej z jego ust. Z pewnym zdziwieniem doszedł do wniosku, że go nie doceniał.
Siłą odwrócił jego głowę profilem do siebie. Z jego perspektywy wyglądało na to, że chce mu po prostu spojrzeć w jedno z tych jego wypełnionych po brzegi dziecięcym zbuntowaniem oczu, ale Lena zupełnie nie obchodziły emocje, które w nich widział. Kontrolował tylko reakcje jego organizmu, uważając na to, by nie doprowadzić go do stanu omdlenia. Też bynajmniej nie z troski o zdrowie rebelianta - po prostu, skoro już się rozbudził, nie chciał kończyć zabawy tak wcześnie. Mimo wszystko ci ludzie byli strasznie delikatni. Ledwo ich dotknąć, a już przestawali się nadawać do użytku. Westchnął z niesmakiem, zwalniając uścisk, ale wciąż go nie puszczając. Nachylił się za to do niego.
Proś. — Szept, który dotarł do jego ucha razem z ciepłym powietrzem wywołującym dreszcze w zetknięciu z zimnym ciałem, był zdumiewająco... miękki, a już zupełnie kontrastował z gwałtownością ruchów Shimury. Cofnął się lekko, aby włożyć do ust kilka białych pastylek, które trzymał w dłoni, i zbliżyć z powrotem do Shinhyuna. Zlizując krew z jego warg też był już wręcz przesadnie spokojny i dopiero dźwięk rozkruszanych tabletek poprzedził o wiele mniej subtelny pocałunek, służący właściwie wepchnięciu mu ich do gardła.
Powrót do góry Go down
Syriusz Lavrentyev

Syriusz Lavrentyev


Liczba postów : 127
Join date : 26/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 EmptyNie Lis 01, 2020 9:18 pm

Po owym radosnym skakaniu na zakazany przycisk, zatrzymał się gwałtownie, uświadomiwszy sobie z głębokim bólem, że Len miał rację. Przyszedł tutaj kompletnie nieproszony, w dodatku tylko i wyłącznie przez własną nieuwagę i głupotę. Pomyśleć, że gdyby jedynie był ostrożniejszy i nie dał sobie wpakować kuli w bark, obecna sytuacja nigdy by nie zaistniała, a w każdym razie nie teraz, nie tak szybko i nie musiałby ulegać żadnym słowom, co tak bardzo kłóciło się z jego rebelianckim usposobieniem. Zacisnął z niezadowoleniem zęby, nim z powrotem przywrócił się do pionu. Nie mógł w tej chwili pozwolić sobie na rozproszenie uwagi, teraz całkiem skupionej na kruczowłosym mężczyźnie. Niemal pokręcił głową ze zdziwienia, widząc, jaką reakcję wymusza na Shimurze widoczna obecność krwi. Co go tak ekscytowało? Zapach, smak? Kolor? Może wszystko naraz? U nikogo innego nie widział tak intensywnego zafascynowania czymś, przez co inni ludzie zazwyczaj panikowali czy też cierpieli. Rejestrując natychmiast ruch Shimury, poczuł uczucie pustki w brzuchu, zupełnie jakby nie posiadał wcale żołądka, jakby instynktownie wyczuwając, że zaraz ucierpi. Na ogół raczej harmonijne gesty Lena, przybrawszy na ostrości, zaczęły wywoływać u niego niepewność. Przekonał się o poprawności swoich domysłów, kiedy zepchnięty z łóżka stracił równowagę i uderzył o twardą posadzkę, a upadek, choć z tak nic nieznaczącej wysokości, wydusił z jego płuc głuche westchnięcie. Dzięki swojemu niezawodnemu szczęściu, nie trafił w zrzuconą przez siebie poduszkę, a ironicznie zaraz obok niej. Zawroty głowy znowu zmieszały obraz przed jego oczami, kiedy uderzył tyłem czaszki w posadzkę. Zamrugał kilka razy powiekami, aż wreszcie ostrość jego wzroku ustabilizowała się i zauważył przechodzącego nad nim Lena. Naturalnie zaczął się podnosić – co było przyjemnego w leżeniu na ziemi?! – ale chwilę potem niemal jęknął ze zdumienia, odczuwając gwałtowne szarpnięcie za szczękę. Gdy ten szpilkowy ból zaczął rozprzestrzeniać się powoli po twarzy i szyi, w obronnym odruchu chciał złapał za nadgarstek Shima. Gdy może na kilka sekund uścisk poluzował się, wymruczał nadzwyczaj cicho jak na swoją normalnie wyrazistą i głośną prezencję:
- Okropnie szybko można cię sprowokować.
Pewnie wypowiedzenie tych słów nie miało wielkiego znaczenia dla dalszych czynności Shimury, szczególnie że kolejne wymuszone spotkanie z podłogą nastąpiło tak nagle, iż ledwo zdążył zamknąć oczy. Chyba cudem nie uderzył nosem, a właściwie bokiem twarzy, co poskutkowało natychmiastowym ugryzieniem się w policzek i naturalnie rozwaloną wargą.
- Ja pierdolę – warknął znów niezbyt wyraźne, kiedy fala gorąca eksplodowała w jego ustach i nadeszły kolejne mdłości. Niedługo od samego smaku krwi zacznie robić mu się niedobrze, szczególnie, że był to ostatnio jego jedyny posiłek, oczywiście w wielkiej przenośni. Chcąc przełknąć gęstą maź składającą się z krwawej śliny, omal się nie zakrztusił. Coś innego od zwykłej nienawiści zaczęło kiełkować w jego umyśle, aczkolwiek nie potrafił sprecyzować tego uczucia. Jednocześnie ciekawy dalszych szalonych poczynań psychicznego lekarza, był wściekły, że znowu ten idiota osłabiał jego ciało, zupełnie jakby miał zostać w tym pechowym dla niego mieszkaniu całą wieczność. Niech najlepiej od razu wyrzuci go na śmietnik albo sprzeda na części – jak zepsuty samochód – to byłoby o wiele szybsze działanie.
No ale właśnie. Czuł, że Lenowi Shimurze nie chodziło chyba nawet o samo zadawanie bólu, a raczej czerpanie z tego jakichś swoich własnych psychicznych korzyści. Zapragnął zdrapać paznokciami skórę z twarzy mężczyzny; gdyby tylko ręce zechciały się go posłuchać.
Proś – rozbrzmiało echem w jego głowie i istotnie pojedynczy dreszcz wstrząsnął jego ciałem jak marionetką. Odzyskał całkowicie władzę w kończynach, kiedy tylko poczuł wargi drugiego na swoich; pomyślałby, że to dziwny, irracjonalny i całkiem niepasujący do reszty wydarzeń gest, dopóki nie poczuł wyjątkowo gorzkiego smaku, który konsystował się w postaci maleńkich, nieregularnych kawałków – proszku? Tabletek? Nie zauważył. Znowu uśpił swoją czujność.  
Odepchnął go i wykrzywił się z obrzydzenia, mając przeogromną ochotę wypluć to coś, ale wiedział, że było już za późno, musiał połknąć chociaż trochę. Przez ułamek sekundy zaczął obawiać się, że to ununoctium, ale jaki z tego pożytek miałby Shim? Chyba żaden. Szczególnie że był świadomy jego działania. W każdym razie – był zdezorientowany, a brakowało mu siły na gwałtowną, wyrazistą reakcję. Przyłożył dłoń do ust, jakby nie mógł uwierzyć, że ten podał mu leki – czy narkotyki? Raczej nie był to cholerny proszek do pieczenia albo mąka. Zacisnął pięść na materiale spodni starszego i podciągnął się w taki sposób, iż głowa samoistnie opadła na jego udo, a reszta ciała oparła się o nogę.
- Len, co ty wyczyniasz?
Nie chciał za nic dopuścić do siebie paniki, przecież nie było to zupełnie w jego stylu. Martwił się natomiast tym, że wspomnienia z laboratorium niespodziewanie spadły na jego barki, chcąc przybić do samego podłoża. Sam dziwił się sobie, że coś takiego sprawiło, iż zszedł z aroganckiego tonu. Dotychczas zamknięte oczy, otworzył teraz szeroko i spojrzał do góry. Myślał gorączkowo, co mógłby zrobić, żeby brunet choćby nie faszerował go lekami. Mógł znieść przecież wszystko – nawet ból. Zdecydowanie wolał dające znać, że żyjesz, cierpienie niż tępe znieczulenie nerwów, które po zatrzymaniu działania proszku, przywraca ów ból z podwojoną siłą. Myślał, a przecież sposób był taki oczywisty. Tak błahy, że w innym przypadku mógłby być nawet nim zażenowany.
Nie wiedząc jakich reakcji ciała ma się spodziewać, nie chciał wykrztusić słowa. Po kolejnym zawirowaniu obrazu przełknął ślinę, jakby miał udławić się tą wcale nieskomplikowaną frazą.
- Proszę.
Powrót do góry Go down
Len Shimura

Len Shimura


Liczba postów : 123
Join date : 21/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 EmptyNie Lis 01, 2020 9:20 pm

Sprowokować...? Uniósł brwi. Nie odbierał tego... w ten sposób. Był przecież świadomy tego, co robił, więc czy można było mówić o tym, że mu uległ? Czemu w ogóle miał ulec? Furii, którą w nim wywołał? Gdyby nie zdecydował się jej uwolnić, rozeszłaby się po jego ciele. Nie musiał tego robić. Chciał. Nigdy nie rozumiał mechanizmu prowokacji, bo nie zdawało mu się, że robi co chce, tylko naprawdę tak było.
Rozpoznał to zdanie - Shinhyun nie był oczywiście pierwszą osobą, która doznała przyjemności odczucia jego negatywnych emocji na własnym ciele i nie on jeden tak odpowiedział. Ale mimo tego, że tak wiele razy już to słyszał, wciąż nie mógł ich zrozumieć. O co im chodziło? Przecież sami tego chcieliście. Wiedzieliście, co się stanie, kiedy zaczniecie przekraczać granicę. Dlaczego więc każdy z nich udawał później, że nie miał o tym pojęcia? Reagował tak, jakby się tego nie spodziewał? Jakby wręcz wyrządził im krzywdę, karząc ich za to, co sami zrobili. Zachowywali się jak dzieci, które uważały, że wszystko im wolno. Zmarszczył znowu nos, zniechęcony jego działaniem, tak bardzo właściwym dla innych. Nie przepadał za ludźmi, którzy byli przewidywalni; to nie wzmagało w nim żadnych odczuć, a on zawsze był ich głodny.
Chłopak jednak nie był aż tak łatwy do przewidzenia, jak mu się wcześniej wydawało. Nie dość, że wytrzymał znacznie więcej od większości pozostałych, to nadal patrzył na niego tym samym wzrokiem. Miał nie zwracać uwagi na jego oczy - w końcu były bardziej interesujące rzeczy, na które mógł patrzeć - ale trudno mu było oderwać od nich spojrzenie. Widział w nich morze nienawiści i nie mógł w nim nie tonąć. Chciał je jednocześnie wyłupać z jego czaszki, by nie śmiały się więcej na niego unieść, i zachować na miejscu przez wieczność, by nigdy nie przestały, zwłaszcza że było w nich coś jeszcze, coś oprócz tej podniecającej wściekłości, czego nie potrafił rozkodować, a co bardzo go do niego przyciągało. Oczywiście fakt, że nie umiał tego pojąć, tylko podsycał jego ciekawość. Nie mógłby tak po prostu się ich pozbawić, zanim by ją zaspokoił. Wiedział, że nie dałoby mu to wytchnienia do końca życia.
Wyczuwając Kima na swoim udzie, westchnął prawie bezgłośnie, nie spuszczając z niego wzroku, w którym niczego nie było. Niczego oprócz tego błysku, który prowadził do tylko jednej myśli - chcę Cię pożreć.
Smakował jak wszyscy, a próbując go, czuł zupełnie co innego. Dotknął głowy rebelianta, zanurzając palce w jego włosach, coraz bardziej mając wrażenie oderwania od rzeczywistości. Pociągnął za nie, jakby mogły go w niej zatrzymać. Lekko.
Proszę”.
Nie zależało mu na tym.
Przestań być tak cholernie pociągający.
Popchnął go z powrotem na podłogę, tym razem jednak robiąc to tak, by oparł się ostatecznie na jego rękach, co samoistnie przekształciło się w całkowite objęcie go. Pocałował go po raz kolejny, czy właściwie musnął wargami jego wargi, nadal z gorzkim posmakiem tabletek.
Przeważnie, kiedy już wyładował swoją agresję, nie bardzo obchodziło go, co się działo później z ofiarami tego procesu. Jeśli nie mogły wstać o własnych siłach, świadczyło to jedynie o ich masochizmie, którym nie miał zamiaru się przejmować - w końcu bądź co bądź tylko zapewnił im przeżyć, których sami tak bardzo pragnęli. Teraz jednak, gdy przesuwał palcami po kościach Syriusza, coś w nim drgnęło. Myśl o tym, czy mu ich nie złamał, była tak nagła, że na chwilę aż znieruchomiał. Po co mu było to wiedzieć?
...przestań — mruknął, bardziej do siebie niż do niego, chociaż przecież wszystko było winą młodszego.
Z jeszcze większym zdziwieniem odkrył, że trudno mu powiedzieć, które bicie serca słyszy. Czy przyśpieszone tętno, które czuł, naprawdę należało do kogoś, kto był tak osłabiony, czy... Dopadł zębami jego szyi,  najwyraźniej uważając, że standardowa czynność pomoże mu wrócić do standardowych myśli. W ostatniej chwili jednak rozmyślił się i, zamiast się w nią wgryźć, pociągnął ją jedynie wargami. Chyba nie bał się samego siebie, prawda? Mimo wszystko...
Ununoctium jest słodkie — powiedział, wciąż tym samym, cichym głosem, raczej nie tyle po to, by go uspokoić, a by przerwać to milczenie, przez które nie mógł się skupić na czymkolwiek innym niż wnętrze własnej głowy, które teraz wydało mu się zasadniczo nieznajomym miejscem.
Poczuł się egoistycznie, że - zamiast go nakarmić - nadal się nim bawi. Nie każda rzecz jednak mogła się tak zmienić w przeciągu kilku sekund, więc cóż, ten egoizm nawet mu się podobał. Nie znaczyło to wprawdzie, że nie miał zamiaru dać mu jeść, ale jak mógłby go w tym momencie zostawić? Był nim tak nienasycony i tak bardzo nie chciał niczego robić z tym głodem, bo gdy trwał, był znacznie bardziej żywy, niż wtedy, gdy go już nie było. Przesunął dłoń niżej, wzdłuż jego boku, przez biodro, by kontynuować czynność, którą przerwał. Zapewne jednak znacznie mniej działał mu tym na nerwy niż przedtem, bo zdecydowanie uznał ostatnią część jego garderoby za równie zbędną co pozostałe.
Dotknij mnie. — Ten szept, któremu towarzyszyło subtelne ugryzienie w płatek ucha, wydawał się paradoksalnie o wiele głośniejszy od słów, które wypowiedział normalnie, a już bez wątpienia był bardziej... sugestywny.
Powrót do góry Go down
Syriusz Lavrentyev

Syriusz Lavrentyev


Liczba postów : 127
Join date : 26/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 EmptyNie Lis 01, 2020 9:22 pm

