IndeksIndeks  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Mieszkanie Lena

Go down 
4 posters
Idź do strony : Previous  1, 2, 3
AutorWiadomość
Len Shimura

Len Shimura


Liczba postów : 123
Join date : 21/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 3 EmptyNie Lis 01, 2020 9:59 pm

Kim ty jesteś?
Nie,
przepraszam, kim ty myślisz, że jesteś?
W pierwszym odruchu, kiedy wyczuł, jak łopatki Shina ściągają się pod jego palcami, chciał je cofnąć; nie zrobił tego jedynie ze względu na to, że i tak musiał go później wziąć na ręce - nie spodziewał się po nim wykonania chociaż jednego samodzielnego kroku, a od łazienki dzieliło ich tych kroków znacznie więcej. Wrażenie, że chłopak nie byłby w stanie się ruszyć, tylko wzmocnił fakt, że się rozluźnił. Wcześniejsza reakcja była prawidłowa, bo ciało powinno przez, czy właściwie dzięki instynktowi samozachowawczemu zareagować w ten sposób na groźbę ataku, ale ta? Już przestał się go bać? Nie zależało mu na tym, by wywołać w nim jakąś traumę, jednak... jeśli tak podchodził do każdego niebezpieczeństwa...
Nie. To nie dlatego, że się nim przejmował.
Nie wypuścił go z objęć, gdy drżał, bo chciał właśnie, żeby się go przestraszył, i żeby ten strach wyrył się w jego otwartej teraz podświadomości tak głęboko, by na jego widok nie miał żadnych innych skojarzeń niż to jedno - że powinien u c i e k a ć, jeśli nie chciał ponownie doświadczyć jedynej rzeczy, jaka była z nim związana. Bólu. O to... chodziło. Żeby dał mu w końcu spokój. Nie prosił chyba o zbyt wiele?
"To moja wina. Moja. Ja... przepraszam".
Nie, nie wierzył, że Syriusz by uciekł. Przecież był na to za głupi.
Poczucie winy chwyciło go za gardło, gdy bezwolnie powtarzał jego słowa, wciąż będąc w zbytnim szoku, by im zaprzeczyć; by w ogóle w jego głowie pojawiła się myśl o zaprzeczeniu czemukolwiek. Nie powinien był tu przychodzić. Tak, ale... Zacisnął zęby. Nie przyjdzie drugi raz. Nie jest głupi aż do tego stopnia, więc można powiedzieć, że problem rozwiąże się sam. Teraz mu pomoże, jednak na tym się skończy.
Gdy go opatrywał, już w łazience, bez powodzenia starał się ignorować jego uśmiech - za każdym razem powracał wzrokiem do Lavrentyeva, patrząc, jak ten zdaje się wręcz z satysfakcją odkrywać na sobie coraz to nowsze rany, a co za tym idzie, odkrywał je razem z nim, zwłaszcza że przedtem rzeczywiście ich nie widział. Było ich tyle, że był pewien, że nie mógł zadać ich wszystkich, ale w takim razie kto...? A może mógł? Jeżeli znowu stracił świadomość, to przecież było to możliwe; tak się dawniej zdarzało. Tyle że przecież od lat umiał nad sobą panować. Kontrolował emocje na tyle, by uwalniać je w stosownym do tego momencie. To, co się stało dzisiaj, nadal pozostawało dla niego nie do wytłumaczenia, jednak nie miało prawa uderzyć z taką siłą. Zaraz, który dzisiaj dzień? Jeśli ostatni raz był na początku zeszłego tygodnia...
Z ulgą zauważył, że młodszy skupił się na jego rękach, a z jeszcze większą, że przestał się uśmiechać i odezwał się do niego, czym mógł się zająć.
Trzy dni — powiedział głucho za nim. Trzy dni bez jedzenia to - obiektywnie - nie był zawrotny wynik. Na pewno nie wystarczający, by słaniać się z głodu, więc za jego stan musiał odpowiadać brak snu i to, ile krwi utracił. Próbował oszacować w myślach, czy wyjdzie z tego litr, ale poddał się, przypominając sobie, że przecież nie wie, ile jej zgubił jeszcze poza jego domem. Westchnął, obarczając go zmęczonym spojrzeniem spod ciążących mu powiek. Nie zemdlał, więc może nie. Zresztą, jak mógłby mu pomóc w tej kwestii, nie znając nawet jego grupy? Powinna być wpisana w ID obok wielu innych, równie przydatnych informacji, ale miał uzasadnione podejrzenia, że czarnowłosy ID w ogóle nie posiadał, a w takim razie sam także jej nie znał, bo kto i w jakim celu podałby mu to do wiadomości? Cóż, zwykle brak wpływu na coś wykluczało u Lena przejmowanie się tą sprawą, i tak było również teraz. Pozostała więc kwestia nakarmienia go, to znaczy dania mu tyle, by po takim okresie bezczynności jego żołądek wszystkiego nie zwrócił; trudno było ufać komuś, kto był głodny, że sam nie rzuci się na pożywienie bez poświęcenia chociaż chwili refleksji konsekwencjom takiego