Ciemny materiał spodni, na którym zaciskał pięść, był zadziwiająco przyjemny w dotyku; Shin oddychał jakoś spokojniej niż chwilę temu, przesuwając bezmyślnie dłonią po udzie, o które się wtedy opierał, a robił tak chyba tylko dlatego, by się nieco uspokoić. Czuł, że coś nadchodziło – coś się zmieniało pod wpływem tego piekielnego leku, mimo że bardzo powoli i póki co nieznacznie, mimo to nie mógł się powstrzymać od myślenia o tym, jak bardzo chciałby się pozbyć proszku ze swojego organizmu. Czy jego źrenice tym razem rozszerzą się czy zwężą, zmienią się jakoś czy zostaną jak zawsze śmiertelnie nieruchome jak u martwego człowieka? Nie potrafił sam zdecydowanie przerwać ciągu tego typu bezsensownych myśli. Zapragnął w końcu zemdleć; dlaczego to jeszcze nie nastąpiło? Był taki słaby…
Zamknął ślepia, wyczuwając palce mężczyzny w swoich włosach, spodziewając się raczej kolejnej dawki bólu, którego z jednej strony nie chciał już doświadczać, lecz z drugiej niemal pragnął go tak mocno, jak chciwe tlenu płuca łakną powietrza. Subtelny gest znowu zbił go z pantałyku, a myślał, że doświadczył już każdej emocji, przebywając z Lenem. Jakaś błogość wtargnęła do jego ciała, aż omal nie wtulił głowy i policzka w tę dłoń, jak czynią w ten sposób czasem zwierzęta, które chcą być głaskane. Jakby głębiej o tym pomyśleć – czym teraz różnił się od kundla skarconego przez swojego właściciela?
Może tym, że słów tego rodzaju nie usłyszałby byle pies.
Opadł znów na podłogę, trochę jak marionetka sterowana przez lalkarza; uczucie ciepła bijącego od drugiego ciała wysoce kontrastowała z chłodem podłogi, który efektywnie przywracał mu pełnię świadomości. Widział przed sobą Shima i czuł go na sobie, nie próbując zrozumieć jego nagłej zmiany. Żyj chwilą – tak mówili? W momencie postanowił posłuchać się tej sentencji, dokładnie w tej chwili, jak odpowiedział na pocałunek. Ułamek sekundy zastanawiał się, dlaczego ciało przestaje go boleć, lecz chciał dać już temu spokój. Chciał odetchnąć. Skoro błogostan miał nadejść, nie miał innego wyboru, jak mu to ułatwić.
Chyba pierwszy raz w ciągu ich spotkania, nie mógł znaleźć słów na udzielenie odpowiedzi – nawet tej ironicznej, choć wydawała się dziwnie nie ma miejscu. Milczał więc. Drgnął, jak zawsze, gdy ktoś choćby chuchnie na jego szyję – a co dopiero ugryzie! Zmartwienia stopniowo odchodziły i znowu przybywało to samo podniecenie, co wcześniej - wyostrzało zmysły do tego stopnia, że zaczynały być głodne wrażeń.
- Skąd miałbym wiedzieć – powiedział raczej bez zastanowienia. W gruncie rzeczy cieszył się z tej niewiedzy – szczęśliwie nie musiał nigdy doświadczać działania ununoctium – z innej jednak strony teraz, wzbogacony o ten fakt, mógł w przyszłości chociaż zabić się odpowiednio wcześnie, zanim parszywe lekarstwo wyżarłoby mu mózg. Tak też była to przydatna informacja. - To morfina, prawda?
Miał wrażenie, że zmęczenie jakimś cudem się zmniejsza, chociaż nie spał już od wielu godzin.
- Nie boli. – Nawet rana postrzałowa przestała pulsować, co teraz wydawało się takie dziwne. Zupełnie jakby urodził się z tym cierpieniem i nagle zostało mu ono odebrane. - Szkoda – również mówił cicho. - Chciałem, żeby bolało.
Czuł się zadziwiająco dobrze, skupiony na każdej czynności, którą robił Len i on sam. Obroża na jego gardle wydawała się mocniej zaciskać wokół smukłej szyi, czując ten upragniony dotyk; reagował tak intensywnie, iż prawie jęczał – a przecież nic takiego się nie działo. Gdzie jego wstyd? Takie komiczne pojęcie w ogóle go dotyczyło? Chyba nie, skoro nie ujawniło się nawet w momencie, kiedy pozostał nagi. Uśmiechnął się irracjonalnie, uchyliwszy usta i przygryzając zębami końcówkę języka.
Dotknij mnie – czy wyraźnie usłyszał? A może jednak nie powinien tego robić? Przecież tyle razy już oberwało mu się właśnie za „pozwolenie sobie na zbyt dużo”, więc chyba byłby głupcem, gdyby nie wyciągnął z tego stosownych wniosków. Tylko kogo interesowały teraz jakieś spekulacje.
Umiejscowił dłonie na policzkach bruneta i powoli zsunął je w dół. Opuszkami palców badał fakturę skóry i wypukłości utwardzonych mięśni; to była jedna z tych rzeczy, których nigdy nie doświadczyłby z żadnymi kobietami - posiadającymi niewiarygodnie delikatne ciała; mężczyźni byli całkiem odmienni w dotyku. Nawet skóra smakowała w inny sposób.
Napotykając krawędź spodni Lena, zauważył, że są już rozpięte, co przypomniało mu, iż sam tego dokonał wcześniej – wydawało mu się to zdarzyć tak dawno temu. Szarpnął za materiał, chcąc się go pozbyć, chociaż w tej pozycji miał okropnie mały zasięg ruchów, co zresztą zaczynało wzbudzać jego irytację; z kolei nie miał stuprocentowej pewności, że ręce go utrzymają, gdy się na nich podeprze, tak też postanowił pozostać w obecnej pozycji. Wziął głęboki haust powietrza, napływającą ekscytację czując wraz z krwią pompowaną przez serce.
- Zdejmij to – mruknął. - Bądź sprawiedliwy, skoro przez ciebie nie mam już jak się schować.
Zgiął prawą nogę w kolanie, na której opleciony był problematyczny w tej chwili ogon, i oparł ją o biodro Shimury. Podniósł łakomy wzrok z jego postury z powrotem na twarz i pożerające spojrzeniem złote oczy szaleńca. Mógłby skupiać się na nich godzinami i prawdopodobnie nie nasyciłby się nadal. Trwał tak bez mrugnięcia okiem, aż cichy, metaliczny dźwięk odwrócił jego uwagę i wtem Shin skierował wejrzenie na podłogę, gdzie rysowało się coś małego i prostokątnego. Nie myśląc długo, ujął ów rzecz i zarejestrował, iż ten jest to nieśmiertelnik - który musiał wypaść z kieszeni czarnowłosego mężczyzny. Nie spodziewał się zobaczyć nic odkrywczego, przecież jego nazwisko czy imię nie było obce, aczkolwiek - mylił się. Co prawda widniało na metalu jedynie imię - po czym można wywnioskować, iż był to raczej sentymentalny emblemat niż coś oficjalnego - lecz nie takie, jakiego do niego dotychczas używał. W każdym razie nie do końca.
- Jay-len - zasylabował gładko. - Dlaczego...?
Właściwie dlaczego co? Czemu nie powiedział pełnego imienia od razu? Czemu już go nie używa? Shin też nie omieszkał się nigdy przedstawić. Można by rzecz, że są dla siebie niemal anonimowi.
Pomijając kilka szczegółów.
Powrót do góry Go down
Len Shimura

Len Shimura


Liczba postów : 123
Join date : 21/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 EmptyNie Lis 01, 2020 9:26 pm

Spodziewał się wprawdzie, że młodszy podda się jego działaniom, więc nie można było powiedzieć, by odpowiedź na pocałunek była dla niego zaskoczeniem; a jednak poczuł zupełnie obcy mu dreszcz ekscytacji, przebiegający wzdłuż kręgosłupa na myśl, że Shin ma nad nim władzę - bo czy gdyby tego nie kontynuował, dalej by się przy tym upierał? Oczywiście było to tylko złudzenie kontroli, ponieważ Len wiedział, że by się nie wycofał, nie dopóki podniecenie pulsowało przyśpieszonym tętnem w jego żyłach. Ale to uczucie uległości pojawiło się tak nagle i z taką intensywnością, że ledwo dotarły do niego słowa, które go od razu oprzytomniły.
“To morfina?”
Morfina? Skąd znał taką nazwę? Pochodził przecież z miejsca, w którym środki przeciwbólowe nie istniały, a nawet gdyby dowiedziano się o ich istnieniu, co by to zmieniło? Gdyby komuś udało się uciec z Zony i następnie do niej wrócić z lekami, które, zamiast zniszczyć źródło choroby lub jej zapobiec, neutralizowałyby tylko jej działanie na pewien czas, w najlepszym przypadku zostałby przez wszystkich wyśmiany. W najgorszym... cóż, nie chciał sobie tego wyobrażać. Więc skąd...?
Dopiero kiedy jego palce zetknęły się znowu z grzywą włosów - może sierści - na karku mutanta, uderzyły w niego z całą mocą wspomnienia z laboratorium, z którego sam go wyciągnął. Bez wątpienia to właśnie tam musiał dowiedzieć się od któregoś z "lekarzy", czym była morfina, a może nawet poznał jej właściwości na sobie. Len nie zapominał o tym, bo chciał, tylko... ta mutacja wydawała mu się chyba tak oczywista, tak ściśle z nim związana - w końcu takiego go poznał - i normalna, że nie kojarzył mu się z tym miejscem. Gdy na niego patrzył, myślał raczej o jego dotyku na swoim ciele, o niskim, wibrującym głosie, którym do niego mówił, wielkich, przejrzystych oczach, którymi na niego patrzył... Nie o tym. Na pewno nie o tym. Zastanowił się, czy Syriuszowi nie przeszkadza, że przypomina mu o tej różnicy pomiędzy nimi, i puścił jego futro, kładąc dłoń na skórze obok.
Tak — odrzekł wreszcie. Głos Shimury był tak zachrypnięty, jakby nie odzywał się od dłuższego czasu, a przecież nie mogło minąć go dużo od jego ostatnich słów. Cóż, być może nie używał tego głosu, bo faktycznie brzmiał inaczej, prawie ludzko - tak jakby Len miał jeszcze uczucia, które nie byłyby negatywne. — Między innymi. Masz ochotę zgadywać dalej? Bo nie wydaje mi się, żebyś miał. — W jego tonie nie było tej nuty, która zawsze ucinała dalszą dyskusję - wręcz przeciwnie, miało się wrażenie, że gdyby chłopak go o to zapytał, odpowiedziałby mu. Dał mu jednak do zrozumienia, że wolałby tego nie wiedzieć, a przynajmniej miał nadzieję, że dał.
Z jego gardła wyrwał się dźwięk łudząco podobny do warknięcia, zapewne w reakcji na to, co później powiedział, bo zaraz po tym oznajmił już chłodniej:
- To nie jest kwestia twojego "chcę" czy "nie chcę". - Nie podniósł głosu, ale czarnowłosy mógł wyczuć w znacznie subtelniejszych rzeczach, takich jak łopatki, które spięły się pod jego dotykiem, że mężczyzna nie życzył sobie słyszeć niczego więcej na ten temat.
Co za idiota. Jak mógł być masochistą, żyjąc w strefie? Czy mało mu było bólu, jakiego doznał do tej pory, że pragnął więcej mimo stanu, w którym był? Shimura był świadomy faktu, że musi to być mechanizm obronny, który Shin wykształcił w sobie ze względu na ilość cierpienia, przez które przeszedł i miał jeszcze pewnie przejść - że chce przeżyć go tyle, ile może, w na tyle kontrolowanych warunkach, by móc się do niego przyzwyczaić i być dzięki temu silniejszym - ale to go nie uspokoiło. Tacy ludzie mieli tendencję do pakowania się w kłopoty, zwłaszcza jeżeli jednocześnie byli jeszcze przywódcami buntowników sprzeciwiających się ogólnie panującemu systemowi. Właściwie... Trudno mu było uwierzyć, że ktoś się go w ogóle słucha. Był przy nim tak kruchy, że niemożliwe, by był w stanie wzbudzić respekt w kimkolwiek. Oczywiście Lenowi byłoby bardziej na rękę, gdyby nie stanowił dla nikogo autorytetu, ale nie sądził, że kłamał. Po prostu coś, jakaś jego cecha, mu umykało. Zmarszczył nos, jak zwykle, gdy problem, nad którym myślał, chwilowo nie miał rozwiązania. Oczywiście przeszło mu przez głowę, że może nie jest silny fizycznie, ale za to duchowo, jednak tyle razy widział tutaj, jak ta pierwsza siła ścierała drugą na proch, że uznał to za zbyt nieprawdopodobne wytłumaczenie.
Te ręce, które czuł na swoich policzkach, były zbyt delikatne, by mogły kogoś zabić, a przecież - wcześniej czy później - rebeliant musiał stanąć przed taką koniecznością, jeśli mu też nie widziało się umieranie. Nie, nie kogoś - wiele osób. Dziesiątki. Jak bardzo temu zaprzeczał, z tą finezją sunąc nimi po jego szyi, ramionach, po bliznach na jego plecach... "Zabijcie go od razu, jeśli znajdziecie. Nie bierzcie żywcem". Mięśnie, których dotykał, napinały się odruchowo, ale nie po to, by przygotować się do ataku, tylko by czuć więcej, mocniej, głębiej. Gdy Syriusz napotkał na przeszkodę w postaci jego spodni, westchnął, jakby zniknęło w nim jakieś wcześniej budowane napięcie, by następnie roześmiać się cicho, usłyszawszy, co powiedział.  
Nie uważam, żebyś miał powód do chowania się — po którym to ewentualnym powodzie zresztą nadal przeciągał dłonią.
Przestał, by spełnić jednak jego prośbę - polecenie? - bo i tak potrzeba zrobienia tego stawała się coraz większa - to znaczy bardziej nagląca. Kiedy ściągnął resztę ubrania, tak jak Shin uchwycił kątem oka błysk spadającego na podłogę przedmiotu, ale dopiero metaliczne uderzenie zdradziło mu, co to było. Za późno, by dosięgnąć tego przed nim. Może by zdążył, gdyby jego ruch był gwałtowniejszy, aczkolwiek taki dałby mu do zrozumienia, że nieśmiertelnik zawiera coś, co jest dla niego istotne albo co chciałby ukryć. Nie mógł na to pozwolić.  
"Jaylen".
Kurwa.
W milczeniu nachylił się nad nim z powrotem, niczym nie dając po sobie poznać, by jego prawdziwe imię wypowiedziane przez Shina jakkolwiek go ruszyło. Nawet jeśli chciał dodać coś jeszcze, nie mógł; Shimura całował go tak, jakby okazało się, że mają dla siebie mniej czasu i pragnął przekazać wszystkie swoje przyszłe uczucia w ciągu kilkudziesięciu sekund. Niedokończone pytanie pozostało bez odpowiedzi jednak jedynie na moment - wiadomo było, że chłopak przecież by tak po prostu nie odpuścił, gdyby nie obiecał mu niechętnie, że wyjaśni to później.
Zamknij się na raziei przestań psuć chwilę jak zawszealbo wymyślę, co zrobić, żebyś się nie odzywał. - Co było o tyle wymowne, że - bynajmniej nie przypadkiem - otarł się stwardniałą męskością o  brzuch Syriusza, gryząc równocześnie skórę tuż pod linią jego szczęki. — Skoro byłeś taki chętny, bym się rozebrał, możesz dotknąć nas obu — mruknął, znowu go całując, tym razem tylko trochę mniej zachłannie.
Nie mógł całkiem ukryć niezadowolenia, ale zwyczajnie nie chciał o tym myśleć. Nie kiedy gesty drugiej osoby coś dla niego znaczyły - coś bliżej niezidentyfikowanego, co nie pozwalało mu odpowiadać na tyle trzeźwo, by potem nie żałować, że powiedział za dużo.
Powrót do góry Go down
Syriusz Lavrentyev

Syriusz Lavrentyev


Liczba postów : 127
Join date : 26/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 EmptyNie Lis 01, 2020 9:26 pm

Nie mógł nie poczuć się jak głaskane zwierzę w tamtym momencie, po prostu nie potrafił nie myśleć o tym w ten sposób, zupełnie jakby miał gdzieś to zakodowane w głowie - a przecież niemożliwym było raczej, żeby mutacja wpłynęła tak na jego mózg; już bardziej oddziaływała na psychikę. Czasem uważał aż, jakby popadał z tego powodu w paranoję! Jeśli sam zacznie postrzegać się jako zwierzę, będzie to prawdopodobnie jego ostateczna klęska, gorsza od przegrania z systemem, bo jego osobista, w którą nikt nie może ingerować, z pewnością żaden oddział rebeliantów ani ruch oporu. Sądził, że odczuwanie przyjemności wywołanej przez dotknięcie którejkolwiek zmutowanej części ciała – mimo że równie mocno unerwionej co reszta – nie powinno zaistnieć. Nigdy. Dlaczego więc tym razem przeszedł go elektryzujący dreszcz, gdy Shim pociągnął za czarną sierść na jego karku, i niemal poczuł zawód, gdy zabrał stamtąd swoją dłoń? Zdenerwowanie przyszło do niego tak nagle i gwałtownie, że zawarczał ze wściekłości na samego siebie, nie myśląc, że mogłoby to być odebrane źle ze strony drugiego mężczyzny. Skarcił się natychmiast i odwrócił wzrok, skupiając się na jego kolejnych słowach.
- Może masz rację raz na jakiś czas – mruknął - i nie chcę.
I skrzywił się na następne zdanie, chcąc odpowiedzieć ostrzej… Tylko po co? Nie miał ochoty się kłócić ani sprzeciwiać, nie był w dogodnej pozycji, by mieć otwarcie pretensje, co najwyżej mógł stwarzać sam dla siebie taką namiastkę, że teraz coś zależy od niego, tocząc swoje gry słowne, mimo iż w całości był skazany na łaskę Lena. Mógł mu i przypominać kogoś bliskiego – może bardzo bliskiego – ale w rzeczywistości nie był tą osobą. Wciąż nie mógł pojąć, dlaczego Len uratował go z laboratorium, kiedy Shin pragnął w końcu umrzeć – jak najszybciej!, a jednocześnie żyć pełnym tchem – jak nigdy, nigdy dotąd. Więc teraz, po tym wszystkim, żył pełnią życia? A może wszczynanie buntu i narażania swojego bezpieczeństwa było brakiem szacunku do tego, co Shimura poświęcił, wyciągając go z istnego piekła na ziemi. Myślał tak od czasu do czasu, chociaż starał się tego unikać. Tego typu rozmyślania zawsze sprawiały, że zaczynał się wahać.
Może lepiej, gdyby testy doprowadziły go do śmierci już wtedy.
Śmiech Lena był zaskakująco przyjemny dla jego wrażliwego słuchu, nawet jeśli miał w sobie szczyptę sarkastycznej złośliwości – być może działo się tak za sprawą faktu, iż jego barwa głosu była stosunkowo miła, jeśli to dobre określenie. Dźwięk ten wreszcie oderwał go od analizowania wnętrza swojej głowy i… nie tylko dźwięk. Poczuł tak wyczekiwany pierwszy rozbłysk rozkoszy w głowie, że zacisnął mocniej dłoń na boku Shimury. Odetchnął trochę drżąco; jeśli miał być szczery ze sobą, dawno nikt go nie dotykał w ten sposób. Po ucieczce z ośrodka badawczego nawet nie śmiał sobie wyobrażać, że ktoś zadowoliłby się tym ohydnym, nienaturalnym ciałem, w posiadanie którego był zmuszony wejść. A teraz? Działo się to. Mało tego – oczekiwał więcej.
I dostawał. Pozwalał całować się w taki sposób, jakiego zresztą sam potrzebował. Bezwiednie zacisnął palce na metalowym przedmiocie, aż cienkie krawędzie zaczęły wbijać mu się w dłoń, co przyjął dość entuzjastycznie - być może nie stracił do końca czucia. Drugą rękę umiejscowił na jego karku, chcąc być bliżej ust czarnowłosego i jego ciała, do którego przylgnął swoim własnym na kilka sekund, by wraz z przerwaniem pocałunku i kolejnym głębszym oddechem z powrotem miękko opaść na ziemię.
Miał nadzieję na żywszą reakcję chirurga, lecz przeliczył się. Nieśmiertelnik co prawda go zaintrygował; bardziej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Był ciekawy, dlaczego Len – Jaylen – oficjalnie nie używa tego imienia, a jedynie jego skrót, bo istotnie nim był, nieprawdaż? Zmusiły go do tej zmiany jakieś konkretne okoliczności? Zainteresowało go to. Cholera, i to jak! Pragnął zapytać natychmiast, dowiedzieć się czegoś – czegokolwiek - o tym człowieku, nawet mimo że był tak rozbudzony i odsłonięty.
Wyjaśni to później. Słyszał podobne słowa wiele razy i niezwykle rzadko faktycznie dowiadywał się prawdy, aczkolwiek teraz posiadł ogromną wiarę, że może tym razem tak się nie stanie. W każdym razie nie zapomni. Na pewno nie.
Wykorzystał całą swoją silną wolę, by odseparować umysł od tematu, który najwyraźniej stał się kolejnym tabu. Ogarnął fiołkowym spojrzeniem postać wiszącego nad nim mężczyznę i poczuł nawrót piekącego ciepła, które przybyło z potężniejszym uderzeniem niespokojnego serca. Nie odwracając wzroku od Lena, odłożył nieśmiertelnik w miejsce, gdzie znalazła się reszta ich odzienia; stwierdził, że ten przedmiot nie mógłby się zgubić. Gdyby nie znaczył czegoś dla Shimury, raczej nie trzymałby go przy sobie, tak? W  ten sposób to sobie tłumaczył.
Przymknął oczy, kiedy ponownie zetknął się z Lenem i zaraz potem prychnął. Chyba odzyskiwał energię – albo podniecenie zbyt wżarło się w mózg, ponieważ nie mógł zdzierżyć swojej bierności. Podczas kolejnego pocałunku z pewnym trudem podniósł się na łokciach, ale w ostateczności udało mu się. Warknął mentalnie na ograniczenia swojego ciała i szarpnął się ku górze, zmuszając także Shimurę do wyprostowania się.
- Och, dziękuję ci za pozwolenie – odparł, nie mogąc powstrzymać się przed użyciem lekko pretensjonalnego tonu. Zasmakował po raz wtóry ust mężczyzny, opierając dłonie na jego bokach, dopóki nie zsunęły się niżej i ujęły wreszcie jego członka. Kolejny pocałunek znalazł sobie miejsce na krtani, a zaraz po nim Shin ugiął nogi w kolanach, aby znaleźć się nieco niżej. Spojrzał jeszcze raz na twarz chirurga, jakby upewniając siebie, czy chce to zrobić, i dopóki miał pewność, wsunął jego męskość do swoich ust – najpierw łagodnie, potem bardziej zachłannie. Prawą dłonią wspomagał usta, a lewą podpierał się o ziemię, zastanawiając się krótko, czy jeszcze potrafi kogoś tym zadowolić. Mimo wszystko kontynuował.
Bo chciał.
Może jednak coś zależało od jego „chcę” czy „nie chcę”.
Powrót do góry Go down
Len Shimura

Len Shimura


Liczba postów : 123
Join date : 21/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 EmptyNie Lis 01, 2020 9:27 pm

Z upływem czasu, zamiast czuć, że coś ich łączy, zaczynał mieć wrażenie, że dzieli ich coraz więcej. Oczywiście nie było to prawdą i Len sam sobie z tego zdawał sprawę, nie mógł się jednak oprzeć myśli, że - paradoksalnie - im dłużej się znali, tym mniej. Liczba pytań, które pojawiały się w jego głowie, rosła proporcjonalnie odwrotnie do liczby odpowiedzi, jaką mógł dostać, bo przecież... dlaczego w ogóle miałby go o cokolwiek pytać, a on mu na to cokolwiek odpowiadać? Wszystkie jego relacje wyglądały w ten sposób, że nie zbliżał się emocjonalnie do drugiego człowieka bardziej, niż to było konieczne, zaś w ich przypadku zacieśnianie kontaktów było wręcz niepożądane, zwłaszcza w oczach jego przełożonych. Prawdę mówiąc, to jedyny związek, jaki powinien był między nimi zaistnieć, to związek między mordercą a jego ofiarą, bez względu na to, który z nich odegrałby jaką rolę w tym przedstawieniu. Z tego powodu Shimura nie umiał przestać być na siebie zły za to, do czego doprowadził - i do czego jeszcze mógł doprowadzić! - ale z drugiej strony, kiedy patrzył na leżące pod nim nagie ciało, trudno mu było nie dostrzegać tych pozytywnych stron swojego wyboru, których ostrzegająca go wcześniej przed nadchodzącymi problemami Ren by nie doceniła.
Dlatego właśnie, chociaż nie powinien poświęcać rebeliantowi nawet chwili dłużej, niż było trzeba, tak bardzo drażnił go fakt, że nie jest w stanie zrozumieć całkiem jego zachowania, które wydawało mu się po prostu sprzeczne. Nigdy nie miał kłopotu z przewidywaniem cudzych działań, ale chłopakowi zdarzało się robić coś, co wcale nie pasowało do jego profilu psychologicznego, który stworzył w międzyczasie, lub zachowywać zwyczajnie nielogicznie, co szczególnie wytrącało go z równowagi. Z początku, widząc, jak prawie łasi się do jego ręki, uznał, że sprawia to kundlowi przyjemność, i miał zamiar powtórzyć ten ruch, jednak... powstrzymało go od tego warknięcie, które usłyszał. Czemu wydał z siebie taki dźwięk? Wściekł się, że zabrał dłoń, czy że ją na nim  położył? Mimo woli wbił paznokcie w jego kark, jakby chciał znaleźć odpowiedź pod jego skórą, ale ta była chyba zbyt głęboko, bo już więcej nie pociągnął go za futro.
Zapomniał o tym wszystkim, gdy Shin przylgnął do niego całym sobą, jak gdyby tak nagłe, bliższe zetknięcie się z nim odebrało mu na chwilę świadomość tego, kim jest, chociaż w obecnej sytuacji i tak nie było to łatwe do określenia. Serce uderzało mu w takim tempie, jakby powzięło sobie za cel wyrwanie się z nagle za ciasnej klatki żeber, jednak nie Syriusz był tego przyczyną. Z wolna docierało do niego zaniepokojenie, jakie ogarniało stopniowo jego organizm, aczkolwiek wciąż jeszcze nie domyślał się, czym było wywołane - czy właściwie za wszelką cenę unikał myślenia o tym. Nie teraz... Nie mógł ulec temu pragnieniu, nie kiedy on był tuż obok, i nie chodziło wcale o to, że...
...że znowu go całował, po raz kolejny zmuszając do zmiany pozycji, jaką narzucił. Nie pozwoliłby mu już na to, był zbyt zniecierpliwiony - co zresztą musiał wyrazić, przygryzając mu wargę za mocno, by można to było wziąć za przypadek - ale ruch, który wykonał, był tak naturalny, że nie zauważył, kiedy mu się poddał, a gdy to sobie uświadomił, chłopak musnął ustami jego krtań w sposób, który odebrał mu chęć do polemizowania. Odchylił lekko głowę, ułatwiając mu dostęp do swojej szyi, jednak Shin miał inne zamiary; Len wydał z siebie coś pośredniego między westchnięciem a jękiem, kiedy wyszło, jakie. To była w końcu tylko sugestia, którą wypowiedział bez zastanowienia, by uciec przed jego zbyt zaciekawionym wzrokiem; nie spodziewał się, ba, nie oczekiwał, że Syriusz weźmie ją na poważnie. Zacisnął machinalnie zęby, jakby zażenowany tak otwartą reakcją, której w takich okolicznościach przecież nie mógł kontrolować, lecz zaraz rozluźnił się, pozwalając oddechowi przyśpieszyć, a momentami gwałtownie zwalniać. Zanurzył palce w jego włosach, jednak jedynie po to, by go... cóż, pogłaskać, ale chyba nie przez to, że miał ogon. Shimura zbliżył dłoń do sierści mutanta, cały czas patrząc na niego z przechyloną na bok głową, być może gotów cofnąć rękę, gdyby okazało się, że mu się to nie podoba.
Lubisz to? — zapytał nieco gardłowo, oczywiście mając na myśli rzecz, która niedawno budziła jego wątpliwości. Oczywiście. Na kilka sekund kąciki jego warg drgnęły w uśmiechu, który to z całą mocą potwierdzał.
Jedna ze źrenic Lena była uderzająco mniejsza od drugiej i znacznie różniła się kształtem od normalnej, aczkolwiek w tym półmroku trudno było to dostrzec, tak samo jak z lekka nieprzytomne, choć nadal przenikliwe spojrzenie.
Powrót do góry Go down
Syriusz Lavrentyev

Syriusz Lavrentyev


Liczba postów : 127
Join date : 26/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 EmptyNie Lis 01, 2020 9:29 pm

Można by powiedzieć, że ogarnęła go dziwna ulga, gdy Len nie sprzeciwił się jego zamiarom, a poddał się im w zasadzie bez żadnych obiekcji. Fakt, iż do tej pory sam miał spięte mięśnie ramion, uświadomił sobie dopiero wtedy, gdy je rozluźnił. Nim zamknął oczy, kątem oka uchwycił bandaż na swoim ramieniu, gdzie nadal znajdowała się niemal świeża rana, chociaż całkowicie o niej zapomniał; zupełnie, jakby to nie ona go tutaj przyprowadziła i chwilowo uwięziła. Uprzednio dawała o sobie znać poprzez rwący, przykry ból, potem, gdy już się do niego przyzwyczaił po upływie czasu, odczuwał ledwie dokuczliwe pulsowanie, aczkolwiek teraz… Niczego nie było. Jedyne, co odczuwał, to lichą obecność ów bandaża, który zresztą poluzował się i lekko zsunął, więc nie zakrywał do końca zasiniałych miejsc, tak jak powinien. Zmrużył powieki ponownie, nieco mocniej napierając na męskość Shimury. Mając w ustach zaledwie jej czubek, dłonią oplecioną wokół przesunął od nasady w górę i poczuł pewną dozę satysfakcji, rejestrując tak nieregularny oddech Lena, wyraźnie słyszalny w ciszy, która chwilowo nastała w luksusowym pokoju. Naszła go niespodziewana myśl, że chciałby zobaczyć ekspresję, która teraz mogła malować się na twarzy chirurga, aczkolwiek – póki co – nie przerywał swoich poczynań. Nawiedził go tylko jeden zawrót głowy i pomyślał, że jego ciało osiągnęło wreszcie swój limit wytrzymałości i odpuściło, ale chłodna dłoń, która znów dotknęła jego karku, orzeźwiła go w podobny sposób, jak gdyby ktoś wylał na niego wiadro lodowatej wody. Powróciła ta okropna chęć przylgnięcia do jego ręki i w tej też chwili ciężkie bicie serce stawało się nie do zniesienia. Nie wyrwał się, naturalnie, i w pierwszej chwili miał zamiar to zignorować, ale pytanie, które zadał Len, z jednej strony nie zadziwiło go tak bardzo, ale z drugiej sprawiło, że chciał niemal ugryźć go w strategiczną część ciała, której poświęcał ostatnio odrobinę więcej zainteresowania. Powstrzymał się jednak, nie mógł chyba przekroczyć pewnej granicy… zdrowego rozsądku, jeśli możemy w ogóle jeszcze o nim tu wspominać.
Zastanowił się, o co dokładnie mogło mu chodzić. Raczej każdy głupi mógłby stwierdzić, że było to jedno z takich pytań, które nie mają jednego dna – a dwa, i jedno z nich może brzmieć wyjątkowo nie na miejscu. Miał mieszane odczucia co do tego przeklętego głaskania; kiedyś wręcz tego nienawidził i wściekał się, gdy ktokolwiek poza nim samym choćby tknął zwierzęcego futra, które ciągnęło się od karku praktycznie przez całą linię kręgosłupa. Dlaczego miałoby sprawiać mu to przyjemność? Przecież to ciało obce. Jednak spoglądając na to z innej strony, tej nocy doskonale radził sobie w porzucaniu wszelkich skrupułów, czym więc była zmiana zdania na wyżej poruszony temat?
Co do rzeczy drugiej… Czy ktoś naprawdę może czerpać osobiście przyjemność z lizania członka kogoś innego? Trudno było mu to sobie wyobrazić. (Chociaż mają na myśli pewną osobę, przychodziło mu łatwiej myślenie w taki sposób.) Wolno przejechał po nim językiem po raz ostatni, nim oddalił swoją twarz na kilkanaście centymetrów.
- Tak – odparł więc, zupełnie zadziwiwszy samego siebie, powoli prostując plecy i unosząc brodę do góry, by móc spojrzeć mu w twarz. Czuł, jak lekko zdrętwiałe kości oddają przyjemny trzask i wracają na swoje miejsce. Nadal przeciągał kciukiem w górę i w dół po wzbudzonej męskości, w pewnym momencie sugestywnie oblizując zaczerwienione wargi. - Lubię, jak mnie głaszczesz. Kontynuuj, proszę.
Niemal się uśmiechnął, dziwnie rozbawiony, choć koniec końców drgnęły mu tylko kąciki ust. Jak jednak mógł ukryć swój irracjonalny nastrój, kiedy jego oczy, szczere jak nigdy, w zupełności go zdradzały? Z ledwością zauważył, iż za oknem stawało się coraz jaśniej, choć nadal nie na tyle, by nie móc wciąż nazwać obecnej pory nocą. Słyszał tętno w swoich uszach, powoli niecierpliwiąc się trwającym napięciem panującym w swoim organizmie. Dreszcz lekko poruszył jego ciałem, wyczuwając tę samą lodową dłoń w miejscu pod skórzaną obrożą, aż bez zastanowienia odchylał głowę, by się odsłonić bardziej. Chciał, by go dotknął. Może nawet pragnął. Uniósł się z pięt, klęcząc tak jak Shimura i wsunąwszy obie dłonie we włosy z tyłu głowy, zakleszczył na nich szczupłe palce.
Zroszone kropelki potu łagodnie połyskiwały na czole i przyklejały do niego pojedyncze kosmyki włosów.
Powrót do góry Go down
Len Shimura

Len Shimura


Liczba postów : 123
Join date : 21/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 EmptyNie Lis 01, 2020 9:32 pm

Tyle razy był w sytuacji takiej jak ta, że mu one spowszedniały; doszło do tego, że - w końcu - przestał czuć cokolwiek. Oczywiście ta anhedonia przyszła stopniowo, z czasem, więc nie mógł, nie był w stanie dostrzec jej odpowiednio wcześnie. Kiedy to do niego dotarło, było zbyt późno, by cokolwiek zrobić, chociaż, szczerze mówiąc, był pewien, że i tak nie zrobiłby niczego. Zatracił się w tym udawaniu tak bardzo, że nie mógł przestać, i to nie tylko podczas podobnych okoliczności. Halucynacje dla odmiany pojawiły się tak nagle, że ledwo uniknął popełnienia samobójstwa przez przypadek, nim uświadomił sobie, że nie miały niczego wspólnego z rzeczywistością. Wtedy z tym zerwał. Halucynacje zniknęły, jednak nie ten brak emocji. To nie tak, że naprawdę niczego nie czuł, ale przyjemność, która wynikała tylko z fizyczności, była tak pusta, że traktował ją raczej jako sposób na rozładowanie napięcia. Kontynuował to inaczej, może moralniej, z przyzwyczajenia, dlatego że zawsze były osoby, które go pragnęły - czy właściwie pragnęły jego wysokiej pozycji, jego pieniędzy czy pozornie idealnego ciała. Przecież miał wszystko. I nic. Jak gdyby był jakimś pieprzonym ukochanym aniołem boga, a przecież był też jednocześnie ostatnią osobą, która by na to zasłużyła. Osobą, której już dawno powinno się ściąć skrzydła, bo, szczerze mówiąc, te skrzydła nie bardzo szły w parze z rogami. Grzechy, jakie popełnił - o ile pojęcie grzechu nie było tylko złudzeniem stworzonym przez ludzi do samokarania się - były nie do policzenia, i chociaż nie dało się ich tym usprawiedliwić, to prawdą było, że żadnego z nich nie popełnił po raz pierwszy z własnej woli. Oprócz jednego. Później powtarzał je, jak to, z przyzwyczajenia. Z tym  że już nie umiał przestać, aczkolwiek nikt mu w tym też nigdy nie pomógł. Widok osób, dla których materialne dobra stanowiły za całą doczesność, nie był szczególnie nawracający. Nie miał nawet nadziei, że im na nim zależało, bo każdy, kto poznawał minimalną część jego psychiki - tą, którą z pewnych względów zmuszony był przedstawić - nie żył wystarczająco długo, by się do niej przywiązać. Nie żeby go to obchodziło; nie oczekiwał pomocy. I nie żeby ktokolwiek mógł oswoić się z faktem, że jego kochanek jest kanibalem, który nie tyle nie przytuli po seksie, co będzie wolał zapalić ciebie niż postkoitalnego papierosa. Cóż, z pewnością żaden był z niego kandydat na męża, ale wszystkie jego ofiary bez wątpienia umierały spełnione, więc uważał, że równowaga jest zachowana i bilans zysków i strat wychodził na zero dla obu stron.
Lecz Syriusz - jakżeby inaczej, do cholery! - był inny. Nie mógł zrozumieć nie tylko jego samego, lecz też tego, jak na niego działał, i czemu w ogóle pozwalał mu tak na siebie działać. To chyba było nawet bardziej dręczące go pytanie, bo dzięki temu, to znaczy przez to, Lavrentyev wydobywał z niego te cechy, które ukrył tak głęboko, że nie spodziewał się ich więcej zobaczyć. Nie chciał ich widzieć. Były słabościami, które sprowadziły go do tego, czym był obecnie, i jeśli nie chciał stać się czymś jeszcze gorszym, nie mógł ich dłużej zachować. Ale nieważne jak bardzo próbował być taki jak zawsze, nie potrafił. Nie był w stanie wyrzucić Shina z własnego domu, co było początkiem ciągu całej lawiny zdarzeń, które nie powinny były mieć z nim niczego wspólnego. Tłumaczył to sobie tym, że brakowało mu kogoś, na kim by odreagował, jednak nie mógł się oprzeć wrażeniu, że coś sobie wmawia, zwłaszcza kiedy - mimo że ślina odruchowo napływała mu do ust, gdy wgryzał się w chłopaka - nie umiał wgryźć się w niego naprawdę. Nie dbał o smak ludzkiego ciała, nie w kwestii walorów... kulinarnych, ale myśl o tym, jakie mogłoby być jego mięso, równocześnie pobudzała jego głód do granic możliwości i sprawiała, że było mu na tyle niedobrze, by chcieć zwymiotować. Czemu się tym przejmował, gdy sam zapach krwi w takiej chwili, a co dopiero zobaczenie jej, powinien odebrać mu zmysły? Dreszcz wstrząsnął jego ciałem, kiedy poczuł ją w ustach, mimo że to było niemożliwe, bo już dawno się w nich rozpłynęła. W umyśle toczyły ze sobą walkę dwie sprzeczne myśli, jakby nie był człowiekiem, tylko maszyną, w której obwodach krzemowych powstały procedury o równym priorytecie, ale wykluczająca jedna drugą, czego jej konstruktorzy nie przewidzieli. Zabij go, Jay. Zjedz go. Pochłoń. Niech stanie się częścią ciebie, bo zawsze będzie jedynie częścią twojej siły. Potrzasnął głową, wyrzucając z niej pobudzające agresję krzyki. Krzyki i światła, i koło, to przeklęte koło bez wyjścia, nieprzerwane koło, nieskończone koło. Nagle poczuł gwałtowną chęć, by uciec z pokoju, bo wydawało mu się, że się zmniejsza. Nieprawda.
Odetchnął ciężko, gdy Shin wziął go w usta. W jego ruchach było coś nieznajomego, co chyba głównie trzymało Lena na uwięzi. Był zbyt oszołomiony tym, że znowu czuje inaczej - pełniej - żeby móc... właśnie, co? Przecież go uratował. Po co miałby... Szarpnął mutanta nieco za mocno (...w sumie trzeba się zastanowić, czy "za mocno" funkcjonowało w jego słowniku) za włosy i nie zdusił jęku, kiedy zaczął go drażnić kciukiem. W zasadzie stanowienie tak obietnicy przyszłego, pewniejszego dotyku było wręcz bardziej podniecające, ale powstrzymywanie swojej agresji nie było rzeczą, którą zdarzało mu się praktykować, więc raczej rzadko delektował się tym uczuciem. I w tym przypadku nie zamierzał uspokajać własnej furii, mimo że zdołał ją ograniczyć na czas pocałunku, jakimś cudem jeszcze mocniej pogłebiającego złość, jaka od dawna towarzyszyła wszystkim jego silniejszym emocjom. Odpowiedź Syriusza, niespodziewanie szczera, zdołała jednak go tak utemperować, że koniec końców mu przeszło... ale kto by się na to nabrał.  
Wstał powoli, nie okazując niczym tego, co miało nastąpić, więc pociągnięcie czarnowłosego w górę za obrożę mogło być dla niego zaskoczeniem, ale nie bolesnym. W porównaniu z tym, co zrobił mu wcześniej, było w gruncie rzeczy łagodnym ponagleniem. Popchnął go, również dość lekko, na ścianę, dopóki chłopak nie zetknął się rozgrzanym ciałem z jej lodowato zimną, gładką powierzchnią. Nie czekając na to, aż do tego przywyknie, ignorując jego drżenie i bandaż, który do teraz zsunął się całkowicie, odchylił jego głowę, zwracając mu tamto muśnięcie w krtań z nawiązką. Po powrocie do Zony zapewne ciężko mu się będzie wytłumaczyć ze śladów na szyi, jeżeli w ogóle istniało wyjaśnienie, które przy takiej ilości siniaków nie wydawałoby się naiwne. Shimura uśmiechnął się połową ust, gdy mimo woli wyobraził sobie, jak Shin kłamie, że ma dziewczynę, to jest przemilczy fakt, że "dziewczyna" ma metr dziewięćdziesiąt osiem wzrostu, niski głos i za dużo między nogami. Zapewne miał kogoś, kogo by to zainteresowało. Nie dało się zaprzeczyć - podobała mu się wizja, że przez jakiś czas prawdopodobnie pozostanie nietknięty przez to, jak go naznaczył.    
Nagle podniósł go w górę, zmuszając tym samym do oparcia się plecami o ścianę i oplecenia jego bioder nogami. Im mniej czuł, że sam stoi na podłodze, tym paradoksalnie bardziej zdecydowany się wydawał, więc nie wyglądało na to, by zostawił miejsce na jakieś kompromisy. W pierwszej chwili chciał unieść ręce Syriusza nad głowę, by jeszcze mocniej go unieruchomić, ale ostatecznie tego nie zrobił, jakby łaskawie oferując mu opcję wyrażenia swojego niezadowolenia - albo i wręcz przeciwnie, choć istniało uzasadnione podejrzenie, że nie przekona się do tego od razu - przynajmniej nimi. Przesunął w palcach futro na ogonie rebelianta, nim... pociągnął za niego bez żadnego uprzedzenia.
Bo sukinsynem się jest całe życie, nie tylko od okazji.
Rozluźniłbym się trochę na twoim miejscu.
Całe życie.
Nim jednak Shin zdążył pożałować, że nie pozbawił go czegoś, kiedy miał ku temu sposobność, Shimura uniósł go jeszcze bardziej, żeby - nie bawiąc się w niepotrzebne eufemizmy - wejść w niego. Z początku było to... trudniejsze niż sądził, ale, zapewne w przeciwieństwie do młodszego, nie bardzo mu to przeszkadzało, subtelnie to ujmując. Mówiąc mniej subtelnie, zapewniało to znacznie ciekawsze wrażenia. Może jednak poświęcenie czasu komuś innemu niosło ze sobą jakąś przyjemność i dla niego. W postaci mniejszego bólu, rzecz jasna.
Wstrzymał się z gwałtowniejszymi ruchami, po raz kolejny wykazując się nietypową mu wyrozumiałością, mimo że, o dziwo, to też nie było łatwe. Prawdopodobnie nie robił tego i tak ze względu na Syriusza, tylko z tego powodu, że pieprzenie kogoś, kto zemdlał, było mało satysfakcjonujące (nie umniejszając tej atrakcji), co już nieraz sprawdził, ale Lavrentyev mógł sobie imaginować co zechciał. Z pewną dozą niechęci skupił się z powrotem na jego szyi i okolicach, jedną rękę nadal trzymając pod udem Shina pomimo ciężaru, który, choć niewielki, i tak zaczął się dawać we znaki, zaś drugą przenosząc na jego męskość, gdzie najwyraźniej także postanowił mu zrekompensować wcześniejszą uwagę.
Skoro tak ładnie prosił.
Powrót do góry Go down
Syriusz Lavrentyev

Syriusz Lavrentyev


Liczba postów : 127
Join date : 26/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 EmptyNie Lis 01, 2020 9:32 pm

Pierwszy raz pod wpływem morfiny był – trudno się nie domyślić – w laboratorium, kiedy był jeszcze w pełni człowiekiem, a jego organizm takim, jak każdej innej osoby na tym świecie. Chociaż określenie tamten świat lepiej odzwierciedli to, iż w obecnym czasie wszystko zmieniło się nieodwracalnie i może ostatecznie. Co to za cywilizacja, która nawet na skraju wyginięcia przez wybuch jądrowy wciąż stara się zdominować innych, zazwyczaj słabszych lub nieświadomych. Zresztą sam był nie tak dawno słaby i nieświadomy, a skutki tego, iż w porę sobie nie uświadomił, czym stał się ich dom, odczuwał do tej pory i będą wleć się za nim prawdopodobnie do końca życia. Wtedy także jego organizm przyjmował normalnie leki przeciwbólowe; w zwyczajny sposób mógł pozbyć się bólu głowy, brzucha, czegokolwiek. Nie używał tabletek za często, dlatego mógł sobie na nie pozwolić, gdy rzeczywiście sprawa tego wymagała i kiedy nie potrafił już wytrzymać. W tej chwili mógł się nawet roześmiać na te wspomnienia. Przypomniał sobie, jak dokładnie brzmiała nazwa eksperymentu, który postanowili wcielić w życie, wykorzystując do tego Syriusza. „Mutacja i odczuwanie bólu”.
Nadal zastanawiał się, dlaczego wybrano akurat jego. Wybrano? Ha! Zabrzmiało niemal tak, jakby uczestniczenie w tym czymś miałoby być zaszczytem, łaską rządu – że nie podadzą ci ununoctium, czyli zostaniesz świadomy, tylko sprawią, że świadomie staniesz się zabawką naładowaną pierwiastkiem promieniotwórczym powodującym mutację zwierzęcą. Bo wątpił, że stworzenie istoty całkowicie odpornej na cierpienie byłoby możliwe z użyciem człowieka jako pojemnika na to totalne znieczulenie zmysłów. Tylko w takim razie jaki to miało cel? Chcieli hodować mutantów, którzy nic nie czuli po co? Do armii? Przed kim? Być może ich koncepcja nie była zła i nie brakowało jej pomysłowości, lecz z pewnością nikt nie chciałby zostać chomikiem doświadczalnym pod opieką tak zwanych szalonych naukowców. Z pewnością Shin nigdy nie chciałby się w to angażować. Nie tak osobiście. Więc chyba nic dziwnego, że zapragnął dołączyć do ruchu oporu z tego powodu, podsycany zemstą i nienawiścią. W tamtym czasie odnalazł również swojego brata po dłuższym rozstaniu, co było kolejnym pretekstem, by wspiąć się na wyżyny rebelianckiej autonomii.
Karmiony ogromną dawką bólu wtedy, obecnie pozostawał niewzruszony na większość tego typu bodźców. Co mogłoby być gorsze od tamtego momentu, kiedy rozcinany żywcem powoli krwawił, będąc obserwowany przez zwariowane, chorobliwe zaciekawione oczy i dopiero wtedy znieczulany, gdy był na skraju omdlenia. Uderzenia Lena, które otrzymywał, bolały i zostawały ślady – rozległe sińce, zadrapania i starta skóra mówiły same za siebie – ale bardziej odbierał to jako rodzaj przyjemnego pieszczenia ciała niż krzywdę. Czy był to głupi masochizm, czy już coś więcej?
Szarpnięcie za obrożę przydusiło go lekko, co spowodowało, że musiał cicho zakaszleć.  Morfina, której działanie czuł w istocie na samym początku, powoli ustępowała. Odetchnął z ulgą, kiedy wyraźnie poczuł zęby wbijające się w jego krtań i jęknął przeciągle. Zimno na jego plecach sprawiło, że lodowaty dreszcz wstrząsnął szczupłym ciałem; trudno było stwierdzić z jakiego powodu bardziej – ze względu na nagłe obniżenie temperatury czy z przyjemności?
Odwrócił głowę nieco w bok, prawie dotykając ściany zaczerwienionym od wcześniejszego spotkania z podłogą policzkiem. Jakby w zwolnionym tempie obserwował, jak poplamiony bandaż ustępuje i opada na ziemię, pozostawiając go już całkowicie nagim. Spojrzenie Syriusza po raz kolejny powędrowało na czerwono-siną ranę wylotową, co prawda ładnie opatrzoną przez Shimurę, ale nadal…
- Protivny – mruknął sam do siebie i o sobie, wyjątkowo cicho i chyba zbyt niewyraźnie, by Len mógł zrozumieć znaczenie tego słowa, pomijając fakt, iż w ogóle użył języka kraju, z którego pochodził, kiedy jeszcze faktycznie istniał i miał swoje granice na mapie, a nie tej dziwnej mieszanki angielskiego i… właściwie wszystkich innych języków. Pomyślał, czy Len wiedział w ogóle o jego pochodzeniu? Chyba nie. Chociaż Shin mniemał, iż teraz jest w stanie się domyślić, chociaż ten fakt nie miał żadnego znaczenia, jak i wiele innych spraw.
Zdziwił się z jaką łatwością Len go uniósł, ale cieszył się z tego powodu, bo nogi coraz prędzej uginały się pod nim, nie chcąc unieść reszty. Czasami dochodził do wniosku, że tamci niezwykle bystrzy lekarze chyba nie zastanawiali się nad tym, że nawet jeśli oszukają jego neurony co do odczuwania bólu, ciało będzie otrzymywało obrażenia i może tego zwyczajnie nie wytrzymać, kiedy Syriusz nie zorientuje się wcześniej, że powinien zacząć się oszczędzać.
Spojrzał w złociste oczy Lena pierwszy raz od jakiegoś czasu i znowu zauważył to, to coś, co dostrzegał już wcześniej może dwa lub trzy razy, ale wtedy sądził, że może tylko mu się przywidziało. Jednak tym razem był pewien, gdyż nie potrafił zmusić się, by spuścić wzrok. Zaobserwowanie u kogoś realnego głodu, pragnienia może nie było czymś nienormalnym, ale teraz wiedział, że coś było nie tak. Nie mogło być to zwyczajne, kiedy w oczach, które wpatrują się w ciebie, widzisz chęć pożarcia tak wyraźną, że powinieneś uciekać, gdzie tylko poniosą cię nogi. Właśnie; powinien teraz wycofać się i uciec, nie chcąc mieć nic wspólnego z tym człowiekiem, który jednocześnie go uratował, chociaż wcześniej tylko przyglądał się mu jak reszta tych niby-ludzi, ba! - i nadal w tym tkwi, chociaż widział tak wiele, i który jednocześnie mógłby w każdej chwili się w niego wgryźć i pochłonąć.
Dlaczego, do cholery, nie zwiewał?
Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu miał wrażenie, że nic mu się nie stanie w jego obecności. Bo po co miałby fatygować się na tyle, by ryzykować swoją wysoką pozycję dla takiego śmiecia jak on?
Shim odzyskał jego uwagę, kiedy ledwo co ujął psi ogon, choć Lavrentyev odruchowo poruszył nim, by wyrwać go z jego palców; nie było jednak chwili do stracenia, by poświęcać czas na niepotrzebne irytowanie się. Zacisnął uda na jego biodrach, by trochę go odciążyć, acz usłyszawszy następne słowa w momencie uświadomił sobie, że tym samym popełnił drobny błąd. Rozluźnić się, kiedy jest się przypartym do ściany i to w dodatku dobry metr nad ziemią…? Zaskoczył go tym gwałtownym ruchem tak bardzo, że wydał z siebie coś na dźwięk zduszonego, ochrypłego krzyku. Chciał podeprzeć się instynktownie dłońmi z tyłu, acz te w końcu ześlizgnęły się po ścianie, przez co huknął łopatkami i znowuż ostro zakręciło mu się w głowie przez nagłą dawkę bólu.
Ach, kolejnym powodem, dla którego nie uciekł, można uznać fakt, że Len Shimura nie zwykł się hamować, co przecież Syriuszowi niezwykle odpowiadało. W końcu tego chciał, czyż nie? Czuć. Pragnął czuć jak najwięcej się dało. Kto, jak nie Len, mógł mu to zapewnić bez zbędnych pytań?
Złapał wreszcie za zagłębienie między szyją a ramieniem chirurga, zaś drugą rękę umiejscowił na jego plecach; w obu miejscach wbił paznokcie. Czuł drżenie nóg bardzo wyraźnie, dlatego wolał mocniej uczepić się mężczyzny niż bezwiednie zsunąć się w dół. Oddychał głęboko, podczas gdy czarnowłosy zatrzymał się na jakąś chwilę. Westchnął, kiedy dotknął jego męskości, czując się niezwykle słabo, jakby już nigdy nie miał być w stanie się ruszyć.
- Jaylen – mruknął, próbując to miękkie słowo w swoich ustach. W tym samym czasie powoli uniósł swoje biodra i opuścił je z powrotem, czując wszystko dostatecznie wyraźnie, oczywiście mocniej, niż gdyby zrobił ten sam ruch, ale szybciej. Nie było potrzeby się spieszyć. Przesunął dłonią po umięśnionych plecach i po cienkich – ale licznych – bliznach na nich, których o dziwo wcześniej nie zarejestrował. Chciał na nie spojrzeć, ogarnięty zainteresowaniem porównywalnym do tego, gdy odkrył imię mężczyzny całkiem niedawno. Podłużne, wydawały się płytkie – zadrapania? Czynione przez kogoś? Oparł czoło o obojczyk Jaya, chcąc zapomnieć o wszystkich bliznach, które Syriusz nosił na sobie jak znamienia, głównie wymalowane przez chirurgiczny skalpel, a czasem własną nieuwagę.
Wbił paznokcie mocniej i przesunął nimi w dół, chyba po raz pierwszy tej nocy powodując obrażenia u niego, a nie przyjmując je na siebie, czując się jednocześnie wspaniale i okropnie.
Powrót do góry Go down
Len Shimura

Len Shimura


Liczba postów : 123
Join date : 21/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 EmptyNie Lis 01, 2020 9:34 pm

To, że wpływ morfiny zmniejszy się w przypadku mutanta szybciej, niż u przeciętnego człowieka, było do przewidzenia, ale że ustąpi tak szybko - tego się już nie spodziewał. Zwłaszcza że przecież podał mu ją w formie, która powinna się uwalniać stopniowo, co z założenia miało jeszcze bardziej przedłużyć działanie leku i ograniczyć obciążenie, jakie stanowił dla układu nerwowego. Kiedy zaczął rejestrować w jego ciele pierwsze symptomy odczuwania bólu z właściwą mu intensywnością, przeszło mu przez głowę, że chłopak powinien był dostać coś ponad minimalną dawkę, jednak... skąd miał o tym wcześniej wiedzieć? Chociaż jego organizm mógł poznać morfinę w laboratorium, to było niemożliwe, by zdołał zwiększyć na nią tolerancję. Środki przeciwbólowe były tam wydawane dopiero w ostateczności, bo jaki był cel badań, z których nie wynikałoby nic konkretnego? Pozbawianie ich pomiaru jednego z najważniejszych parametrów, to jest poziomu odczuwanego cierpienia, czyniłoby je bezwartościowymi, chyba że... chyba że...
Co oni z tobą zrobili?
Wiedział, że na takich jak on dokonywano różnych eksperymentów, a jedne były gorsze od drugich, jednak zwykle dotyczyły one testowania leków, które miały wejść na rynek, pod kątem ich efektów ubocznych; tyle było podawane do publicznej wiadomości (fakt, jak bardzo było to bolesne, oczywiście nie wchodził już w skład informacji, którymi mógł - lub powinien - obnosić się każdy obywatel) i... tym też się osobiście zajmował. To znaczy nie osobiście, a przez pośredników, niemniej miał z tym tematem więcej wspólnego niż by chciał. Z początku szukał sposobów na powstrzymanie mutacji lub - w co nikt prócz niego i jego podwładnych nie wierzył - całkowite wyleczenie jej u zarażonego już osobnika. Jednak właśnie wtedy, kiedy ich praca zaczęła przynosić rezultaty, został... odsunięty od tego projektu. O dziwo przez ten sam rząd, który przecież mu go dawniej zlecił. Nie zrozumiał tego od razu.
Problem nie leżał w tym, że bano się mutantów - wręcz przeciwnie, zanim społeczeństwo zaczęło być zastraszane, traktowano ich ze współczuciem. Dopiero kiedy okazało się, że w jakimś sensie stali się nowym gatunkiem, w dodatku zajmującym tę samą co stary niszę ekologiczną, czyli mu zagrażającym, wprowadzenie takiego systemu okazało się być konieczne po to, by odizolować ich od osób zdrowych, a więc tych, które rzeczywiście mogły zapewnić przyszłość ludzkiej rasie. Oczywiście chodziło o to, żeby nie uszczuplali zasobów (które i bez tego były skromne), bo - czy było to zgodne z etyką, czy nie - i tak musieli wcześniej czy później zginąć. Masowe śmierci w wyniku choroby popromiennej były po prostu wygodne z ekonomicznego punktu widzenia. Mniej dwuznaczne moralnie wydawało się poświęcenie kogoś, kto był chory. Ale wyeliminowanie mutacji nie oznaczałoby narażenia całej ludzkości na wyginięcie tylko z tych powodów. Był jeszcze jeden, równie, choć może nie bardziej ważny - właśnie leki. Ponieważ wojna przyniosła ze sobą ekologiczny kataklizm, z powodu którego ziemska flora i fauna w większości wyginęła, ludzie zaczęli bardziej doceniać to, co przetrwało. Rośliny i zwierzęta stanowiły klucz do dalszego życia, dlatego zabijanie ich, kiedy nie istniała ku temu absolutna konieczność, stanowiło niemal tabu. Leki były jednak potrzebne, bo chociaż cywilizacja na chwilę stanęła w miejscu, to z pewnością nie natura, która w akcie zemsty zesłała na prawie że wymarłe miasta epidemie, jakie dopełniłyby bez wątpienia dzieła zniszczenia, gdyby nie znaleziono na nie szczepionek. Ale kto by podjął wtedy ryzyko podania komuś czegoś, co nie tylko mogło nie działać, a mieć efekt śmiertelny? Przecież chodziło o ratowanie więcej niż jednego człowieka. Rzecz jasna ci, których kosztem się to odbyło, nie mogli pojąć takich zależności, chociaż właściwie czym się to różniło od zwykłej ewolucji? Wszyscy byli tak naprawdę tylko częścią jednego wielkiego organizmu. Nie pytasz komórek w swoich płucach, czy chcą oddychać - one po prostu muszą to robić, bo takie jest ich zadanie. I tego zadania nie przydzielił im żaden człowiek, jak zdawali się uważać buntownicy, kiedy szukali winowajcy, którego nie było. W niekończącym się łańcuchu wykorzystywania siebie nawzajem nie można ot tak usuwać sobie jednego z ogniw, nie zawracając sobie głowy tym, jakie to konsekwencje za sobą pociągnie. Wewnętrzna dyscyplina zawsze była warunkiem istnienia każdej większej całości.
Teraz miał tę świadomość i wrażenie, że Shin jest na etapie, który on sam już przeszedł, a mimo tego... nie próbował go nawet przekonywać do swojej racji. Nie chciał. Ten chaos, który przynosił swoim brakiem zrozumienia, był w jakiś sposób również konieczny dla zachowania równowagi. Poza tym co miałby mu powiedzieć? "Powinieneś umrzeć, żeby inni mogli żyć"?  Chwila, w której to do niego dotrze, i tak będzie jego ostatnią, a nawet jeśli miała nigdy nie nastąpić, co z tego, kiedy tak drastyczne zmiany w jego ciele musiały go i tak w końcu zniszczyć? Dla ludzi z utopii żył równie krótko co motyl. Dla niego był jeszcze tak samo piękny w swojej chęci życia mimo tego, że było one dla niego bardziej ulotne niż dla kogokolwiek innego.  
Jest w ludziach taka endogenna potrzeba niesienia destrukcji, której źródła oni sami nie pojmują i której się wstydzą. Dlaczego, widząc motyla, chociaż raz miało się ochotę, by wyrwać mu skrzydła? Jeśli się to zrobiło, odczuwało się przecież te irracjonalne wyrzuty sumienia...
Jeśli się je ma.  Na tym świecie sumienie było tym elementem człowieka, który, będąc szczerym, bardziej przeszkadzał niż był z niego pożytek. Dlatego Len go nie miał - czy właściwie kontrolował je tak bardzo, że przestało spełniać swoją funkcję. Z tego też powodu zaczęło go to w zasadzie nudzić. Nie miał nawet satysfakcji, że zrobił coś złego, bo nie umiał tego zobaczyć jako złe i nie chodziło wcale o brak odpowiedniej perspektywy.
Ale on...
Skoro był taki inny od wszystkich, a raczej on reagował na niego tak, jakby był, to czy... poczułby coś, gdyby go...? Tętno, które zdążyło zwolnić, znowu przyśpieszyło, ale teraz faktycznie na myśl o nim. Przypomniało mu się, jak kruchy mu się wydał, i jeszcze silniej zapragnął zrobić mu krzywdę. Wszystkie czynniki, które go do tego prowokowały, zaczęły się powoli zlewać w jedno w jego głowie, bo i tak w ostateczności chodziło o jedno i to samo. O to, by być ostatnią osobą, która...
Głos Syriusza, choć cichy, sprawił, że serce Lena zwolniło.      
O czym ty... — wymruczał nie do końca przytomnie, przestając kryć twarz w zagłębieniu jego szyi. Otworzył oczy ledwo zauważalnie szerzej, gdy napotkał jego spojrzenie, i nagle poczuł się prawie jak skarcony kociak, chociaż nie potrafił w niczym znaleźć uzasadnienia tego śmiesznego uczucia. Powstrzymał się z niejakim trudem od zdenerwowanego prychnięcia. O czym przed chwilą...?
Zdawało mu się, że dopiero krzyk, i paznokcie wbijające się pod jego skórę, zdołały przywrócić krążenie w jego żyłach, jakby przedtem wszystko w nim zamarło w oczekiwaniu na tę reakcję. Czasem, kiedy był z kimś bliżej, zaczynał oddychać w tym samym rytmie co on, chociaż nie bardzo wiedział czemu. I teraz nie mógł powiedzieć, czyj oddech jest czyj, ale nie przeszkadzało mu to - oba były pobudzająco głośne. Pod wpływem jego dłoni stały się jednak szybko łatwe do odróżnienia.
Jaylen.
Zatrzymał się na kilka sekund, które musiały przeciągać się w kilkadziesiąt, nim kontynuował stanowczo wolniej, naciskając na niego mocniej szczególnie kciukiem, jakby specjalnie próbując Shina zirytować w identyczny sposób, w jaki on irytował go wcześniej.  
...znowu pieprzysz. — Jego głos zabrzmiał tym razem znacznie bardziej świadomie, aczkolwiek, cóż... w przypadku Shimury nie umniejszało to wcale złowrogości, ktorą w sobie niósł. Patrzył na niego wyraźnie zniechęcony, jakby powiedział coś zupełnie nie na miejscu.
Shin chyba nauczył się jednak niwelować odruchowo negatywne skutki swoich działań, bo Len, zamiast warknąć, że ma więcej nie powtarzać tego słowa, westchnął z nieoczekiwanej przyjemności. Przymknął oczy, zastanawiając się, jak długo z nim wytrzyma, ale zaraz je otworzył. Przypadkiem skupił wzrok na ustach chłopaka, nim ten położył głowę na jego obojczyku.
Nie. — Nadal podtrzymując Lavrentyeva jedną ręką, drugą zadarł jego podbródek, zmuszając go tym samym, by dalej patrzył mu w oczy. Później przeniósł ją pod drugie udo Syriusza, tym samym pozwalając mu oprzeć cały swój ciężar na nim, choć równocześnie także przyciskając go jeszcze mocniej do ściany. Nie tyle go pocałował, co dotknął wargami jego warg, jednocześnie wchodząc w niego cały i przestając ograniczać się z tempem, które narzucał. Otarł się policzkiem o jego policzek, gdy właściwie wydyszał — Patrz na mnie. Idioto. Nie zemdlej teraz.
Z jednej strony fakt, że morfina nie działała, drażnił go, bo oznaczało to, że musiał poświęcać uwagę zachowaniu Shina, ale z drugiej... Zdołał wreszcie ująć skórę na jego szyi, cienką jak papier, w zęby, pociągając ją lekko ku sobie.  
Skłamałby, gdyby powiedział, że tego nie chciał.
Powrót do góry Go down
Syriusz Lavrentyev

Syriusz Lavrentyev


Liczba postów : 127
Join date : 26/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 EmptyNie Lis 01, 2020 9:36 pm

Kiedy tylko opuścił teren laboratoriów, był trochę jak człowiek wypuszczony z więzienia, w którym odsiadywał co najmniej dwudziestoletni wyrok, a jego rodzina poumierała lub nie chciała mieć z nim nic do czynienia – cieszył się niby z odzyskanej wolności, ale jednocześnie nie wiedział, co począć dalej ani gdzie tak naprawdę się udać. Niby do kogo wrócić? Wszyscy, z którymi się związał na terenie Miasta, prawdopodobnie myśleli, że zaginął bądź zwyczajnie wyjechał, tyle że bez słowa pożegnania, nagle – w końcu na badania zaciągnęli go nagle i chyba zupełnie przypadkiem, a poświęcili na nie rok z hakiem (i pewnie trwałoby to dłużej, gdyby nie interwencja Lena). Pomógł mu uciec – to było najszczerszą prawdą – ale Syriusz zdawał sobie sprawę, wtedy jak i teraz, że dalszą drogę będzie zmuszony pokonać sam i to z pewnością nie w okolicach, w których dotychczas żył, szczęśliwie niedotknięty chorobą popromienną, nie w obecności tamtych ludzi i definitywnie w gorszych warunkach. Tylko właściwie gdzie konkretnie?
Gdy zaczęto zbierać niedobitków z państw leżących niedaleko miejsca, w którym się obecnie znajdowali, został po prostu tu przydzielony i nie starał się poznawać świata egzystującego gdzieś dalej – w końcu nie mówili o nim żadnych dobrych rzeczy. Nic nie zostało – rozpaczali ludzie. Zginiemy, w końcu i tak jest za mało żywności – ktoś też głosił. W Mieście można było usłyszeć czasami takie przemówienia – zazwyczaj osób śmiałych, które nie chciały żyć naiwnie i nieświadomie, nie pragnęli spokojnego istnienia, a raczej zmian, reform, odbudowy ludzkości, miast, państw, potęgi człowieka… Syriusz Lavrentyev taki nie był. Prawdę powiedziawszy, przez długi czas starał się jak mógł, by być szarym człowiekiem, egzystującym dzięki codziennemu życiu. Nie interesował się chorymi, odizolowanymi w Zonie; wprawdzie słyszał o takim miejscu, ale czuł się jakoś bezpieczniej, kiedy nie wgłębiał się w szczegóły. Dopiero potem zdał sobie sprawę, jakim ignorantem był, chociaż taka postawa nadal pozostawała w pełni zrozumiała – i taką też mentalność podzielało społeczeństwo. W większości, rzecz jasna.
Dlatego Shin, nagle wyrwany z tego pozornie bezpiecznego miejsca, po ucieczce wiedział, iż powinien skierować się do Zony, ale nie miał nijakiego pojęcia, w jaki sposób się tam dostać. Jego tułaczka po niepokojącym terenie trwałaby dłużej niż kilka dni, gdyby przy granicach Miasta, środkiem nocy, nie spotkał grupy rebeliantów. Wtedy nie wiedział, czemu ktokolwiek zmutowany dobrowolnie pcha się do miasta, ale niebawem miał poznać cały ten świat bardzo, bardzo dokładnie.
Spotkanie Selwyna po niemal dziesięciu latach, kiedy w międzyczasie eksplodowało kilka elektrowni na świecie, było jedną z takich rzeczy, które czasem określa się mianem cudu. Z kolei jeśli kiedykolwiek czuł jednocześnie radość i smutek, to takie uczucia towarzyszyły mu właśnie wtedy. Okropne uczucie ujrzenia brata chorego konkurowało z ciepłem na sercu, wiążącym się z jego ponowną obecnością. Jakkolwiek nieznośną osobą Selwyn by nie był, był jego bratem.
A to, ta idea, niestety skierowała go znowu… do Lena Shimury, chociaż w rezultacie Syriusz nigdy nie powiedział, po co pojawił się w jego mieszkaniu, odmieniony nieodwracalnie i już pozszywany – mając na myśli ciało, jak i psychikę. Jedyną rzecz, jaka się w nim nie zmieniła, stanowiła postępująca mutacja.
Nie pamiętał o czym rozmawiali, ani się kłócili, ani tym bardziej dlaczego wreszcie skoczyli sobie do gardeł, ale na pewno nie pofatygował się do niego po to, aby nabić sobie kolejnych siniaków. Myślał trochę naiwnie… Ale Len był lekarzem... I gdyby dało wyleczyć się choćby Selwyna…?
Może strach przed negatywną odpowiedzią zmusił go, by nie powiedzieć nic. Tchórz.
Mutacja pod wieloma względami była przydatną rzeczą, jeśli przyjrzeć się sprawie wnikliwiej i mniej emocjonalnie. Wielu zwierzęcym hybrydom jakimś dziwnym sposobem udzielały się cenne zmysły; jak w przypadku Syriusza – był to znakomity słuch i węch, choć jednocześnie ubytek w ostrości widzenia. Do innego wyglądu każdy wreszcie się przyzwyczajał. Głównymi minusami pozostało odrzucenie przez społeczeństwo… I okropnie krótki żywot. Sam nie wiedział, ile jeszcze będzie stąpał po tej ziemi. Kilka lat? Kilkanaście? Krócej?
Ale to paradoksalnie było główną siłą buntowników, ich źródłem mocy. Oni, którzy stracili niemal całkiem swoje człowieczeństwo… Czemu mają zdychać bez pogłosu? Chcą wykorzystać czas, który pozostał. Śmieszne, że nawet po upadku świata to się nie zmieniło – śmiertelnie chore osoby próbujące żyć pełnią życia i teraz oni, zmutowani niemający szansy na przetrwanie, starali się wnieść coś swoim istnieniem. W końcu nie było sensu wydawać potomstwa, skoro miałoby rozwijać się w takim miejscu, jak Zona. Skoro mutageny pozostaną przez kilka najbliższych pokoleń w będą siać spustoszenie w ich kodzie genetycznym.
Wiedział, że przyszłość ludzi zależało tylko i wyłącznie od obywateli Miasta, lecz jak miałby przestać walczyć…?
Był zdziwiony, że potrafi zebrać teraz myśli do całkiem nie takich błahych spraw. Przecież jęczał, będąc dotykany przez Lena; chciał nawet wypchnąć biodra, by znaleźć się choć trochę bliżej tej kruchej przyjemności, ale czuł się unieruchomiony, wpędzony w pułapkę między zimną, nierozumną ścianą i rozgrzanym, męskim ciałem. Odczuwał drażniącą przyjemność, która stawała się nie do zniesienia. Za wolno. Uchylił lekko usta, przez które wypuścił cicho powietrze, czując małe, pojedyncze skurcze u dołu brzucha, powodując, iż niemal odepchnął tę dłoń, domagając się zaprzestania zabawy z nim. Jednak wiedział, z czego wynikło takie zachowanie Shimury i dlaczego musiał przyjąć na siebie tę chwilową niechęć. Czym było to imię, iż tak mocno godziło w jego osobę? Co się z nim wiązało, że samo jego wypowiedzenie było najwyraźniej nie na miejscu. Chciał po prostu to wiedzieć; wolałby, by prawda przyszła do niego i zagnieździła się w jego mózgu, choćby po to, żeby móc bez żadnych obiekcji ze strony jego właściciela móc je wyszeptać.
Uśmiechnął się, jak to już miał w zwyczaju, uśmiechem, który sięgał oczu i który tak naprawdę pasował tylko do niego. O dziwo nie tracił nic ze swej autentyczności, mimo że zdawało się, ciało Syriusza może nie wytrzymać na pewno więcej niż godziny. Zawsze wiedział, że nie potrafi do końca utrzymać języka za zębami, chociaż już tyle razy musiał ponosić za to konsekwencje…
- Kto pieprzy, ten pieprzy – mruknął nisko, z twarzą nadal blisko jego wyraźnie odznaczającego się obojczyka. Zdążył jeszcze przelotnie go ucałować, zanim Shim nie ujął w palce jego podbródek. Wedle wyraźnego życzenia mężczyzny, wbił w niego fiołkowy wzrok. Nie spuszczał go nadal, nawet wtedy, gdy musnął jego usta; dopiero potem rozszerzył mocniej te dziwaczne oczy i wydał z siebie głośny jęk, czując go w sobie już w pełni. Kiedy dotknął jego policzka swoim, uświadomił sobie z zaskoczeniem, że z całą siłą, jaka mu pozostała, wbija palce w skórę na jego plecach; zrozumienie, co robi, i moment, w którym znacznie poluzował ten kurczowy uścisk był jednakowo prędki i natychmiastowy. Niespotykane to było uczucie: on sam był praktycznie lalką, której można by dla zabawy wtykać szpilki w ciało i mógłby to znieść, musiałby – jakoś, ale Shimura był normalnym człowiekiem. Może i też nie robiło to na nim wrażenia – w końcu Sin był obecnie okropnie słaby, być może nie skupiał się nawet na jego dłoniach, aczkolwiek… Ach! Jak można chcieć i nie chcieć kogoś zranić w tym samym czasie?
- Nie mam… – zaczął, ale przerwał w pół zdania, by zamilknąć całkiem, gdy mężczyzna zaczął miarowo kołysać biodrami, powodując przypływ parzącego ciepła do jego twarzy. - …zamiaru mdleć.
Tylko czy same chęci pozwolą mu na zachowanie pełnej świadomości? Biała plama mignęła mu przed oczyma, jak i dreszcz przeszedł wzdłuż kręgosłupa, kiedy Shim naznaczył znowuż jego szyję, jednocześnie traktując swoim ciepłym oddechem jedno z najwrażliwszych miejsc na jego ciele. Ugryzł się w wargę, zbyt mocno, by zostawić delikatną tkankę nienaruszoną. Nie wiadomo kiedy dłoń powędrowała ku włosom chirurga, by wkrótce za nie szarpnąć, z kolei druga znalazła swoje miejsce zaraz nad jego kością biodrową. Mrużył powieki, lecz nie zamknął całkiem oczu, a jego kręgosłup wyginał się łagodnie, kiedy nogami mocniej przyciskał do siebie ciało bruneta.
Powrót do góry Go down
Len Shimura

Len Shimura


Liczba postów : 123
Join date : 21/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 EmptyNie Lis 01, 2020 9:37 pm

Nie umiał już powiedzieć, czy wszystko działo się tak wolno, czy, wręcz przeciwnie, za szybko. Przecież jeszcze przed chwilą, kiedy zależało mu na upływie czasu, każda sekunda zdawała się zamykać we własnej małej wieczności, a teraz, gdy właśnie chciał go pochwycić i zatrzymać... uciekał mu przez palce jak piasek w klepsydrze. Z fizycznego punktu widzenia nie było to oczywiście możliwe, ale Len miał wrażenie, że zasady rzeczywistości przestały go obowiązywać, tak jakby ograniczył cały swój świat do tego pokoju, z którego niedawno tak bardzo pragnął uciec. Uciec? Nie wiedział, jak zdobędzie się na to, by w ogóle z niego wyjść - a co dopiero pozwolić na to Shinowi - i nie obchodziło go, jak mocno będzie mu się cokolwiek wydawało. Czy w ogóle miało jakieś znaczenie to, czy te ściany go w końcu zmiażdżą? Nie potrafił sobie wyobrazić momentu, w którym byłby na to bardziej gotowy.
Ten paradoks czasu, któremu musiał ulegnąć, uświadomił mu jednak coś więcej. Od momentu, w którym chłopak wszedł do jego mieszkania - kiedy to było? lata temu czy zeszłego dnia? - zmierzał ku takiemu stanowi rzeczy. Im bardziej się na coś czekało, tym bardziej w końcu skracał się okres trwania tego czegoś. Dotarło do niego, że, choć nie wykonał żadnego kroku w tym kierunku, oczekiwał go z jego strony. Tylko po to, by móc następnie udawać przed samym sobą, że to on był zachcianką Syriusza, nie na odwrót.
Co za bzdury.
Skoro tak wcześnie próbował się odciąć od odpowiedzialności, znaczyło to jedynie, że już jest na to za późno.
Reakcja młodszego na jego dotyk była tak intensywna, że ledwo powstrzymał się przed uciszeniem go, chociaż i tak przecież nadal byłby świadomy chęci wypchnięcia do niego bioder, którą wyczuwał w spięciu jego mięśni. Chciał odpowiedzieć na tę niemą - a właściwie to bardzo głośną - prośbę, ale nie mógł. Nie powinien, jeśli miał go zachować przytomnego. Jęki Shina ogłuszały go jednak na każdy inny dźwięk, łącznie z jego własnymi myślami, zostawiając w jego głowie tylko zwierzęce w swojej czystości pragnienie doprowadzenia go do krzyku, doprowadzenia go na skraj wszystkiego. Patrząc w jego podkrążone oczy i widząc zmęczony uśmiech na jego wargach, wcale nie odczuwał mniejszej chęci zepchnięcia go w tę przepaść, a może nawet była ona tym większa, im bliżej niej się znajdował. Wystarczyło przecież tak niewiele, by znów usłyszeć swoje imię, które, mimo że tak uparcie przekonywał się do tego, że było inaczej, brzmiało w ustach rebelianta, jakby miało być ostatnim, co powiedział w swoim życiu, co z jakiegoś powodu czyniło je niezdrowo ekscytującym.
Zignorował praktycznie słowa Lavrentyeva, bo odpowiedział na nie jedynie ochrypłym "fuzakeru na", poprzedzonym krótkim prychnięciem, czego i tak nie mógł zrozumieć. Dawniej uważał, że to on zajmował podium w rzucaniu uwag, które niszczyły nastrój, ale od kiedy spotkał Syriusza, musiał przyznać - jednak dużo mu brakowało do jego poziomu.  
I wtedy to zrobił.
Pocałował go w ten cholerny obojczyk, nie pod, nie nad, nawet nie obok - właśnie w niego. Jakby nie miał innych kości, które mu wystawały.
Nie pamiętał, kiedy ktoś ostatnio go tam całował, bo, prawdę mówiąc, nikt nie miał na to po prostu pozwolenia. Żadna próba powtórzenia tego, co w zwyczaju miała - i mogła mieć - tylko jedna osoba, nawet nie została do końca wcielana w życie, bo kiedy dostrzegał u kogoś taki zamiar, natychmiast dawał mu do zrozumienia, jak bardzo nie powinien tego robić. Ale przy Syriuszu się zapomniał, co było zresztą do przewidzenia. Nie przeszkodził mu w złamaniu tylu jego wewnętrznych zasad, że ta jedna dodatkowa nie robiła różnicy.
Prawie.
Czuł swój gniew w paznokciach, które sunęły po jego plecach tym mocniej, im głębiej w niego wchodził, i uspokajało go to w jakiś sposób na tyle, by zachował milczenie. Sam nie był pewien, czy rzeczywiście był o to zły, czy, tak jak w przypadku imienia, wmawiał to sobie, bo do tego przywykł. Shin prowokował w jego życiu zajście tylu nagłych zmian, że nie wiedział od razu, jak powinien na nie zareagować. Być może dlatego, że nigdy nie był postawiony w sytuacji, w której coś jednocześnie wywoływało w nim taką wściekłość i... sprawiało mu przyjemność?
"Nie mam zamiaru... mdleć".
Lepiej, żeby tak było — mruknął, zwalniając nieco, bardziej po to, by przedłużyć ten moment, niż z troski o niego. Wyleczył go z niej, gdy zauważył, jak chętnie przyciąga go do siebie nogami. Westchnął, nie mogąc dalej uwierzyć, jak wiele zadowolenia jest w stanie czerpać z czyjejś bliskości - dosłownie i w przenośni. Kiedy tak było? Czy kiedykolwiek tak było? Oparł brodę na głowie chłopaka, wdychając zapach jego włosów: oszałamiającą mieszankę woni kwiatów, których nie rozpoznawał, i nikotyny. — Kono yarou.
Zawsze, gdy pojawiały się w nim emocje, z którymi nie czuł się komfortowo przy wyrażaniu ich, automatycznie zaczynał mówić w swoim właściwym języku. Jak gdyby uważał za łatwiejsze powiedzenie czegoś po japońsku, bo istniała duża szansa, że druga osoba i tak tego nie przetłumaczy. Tak mógł "bezpiecznie" wyrzucić na zewątrz balast, który w jego mniemaniu stanowiły uczucia, zachowując przy tym zwykły sobie dystans. Cóż, nie spodziewał się, by Syriusz znał prócz rosyjskiego - czy jakikolwiek słowiański język usłyszał - dużo innych języków, nie w jego położeniu, póki nie miał jakichś związków z ludźmi z danego kraju. Ale nie mógł być aż takim kundlem.
Warknął odruchowo, gdy pociągnął go za włosy, aczkolwiek nie protestował. Po raz kolejny musnął kąt jego ust swoimi, zbierając przy tym posokę, jaka pociekła z wargi, którą Lavrentyev sam rozgryzł. Oblizał własne, delektując się jej posmakiem, i wbił paznokcie w jego uda, zadzierając je i tracąc z wolna tę spokojną jednostajność, z jaką się w nim poruszał. Szarpnął głową, wyrywając się znowu z uścisku jego palców; jęknął przy tym, choć z początku trudno było stwierdzić, czy przez rozkosz, czy z bólu. Ponieważ jednak nie zwracał uwagi na rysy, które zostawiał mu z powodzeniem na plecach, odpowiedź nasuwała się sama. Wtulił się policzkiem w jego dłoń, dopóki, wraz z kolejnym oddechem, w jego nozdrza nie uderzyła znajoma woń. Przekręcił lekko szyję, by odetchnąć nią jeszcze raz z bijącym sercem. Następnie przesunął językiem po wewnętrznej stronie dłoni Shina, wciąż czerwonej od krwi, pewnie jeszcze z rany, którą opatrywał mu wieki temu, by zamknąć wargi na jego palcach. Delikatnie zacisnął na nich zęby, głównie za długie kły.
Słodki — stwierdził jeszcze z cieniem sarkastycznego uśmiechu, nie precyzując, o co mu dokładnie chodzi, zanim zaczął zlizywać z nich krew w sposób, który nie mógł być bardziej dwuznaczny, bynajmniej nie uciekając wzrokiem pod jego spojrzeniem.
Powrót do góry Go down
Syriusz Lavrentyev

Syriusz Lavrentyev


Liczba postów : 127
Join date : 26/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 EmptyNie Lis 01, 2020 9:40 pm

Zbitki informacji wirowały mu w myślach, ale tak naprawdę na żadnej nie potrafił się do końca skupić. Czuł przyjemną pustkę w głowie, do której kurczowo przylgnął, by trwała i trwała, pozwalając odpocząć mu chociaż krótką, ulotną chwilę. Wydawało mu się, jakby nie należał do swojego ciała i oglądał siebie przypartego do ściany z odległości – uczucie to przypominało oglądanie jakiegoś starego nagrania, choć taki typ wideo raczej nie mogłyby zobaczyć niewinne, małe dzieci. Czuł serce, które intensywnie uderzało w żebra, a jednocześnie miał wrażenie, że nie było ono jego sercem. Zobaczył, jak sam wydycha rozgrzane powietrze, wolno i drżąco; chyba było mu dobrze, ale… słabł… oddalał się…
I wrócił w momencie. Czemu tak nagle? Sądził, że już nie będzie mógł zrobić nic, by pozostać przytomnym. Ile trwało jego zawieszenie się w przestrzeni? Oby krótko, pomyślał. Dwa słowa wypowiedziane przez Lena rozeszły się echem w jego głowie, gdyż były chyba właśnie tym, co sprowadziło go tu z powrotem. Rozpoznał język, ale ku jego zirytowaniu nie znał znaczenia. Ale – japoński… W Lenie było coś azjatyckiego – mimo iż granice kontynentów ledwo istniały, nie mógł się powstrzymać od wyobrażenia sobie mapy Azji – uroda, szczególnie rysy twarzy, oczy, przez co mógł wydedukować, iż miał wschodnie korzenie, aczkolwiek nigdy nie mógł dojść do konkluzji jakie dokładnie. Nie posiadał tego typowego akcentu, gdy mówił po angielsku, jaki słyszał u kilku ludzi z Miasta pochodzących z Japonii, jego wymowa była niemal idealna, jakby operował tym językiem od zawsze. Od dziecka. Uderzyło w niego gwałtowne, że nic o nim nie wiele. Ale dlaczego miałby pytać…?
Ciekawe, czy kiedykolwiek by się spotkali, gdyby kiedyś, wieki temu udałoby mu się wyjechać na te piękne wyspy, jak zamierzał. Nie mógł ukryć przed sobą wrażenia, że myślał o tym bardziej jak o książce fabularnej, fikcji, a nie o życiu, które było kiedyś takie normalne i zwyczajne. I należało do niego, a nie do szalonego chirurga.
Teraz zdecydowanie nie czuł się zwyczajnie. Płonęła mu szyja i pulsowały na niej ślady po ukąszeniach Lena – może chcąc ich więcej? Wydał z siebie nieartykułowany odgłos, czując go w sobie jeszcze intensywniej i zaklął iście po angielsku, gdy niespodziewanie zatrzęsły mu się uda. Nie mógł uwierzyć, że działo się to tak szybko, jakby już ekscytacja miała z niego ulecieć... Lecz Len wtedy zwolnił. Nie mógł nie stwierdzić, że poczuł się odrobinę… zawiedziony. Westchnął, słysząc znowu język kraju kwitnącej wiśni, jak nazywało się kiedyś Japonię, gdy jeszcze można było podziwiać te zjawiskowe kwiaty na jej terenie. Starał się zignorować to, iż go nie rozumiał, ani co w ten sposób Shimura chciał ukryć, po prostu wsłuchał się w brzmienie tych słów. Łagodny japoński mógłby stać się jego ulubionym językiem, prawdę mówiąc.
Chciał go pocałować, kiedy to Len musnął go w kącik po raz wtóry, lecz niestety nie zdążył. Mruknął przez to z niezadowolenia, które jednak ostatecznie nie trwało długo. Poczuł wzbierającą ekscytację, kiedy chwycił zdecydowanie za jego uda. Mimo to zsunął się lekko po ścianie, jak Shim wyrwał się z jego uścisku, co poskutkowało spięciem chyba każdego mięśnia schodzącego w skład jego ciała… i kolejnym donośnym jękiem, którego nie planował. Otworzył nieświadomie zaciśnięte powieki i skoncentrował się na cieple policzka mężczyzny, a potem i na języku. Widząc to, a także czując rewelacje u dołu brzucha, spowodowane oczywiście przez Lena, jego oddech stał się cięższy. Przyspieszał nadal, kiedy oczy obserwowały mężczyznę, choć nie mógł się powstrzymać od skojarzenia go teraz z kotem, czarnym jak smoła, z tymi złocistymi, przyciągającymi oczyma… Uśmiechnąłby się, gdyby był w stanie się na tym bardziej skupić, na ironię tego wyobrażenia kundla z rasowym kotem.
Słodki? Jak zawsze był dwuznaczny, ale Shin nie chciał rozjaśniać dualizmu tego słowa. Czuł się coraz bardziej u kresu swoich możliwości; było mu niezwykle ciepło, gorąco, jakby nigdy nie miał ugasić tego pożaru, którego wzniecał dodatkowo jego wzrok. Niezdrowo pobudzał go fakt, że był obserwowany, zjadany tym spojrzeniem, kiedy przecież powoli się spalał. Powoli? Szybko. Coraz szybciej, w miarę jak prędko Shimura zagłębiał się w nim. Nie spodziewał się, że oddychanie kiedykolwiek będzie sprawiało mu taką bolesną trudność.
Oblizał sugestywnie usta w odpowiedzi i powoli, by było wyraźnie to widać, przełknął ślinę, która nagromadziła się w jego ustach.
Kolejny elektryzujący dreszcz, jak i utracenie na ułamki sekund ostrości obrazu, uświadomiło mu, że nie mogą tego ciągnąć dłużej. Przesunął raz jeszcze kciukiem po wargach Jaya, następnie przeciągnął palcami po wyraźnie zarysowanej kości policzkowej, po czym uniósł się, mocno oplatając jego szyję, by utrzymać stabilność. Oparł swoją głowę o tę Lena, wypuszczając wibrujące powietrze zaraz obok jego ucha. Złożył długi pocałunek zaraz za jego uchem, zanim biodrami nie wyszedł naprzeciw pchnięciu bruneta i jęknął cicho, ale przeciągle. Uczynił tak za drugim razem, za trzecim i również za kolejnym, i następnym. Nie musiało być szybko, byle…
- Jaylen – powiedział kolejny raz, tylko tym razem właściwie to wyjęczał, nie mogąc się powstrzymać. Czyżby polubił to imię?
Jego męskość przesunęła kilkakrotnie po brzuchu mężczyzny, stanowiąc kolejny bodziec, przez który zdawał się oszaleć. Wraz z kolejnym pchnięciem wbił paznokcie w jego łopatki, czując, że napięcie w jego ciele nareszcie pękało - i w końcu pękło, oddziałując na niego w postaci słabego drżenia. Poruszał się nadal, czując tę bolesną przyjemność, kiedy pochylił się na tyle, by musnąć językiem krtań Shimury, a następnie chwycić ją zębami – prawdę mówiąc, niezbyt lekko.
Powinien się wreszcie uspokoić, aczkolwiek nie był w stanie przywołać się do porządku tak szybko - i nie chciał. Poruszył palcami u swoich dłoni, które drętwiały zawsze, kiedy osiągał spełnienie.
Jak on tęsknił za tym uczuciem...
Powrót do góry Go down
Len Shimura

Len Shimura


Liczba postów : 123
Join date : 21/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 EmptyNie Lis 01, 2020 9:41 pm

Nie musiał odwracać się do okna, by wiedzieć, że księżyc już zaszedł; wstające słońce kładło się na podłodze pod jego stopami, z wolna wchodząc na ścianę, która, choć w dzień miała się nagrzać, teraz, po nocy, wciąż była zimna. Czuł chłód, jaki od niej bił, w drżeniu ciała, które - zamiast mu go przekazać - jeszcze go ogrzewało. Skąd brało się w nim tyle... ciepła? Czy było możliwe, żeby to on mu je dawał, kiedy jemu samemu tak bardzo go brakowało, że chciał być bliżej niego, nawet pomimo tego, że przecież nie mógł być bliżej niż teraz? Trudno mu w to było uwierzyć.
Ale czy rzeczywiście to jego ciało było tego spragnione?
Tak wielu rzeczy nie potrafił przy nim zrozumieć, że, chociaż to jego nazywał idiotą, w rzeczywistości sam się za takiego przez niego uważał. Nie wiedział, co jest w tych oczach, które odwzajemniały jego spojrzenie, że nie umiał oderwać od nich wzroku, a zarazem miał wrażenie, że on to wie. I nie tylko to, bo skoro przez cały czas na niego patrzył, też musiał coś zobaczyć. Miał świadomość, że nie chodziło mu wcale o to, co robił, i że patrzyłby na niego nadal niezależnie od tego, co sprawiło, że nagle, dopiero teraz, dotarło do niego, że jest nagi. Poznał to znaczenie tego słowa, o którym nigdy nie pomyślałby, że istnieje - i nie istniałoby dla niego dalej, gdyby nie ten chłopak.
Po raz pierwszy w życiu miał ochotę uciec wzrokiem.
Po raz pierwszy w życiu... się wstydził?
...nie bądź głupi. To nie telepata. Zresztą - co miałby z ciebie wyczytać?
Cokolwiek by to było, nie powinien. Nie powinien znać go bardziej, niż znał, nie było bowiem niczego, co chciałby poznać. Żadna jego część nie nadawała się do tego, by mu ją pokazać, chyba że miał go zacząć nienawidzić. Jeśli do teraz nie żywił do niego takich uczuć, po tym z pewnością by zaczął.
Pozwolił Lavrentyevowi przesunąć kciukiem po swoich wargach, które zaraz zamknął, mimo że coś, co tkwiło w nim zbyt daleko, żeby usłyszał to od razu, było tak rozczarowane jego posłuszeństwem w tej kwestii, że nie zauważył dłoni na własnym policzku. Coś...?
Jęknął, gdy spinające się w ciele Syriusza mięśnie wywołały dreszcz, który nie zdążył przejść mu po kręgosłupie, zanim dogonił go drugi, spowodowany uniesieniem się przypadkiem - lub nie - zgodnie z jego rytmem. Przewidywał, co zrobi, kiedy go objął, ale nie miał pojęcia, że będzie to o aż tyle przyjemniejsze przy współpracy ze strony Shina, zwłaszcza że poprzedził ją jeszcze okresem napiętego oczekiwania, składając za długi pocałunek za jego uchem. Co to w ogóle było za miejsce na takie rzeczy? Chciał go oddać, oczywiście pokazując jednocześnie, jakie jest właściwe, jednak w tym samym momencie wypowiedział jego imię tym słodkim, wibrującym głosem, który za każdym razem zdawał się drżeć w powietrzu chwilę po tym, jak powinien już wybrzmieć. Nie był w stanie tego przerwać, bo ocierająca się o jego brzuch męskość młodszego zapowiadała nawet słodsze dźwięki, zaczynające się zradzać w jego gardle. Wszedł w niego szybciej i głębiej, ponownie zbliżając wargi do wyciągniętej w górę szyi, by je przyśpieszyć, jednak nie było takiej potrzeby. Ślady, które paznokcie Syriusza zostawiły na jego łopatkach, miały na nich pozostać przez długi czas, ale nie bardzo mu to przeszkadzało; powinny w końcu zakryć te, jakie były na nich wcześniej.
Shin — wymruczał na tyle wyraźnie przy tak płytkim oddechu, by dało się rozpoznać słowa. Przymknął oczy. — Shin... - powtórzył, chociaż sam nie był pewien, czemu tak mu zależało na tym, by to wymówić.
Poczuł - nieoczekiwanie przez zamknięte powieki - jak przesuwa językiem po jego krtani, i...
Gwałtowny pisk, który usłyszał tylko on, prawie go ogłuszył.
"Zjedz to".
Ja... nie mogę... to jest...
Saware...naide.
Powiedział to na sekundę przed tym, jak Lavrentyev go ugryzł. O sekundę za późno. Jedną pieprzoną sekundę.
Nie żeby tak naprawdę mógł pojąć to, co miał mu przekazać, ale wtedy się nad tym nie zastanawiał. W ostateczności była szansa, że dojdzie do jakiegoś wniosku po intonacji, tylko... kto by się spodziewał podobnych słów w takiej sytuacji? "Nie dotykaj" nie było czymś, co mówiło się do kogoś, kogo właśnie się pieprzyło. Nie wspominając już o tym, że Len wcale nie wyglądał, jakby miał to na myśli. Wręcz przeciwnie, wydawał się być zadowolony, kiedy uśmiechał się, obnażając przy tym sztucznie przedłużone kły i poruszając się w nim tak samo, choć chaotyczniej. Czuł ślinę wzbierającą w ustach, jak to się zwykle dzieje u głodnych ludzi, i nie mógł nic na to poradzić. Głód był tak pierwotny, że nikt i nic nie byłoby w stanie go kontrolować. Zatracał się w nim tym bardziej, im bliżej jego zaspokojenia się znajdował.
Tak dużo emocji kojarzyło się jego umysłowi - i ciału - tylko z jednym miejscem, przez co też stosownie do tego reagował. Wszystkie silne emocje, jakie przeżył, były przecież tak ściśle z nim związane od zawsze... od kiedy pamiętał. Od kiedy jego sny zaczęły się składać ze światła i hałasu.  
"Po prostu to zjedz".
Pochylił głowę i, nim Syriusz zdążył poczuć ukłucie niepokoju, które musiał spowodować tak nagły ruch... wgryzł się w jego ramię, szukając ich ujścia.
Wgryzł dosłownie, do mięsa, tak jakby nie miał ludzkich zębów, tylko kły pantery. W istocie, coś z nimi było nie tak - były znacznie ostrzejsze, niż to wcześniej pokazywał, i zimne jak metal, gdy zagłębiały się w jego ciele. Szarpnął głową, rwąc je na kawałki, dopóki nie skończył w nim, czując się tak, jakby już nigdy miał o tym nie myśleć. O niczym nie myśleć. Miał wrażenie, że słyszy, jak jego świat rozpada się na kawałki, jak tłucze się od rys, które sam mu zadał, i dopiero wtedy oderwał się od niego, już się nie uśmiechając. Uchylił jednak lekko wargi; strumyk krwi spłynął z nich po jego brodzie, by zacząć wolno kapać na podłogę. Oczy zaszły mu mgłą, kiedy dał mu wreszcie stanąć na własnych nogach, odsuwając się, aczkolwiek minimalnie - tak, by mógł się na nim wciąż oprzeć.
A później wypluł to, co miał w ustach.
Uderz mnie — powiedział spokojnie, zwracając ku niemu głowę z powrotem.
Jego policzek, na którym Syriusz niedawno trzymał rękę, lśnił mokro w tych kilku promieniach słońca, które zdołały go dosięgnąć, ale twarz miał bez wyrazu, jak gdyby pogodził się z tym, co zrobił, chociaż przecież nie miał żadnego innego wyboru.
Powrót do góry Go down
Syriusz Lavrentyev

Syriusz Lavrentyev


Liczba postów : 127
Join date : 26/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 EmptyNie Lis 01, 2020 9:44 pm

Shin - słyszał jak przez mgłę, jakby dźwięk, który przecież istniał naprawdę, teraz był jakiś odrealniony i obcy. Mógł się zastanawiać dlaczego w ogóle ich ciała były zaprojektowane tak, że posiadały sprawne uszy, odbierające bodźce z każdej strony, ale gdzie zaprowadziłaby go ta spekulacja? Dlaczego w ogóle fala dźwiękowa istniała? Shin. Oddychał ciężko z uśpioną ostrożnością; zatracił się w uczuciu zbyt błogim i zbyt dobrym, aby trwać dlugo. Najlepsze momenty zawsze tylko zdawały migać mu przed oczami, nie chcąc się zatrzymać, aby móc się nimi rozkoszować odrobinę więcej czasu. Trudno było uchwycić taki moment. Niełatwo było mu i teraz. Gdy tylko oderwał się od jego szyi, od razu podniósł wzrok... I przeszyły go dreszcze. Ten wyraz twarzy, ten.. uśmiech - był przerażający. Nabrał podejrzeń, co mogłoby znaczyć słowo, które wypowiedział chwilę wcześniej; może gdyby je zrozumiał...
Shin, coś ty narobił?
Usilnie chciał zignorować uczucie niepokoju, wmówić sobie twardo, że nic się nie dzieje i się nie stanie... I był tak zafrapowany tym udawaniem przed samym sobą, że nawet nie zauważył głowy Shimury przy swoim ramieniu, więc nie mogło być nawet mowy o próbie wyrwania się... Trwał w bezruchu, jak sparaliżowany.
I chwilę potem paraliż ustąpił, a usta same uformowały się do przeraźliwiego krzyku, który być może wydostałby się na zewnątrz, gdyby tylko Shin był w stanie wyjąkać chociaż słowo. Żywy ból eksplodował mu w czaszce, aż zobaczył biel przed oczyma, mimo że nie rozumiał jego źródła. Wiedział, że gdzieś to jest, to, co cierpi i chce jak najszybciej przestać, ale nie było to możliwe. Co się stało...? Gdzie jest to miejsce, które tak do niego krzyczało? I dopiero gdy starszy szarpnął głową, znalazł je.
Kto? Len? Jak to? Dlaczego? Nie reagował wcale, trochę jak zmieniony w kamień, nie potrafiłby przypomnieć sobie, czy oddycha czy dech wstrzymuje. Nie widział Lena, tylko wnętrze swoich powiek.
Pociekła krew, strumień, zdecydowanie więcej niż przy postrzale - ile to już tej krwi utracił w ciągu tej doby? Uczucie oddalania się od tego miejsca wróciło w postaci pulsujących skoków obrazu. Wtem zaśmiał się cicho i zdecydowanie zbyt histerycznie, przesunął palcami po boku brzucha, przerywając ciągłość toru czerwonej, ciepłej mazi, otwierając oczy szeroko. Przekręcił głowę, aby zobaczyć, jak wyglądało jego ramię; jakoś nie mógł uwierzyć...
Kiedy jego nogi spotkały się z podłogą, nie trwało długo, aż odpuściły i ugięły się pod nim, nie znosząc ciężaru, którym nagle je obarczono. Upadł twardo na kolana, nie zdążając podeprzeć się o ścianę ani o Shima, choć myśląc wnikliwej - chyba nie chciał. Słyszał dudnienie serca w swoich uszach i, prawdę mówiąc, nic poza tym. Skupił się tak mocno na swoim tętnie, tak niewiarygodnie nieregularnym, iż pozostał mu tylko zmysł wzroku, któremu nadał nie potrafił uwierzyć.
Wzdrygnął się, kiedy dojrzał chwilę potem na podłodze chyba to, co ugryzł Shim, i być może mógłby zwymiotować, gdyby tylko miał czym.
Ale to go, paradoksalnie, orzeźwiło. Było na tyle jasno, że czerwień, ciemna i intensywna, była niezwykle widoczna. Wzrok odwrócił natychmiast, ale podniósł się w momencie, czując przypływ elektryzującej adrenaliny i dziwnej wściekłości.
Jak śmiał? Kim on był, że pozwalał sobie na takie rzeczy? Przypuszczał, że nie jako pierwszy tego doświadczył, w końcu jego ruch był tak wystudiowany... Do tego zęby. Ostre i lodowate. Ku swojemu zdziwieniu to właśnie je był w stanie sobie przypomnieć najwyraźniej.
Uderz mnie? Proszę bardzo.
Już podnosił rękę, której dłoń zwinął w pięść, i brał także zamach. Jednak coś w wyrazie jego twarzy sprawiło, że nie oddał uderzenia. Zamiast tego uniósł brwi z niejakim zdziwieniem, po czym zamienił się z nim miejscem i tym razem to on przyparł go do ściany. Przyjrzał się dokładnie jego obliczu i zakrwawionym ustom, które niejednokrotnie całował. Wróciła do niego myśl, w której uważał, że nic mu się nie stanie mimo tego niecodziennego, głodnego spojrzenia, jakim go obejmował. Czuł się zawiedziony? Głupi, że pozwolił na to? A może winny, że go sprowokował?
Zerknął na maskę, rzekomo wyglądającą jak Jaylen, lecz nie potrafił od nowa przyzwyczaić się do tej twarzy bez wyrazu, kiedy chwilę temu widział na niej tyle emocji.
Drgającymi z przemęczenia dłońmi przesunął po jego policzkach, żeby zmyć wilgotne smugi, po czym... otwartą dłonią uderzył w jednego z nich.
- Co to za wyraz twarzy? - odezwał się wreszcie, przypomniawszy sobie jak używać strun głosowych. Używał zdecydowanego i szorstkiego tonu mimo wszystko. - Weź się w garść.
O ile tamten cios miał faktycznie go ocucić, drugi zadał już dla własnej przyjemności. Był taki zły! Taka rana będzie potrzebowała mnóstwo czasu, by się zregenerować. Przecież brakowało mu tkanki, do cholery! Jak miał wrócić do domu i pełnić codzienne funkcje - jako zwykły człowiek, ale przecież też jako przywódca?!
- Weź się w garść - mruknął ponownie, chociaż równie dobrze mógł te słowa skierować do samego siebie. Chwilowa energia powoli się z niego ulatniała jak powietrze z przebitego szpilką balonu. Znowuż słabł, nie zdążywszy się przez to nawet zirytować. Sam go sprowokował czy nie - musiał to zaakceptować i skupić się, zmobilizować jakoś swój umysł, by pozostał przytomny...
- Kurwa - rzucił nagle, kiedy zaczęło kręcić mu się w głowie tak intensywnie, że powoli tracił poczucie pionu, a wraz z nim równowagę. Dochodził do niego wątły ból z okolicy bioder i pleców, a także z tego konkretnego ramienia, które zresztą wydawało się drętwieć, choć nie umiał wytłumaczyć czemu. Oparł się o Lena, choć nie potrafił pozbawić ciała obaw co do jego osoby - lecz jaki miał teraz wybór? Żaden. - Nie wytrzymam już.
Wydychał ciężko ciepłe powietrze na jego tors i dalej nie mógł do końca pojąć, co się tak naprawdę stało.
Powrót do góry Go down
Len Shimura

Len Shimura


Liczba postów : 123
Join date : 21/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 EmptyNie Lis 01, 2020 9:51 pm

Gdyby było jak wtedy, nie przestałby, dopóki nie usłyszałby pierwszego satysfakcjonującego go - czy właściwie Jego, chociaż w tym ukladzie jedno pociągało za sobą drugie - krzyku. Potrzebował konkretnego, wyuczonego bodźca do tego, by rozluźnić szczęki, zmniejszając nacisk na ciało, które w nich trzymał, a co dopiero raz w nie złapaną osobę wypuścić. Jeśliby go otrzymał, zostawiłby ofiarę... by zaatakować ją znowu. Nie można było zabijać ich od razu; to niszczyło przyjemność z oglądania, którą odbudowywało się w sposób, jaki był dla niego o wiele mniej przyjemny niż te kilka dodatkowych siniaków wynikających z przedłużania walki na siłę. Następny przeciwnik musiał być gorszy od poprzedniego, a im bardziej się taki wydawał, tym lepiej - ludziom nigdy nie dało się w pełni dogodzić, więc ostatecznie każde zwycięstwo było dla nich spektakularne tylko przez chwilę.
Ale teraz nie było jak wtedy. Śmiech, który z trudem wdarł się do jego głuchych od znajomych komend uszu, był tak tak bardzo niezwiązany ze wspomnieniem, jakie na nowo przeżywał, że mógł je przerwać - i rzeczywiście to zrobił. Już świadomie czy jeszcze nie, w każdym razie nie będąc do końca pewnym, czy zachowuje się odpowiednio, puścił Syriusza. W jego głowie nadal walczyły ze sobą sprzeczne polecenia, które jednak wydawały się być coraz bardziej obce i odległe, tak że z czasem był w stanie spojrzeć na nie inaczej, bo z góry. Przestał od nich zależeć; to one mu podlegały.
Patrzył, jak Lavrentyev upada przed nim na kolana i nie reagował, mimo że mięśnie drgnęły mu jakby w odruchu... czego? Wyciągnięcia do niego ręki czy rzucenia się mu wyżej, do gardła, jak to zawsze robił? Co mogło być silniejsze - to, co pochodziło z jego własnej woli czy to, co kazano mu robić przez lata? Sam nie wiedział, co by wybrał, gdyby w ogóle dał sobie możliwość dokonania wyboru. Może więc było lepiej, że chłopakowi udało się wstać o własnych siłach, zwłaszcza że chyba nie oczekiwał od niego pomocy.
Pozwolił mu na to, by przyparł go do ściany, chociaż powinien się był od razu wyrwać, widząc żywy obraz, który wciąż sam się na niej malował. Czerwień na bieli odznaczała się tak ostrymi krawędziami, że wyglądała jak wycięta. Nerwowo zwilżył językiem usta, ignorując smak, który na nich wyczuwał. Pod jego skórą zbierał się już niepokój związany z chorobą, ale na razie nie mógł niczego z nim zrobić. Wydawało mu się, że do miejsca, które dotknął Shin, zbiegło się to wszystko, co wywoływało w nim rozdrażnienie, zderzając się i wybuchając przy tym pulsującym ciepłem, tak kontrastującym ze zwykłym mu zimnem. Nie był w stanie stwierdzić, czy się tym uspokoił, czy nie, ale pomimo że spodziewał się uderzenia, nie uchylił się przed nim. Policzek ścierpł mu tak, że i tak nie czuł nim niczego, dlatego nawet nie ruszył głową, gdy młodszy wymierzył mu następny cios. Go też przewidział - w szczegółach, na których analizowanie większość ludzi nie chciała tracić czasu z racji wolnych umysłów, potrafił dostrzec przyszłość, i choć z nie tak dużym wyprzedzeniem, to wystarczyłoby mu to, by nie dać się uderzyć po raz kolejny. Po prostu zależało mu na tym. Drugi raz był znacznie mocniejszy, bo pewnie co innego było jego przyczyną, i zmusił go do odchylenia głowy w bok właśnie przez siłę, z jaką został zadany. Spuścił ją, krztusząc się krwią - swoją albo jego, albo i obiema naraz - która prysnęła też na ścianę. Zbyt długie kosmyki włosów opadły mu na twarz, kiedy uniósł wargi w słabym, lecz paradoksalnie i tak denerwująco pewnym siebie uśmiechu, jakby Syriusz naprawdę wykonał dokładnie to, czego po nim oczekiwał, i to w odpowiedniej kolejności.
- Gdybym tego nie zrobił, przerwałbym ci tętnicę - odpowiedział mu wreszcie beznamiętnie na któreś z kolei "weź się w garść", które wydało mu się szczególnie groteskowe. Co za absurd - kazać wziąć się w garść komuś, kto prawie cię zamordował, traktując go tym samym niemal niczym na ogół grzeczne dziecko, jakiemu przypadkiem zdarzyło się zrobić coś, czego nie powinno.
Dopiero kiedy chłopak oparł się o niego, zrozumiał, że musi być w szoku. Skarcił się w myślach za to, że wcześniej tego nie zauważył - przecież wskazywał na to każdy nowy objaw - ale musiał być przedtem tak zdezorientowany samym sobą, że umknęło to jego uwadze. Westchnął, nie bardzo wiedząc, jak w takim razie wypadałoby zareagować, i poczuł nagle, jak coś, co z początku wydawało się dreszczem - dreszczami? - zwolniło przy zagłębieniu jego łopatki, przyśpieszając, gdy zaczęło spływać po jego plecach kilkoma strużkami. Tak mocno...? Przyszło mu z tego powodu do głowy, żeby go dotknąć, jednak... nigdy się tak nie zachowywał. To by było... zbyt...
Oddech bruneta, choć nierównomierny, był równie kojący co dłoń, którą przytrzymał na jego policzku, więc Len nie był przekonany, czy może usłyszeć tak zwolnione bicie jego serca, nawet kiedy go objął.
Ja...Przepraszam.Wiem. Ale to twoja wina.Tak cholernie mi przykro.I dlatego mnie to nie obchodzi.Ja naprawdę...
Głos miał bez zmian pozbawiony uczuć, niski i głęboki, jakby nic się nie stało, ale było w nim coś, co brzmiało tak, jak gdyby miał się załamać przy kolejnym wypowiedzianym słowie. Które oczywiście nie zostało wypowiedziane.
Zniżył lekko głowę, wdychając zapach Shina po raz wtóry - a więc kwiaty, dym i...
Uniósł ją z powrotem trochę za szybko.
Za chwilę — mruknął łagodniej; może tak się Syriuszowi zdawało przez delikatność, z jaką wziął go na ręce, chociaż wrażenie uciekającej spod nóg podłogi zapewne nie należało do najbardziej czarujących.
Teraz mu ciążył, ale nie sobą, tylko zmęczeniem i głodem, jakie on sam odczuwał. Zwłaszcza to drugie mu przeszkadzało, z wiadomych względów, jednak najpierw zaniósł bruneta do łazienki, gdzie mógł już stanąć samodzielnie; Shimura uniemożliwił mu upadek swoim ciałem, będąc tuż za nim. Sięgnął do apteczki, otwartej, bo korzystał z niej wcześniej tego dnia, i bez większego przejęcia opatrzył mu świeżą ranę. Kiedy się to robiło codziennie, nie można się było jednak pozbyć tej monotonii w ruchach, a wręcz i w wyrazie twarzy, w jednakowym stopniu skupionym na wykonywanej czynności i nią znudzonym.
Zmył krew z rąk.
Kiedy ostatnio jadłeś? — zapytał przesadnie poważnym tonem, prawie jakby zwracał się do pacjenta, którego widzi pierwszy raz w życiu. Stanął przy tym obok, ale na tyle blisko, by w razie czego móc go złapać, i oparł się o umywalkę, wskazując prysznic wymownym ruchem głowy. Sam założył ręce, patrząc gdzieś w bok, wcale nieprzejęty faktem, że nadal był nagi. — Mów do mnie. Cały czas. Słyszysz?  
Zmrużył lekko żółte oczy w świetle, którego coraz więcej wkradało się do domu. Nie wydawały się już takie kocie - miały zwykłą źrenicę. W jego sylwetce też zniknęło coś z wcześniejszej dzikości, a raczej ukryła się ona pod pozornym zrelaksowaniem. Kiedy nie dawał swoim emocjom dojść do głosu, panował nad sobą doskonale, więc wystarczy, że nie pozwoli Shinowi się sprowokować, tak? Przygryzł wargę, powstrzymując się od wrócenia do niego wzrokiem.  
Wystarczyło.
Powrót do góry Go down
Syriusz Lavrentyev

Syriusz Lavrentyev


Liczba postów : 127
Join date : 26/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 EmptyNie Lis 01, 2020 9:55 pm

Skurczył mu się nieprzyjemnie żołądek, gdy Len nieoczekiwanie otoczył go ramionami. Zrozumiał, iż ciało reagowało już instynktownie, bardziej niż by tego chciał, a szczególnie w tym momencie, gdy starał się być silny przede wszystkim duchowo - innymi słowy nie bać się, jak to zwykle miał w zwyczaju. Iść do przodu, nie dać sparaliżować się temu złudnemu uczuciu, które nie powinno istnieć i które można w sobie uśpić. Chcąc zdyscyplinować się w sobie, rozluźnił nieświadomie spięte mięśnie. Jednak słowa, które następnie usłyszał, zimne i beznamiętne,  były tak zupełnie odcięte od tego stosunkowo ciepłego gestu, że przez chwilę był mocno zdezorientowany i milczał. Dopiero kiedy faktycznie sens owych zdań całkiem do niego dotarł, poczuł, ku swojemu zdziwieniu, jak wrażenie poczucia winy blokuje mu tchawicę.
- To moja wina - powtórzył po nim. - Moja. Ja...  przepraszam.
Syknął cicho, gdy stracił wątłe oparcie nóg, myśląc z początku, że wreszcie przewrócił się sam,  ale prędko uświadomił sobie, iż Shimura wziął go po prostu na ręce - zupełnie jak po tym,  gdy postrzelony włamał mu się do mieszkania. Zaledwie wczoraj. Ciążącą mu głowę oparł na ramieniu mężczyzny, z kolei palcami mocno ucisnął stronie. Czuł, jakby miała mu zaraz eksplodować. Zamknął więc oczy, choć nadal czuł wirujący wokół niego świat, jakby zbyt długo jeździł na rozpędzonej karuzeli, a otworzył je dopiero, kiedy z powrotem doświadczył pod stopami zimną, kafelkowaną podłogę. Uniósłszy spojrzenie i wbiwszy je w lustro znajdujące się przed nim, zastanawiał się kim jest osoba, którą w nim ujrzał. Uświadomił sobie, że patrzy na siebie dopiero wtedy, gdy dostrzegł za sobą Shima, a chwilę potem poczuł jego dotyk.
Wpatrywał się we własne oczy, prosto w nieruchome źrenice, wreszcie udając mu się skupić wzrok w jednym punkcie, a nie krążyć nim wraz z zawirowaniami obrazu. Wkrótce objął wejrzeniem całe swoje ciało do pasa - szczupłe ramiona, wyraźnie widoczne żebra mimo porządnie rozbudowanej warstwie mięśni, płaski brzuch - czasem był zdziwiony, że jeszcze nie wklęsły - i ostro odstające kości biodrowe. Praktycznie wszędzie, gdzie sięgnął wzrokiem, dostrzegł siniaki, niektóre jeszcze czerwonawe, świeże. Przesunął palcami po licznych ukłuciach na lewym przedramieniu i zgięciu łokcia. Po lewej stronie jakoś zawsze lepiej można było dostrzec jego żyły.
Zerknął na najświeższą z ran, ale prędko uciekł wzrokiem, skupiając go natomiast na swej twarzy, równie pieszczotliwie potraktowanej jak i reszta ciała. Jednak nie obrażenia zwróciły jego uwagę. Raczej zastanawiał go fakt - dlaczego się uśmiechał? Gdy to zarejestrował, jakoś wolniej niż zwykle, w momencie opuścił kąciki ust i skupił wzrok już tylko na zręcznych dłoniach Lena opatrujących go.
Zastanowił się chwilę nim odpowiedział, jednak nadal wyglądał na zamyślonego.
- Trzy dni temu. - Mniej więcej. Od kiedy zgubił swoich towarzyszy, niewiele zostało mu jedzenia, które zresztą i tak miało wytrzymać mu ledwo na dzień - w końcu misja powinna przejść szybko i przede wszystkim pozytywnie. Nim zaczął znów żałować swoich decyzji, dotarły do niego kolejne słowa bruneta i wtedy się ocknął. - Co? Och. Tak, słyszę.
Sięgnął do szyi, by rozpiąć klamrę obroży i ją zdjąć. Zerknął na Jaya kątem oka, zanim lekko chwiejnym krokiem skierował się w stronę prysznica. Westchnął, rozsuwając połprzeźroczyste drzwi. W innych okolicznościach być może byłby onieśmielony, że nie jest teraz sam, lecz w tej chwili nawet nie starczało mu na to sił. Rana pod opatrunkiem piekła i zdawał sobie sprawę, że po zmoczeniu jej będzie jeszcze bardziej uciążliwa, mimo to uruchomił strumień chłodnej wody prosto na swoją twarz. Przeszedł go dreszcz, ale czuł, że właśnie tego potrzebował - gwałtowny kontakt z zimnem przyspieszył jego krążenie.
Ach, miał coś mówić. No tak.
- Len? - odezwał się w końcu z braku konkretnego pomysłu. Co miał mówić? Nie miał nic do powiedzenia. Szok dopiero co spływał z niego wraz z kroplami wody, co sprawiało, że zaczął uświadamiać sobie kilka rzeczy, które miały miejsce. Szczególnie dwie konkretne - Len najwidoczniej chciał go zjeść, zaraz po tym... jak się z nim przespał. Shin, coś ty...?
Przesunął dłonią po wnętrzu swojego uda i zaciskając usta, wyczyścił resztki po obecności mężczyzny. Że też musiał kończyć w nim... Mimo wszystko zrobiło mu się ciepło na to nagłe wspomnienie ich stosunku, aż westchnął z żalu nad sobą, widząc przed oczyma zdesperowanego siebie może sprzed dwudziestu minut. Nagle wróciły też do niego wszystkie pytania, jakie dręczyły go wtedy i stwierdził - kiedy, jak nie teraz, mógłby je zadać?
- Czemu tak się denerwujesz, gdy usłyszysz swoje pełne imię? - Wyrzucił z siebie pierwsze zdanie. Oszukiwał się, że jest średnio zainteresowany odpowiedzią lekarza, patrząc na zestaw żelów pod prysznic, mydła i szamponów, zastanawiając się, który wybrać - trochę jak dziecko, lecz dziwnym sposobem czuł spokój, gdy myślał o takich pierdołach. - Skąd masz tyle blizn? - Umył się zwykłym mydłem, lekko zwiększając temperaturę wody. Opatrunek zmoczył cały. Woda w brodziku stawała się lekko zaczerwieniona, gdy zmywał zaschniętą krew z rąk, twarzy i szyi. - Dlaczego... tego... nie połknąłeś? - Lekko zadrżała mu ręka, gdy sięgnął po szampon o cytrynowym zapachu. Wytchnienie, jakie spowodowało oczyszczenie się z brudu i złych emocji, zdominowało ból w pogryzionym ramieniu, który wraz ze świadomością wzrastał w sile. Wypuścił powietrze z płuc; obawiał się nieco spojrzeć teraz na jego twarz. Mimo że już skończył, nie zakręcał wody, głównie dlatego, iż nie potrafił przyznać się przed samym sobą, że jego łzy mieszały się z tymi ciepłymi, kojącymi kroplami. Wręcz namacalnie czuł, jak emocje opuszczały jego ciało.
Oddychał głęboko jeszcze przez jakiś czas, oparłszy się o jedną ze ścianek kabiny. Otarł dłońmi policzki i oczy, zanim wyłączył wodny strumień; przeczesał palcami intensywnie czarne włosy, po czym rozsunął drzwi i oparł się o nie zdrowym ramieniem. Wzrok miał poważny i zacięty, jakby oczekiwał odpowiedzi - nie zignorowania, choć z tym także się liczył. Zadał mnóstwo pytań, pewnie trudnych, acz byłby szczęśliwy, gdyby uzyskał wytłumaczenie choćby na jedno z nich.
- Wytłumacz mi, bo bardzo - bardzo! chcę to zrozumieć, dlaczego wyciągnąłeś mnie z tego cholernego laboratorium.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Mieszkanie Lena - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 2 Empty

Powrót do góry Go down
 
Mieszkanie Lena
Powrót do góry 
Strona 2 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next
 Similar topics
-
» Mieszkanie Syriusza i Kat
» Mieszkanie Arsene
» Mieszkanie Sindre, Takumiego i Noxa

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Welcome to GENOCIDE :: MIEJSCA ZAMIESZKANIA-
Skocz do: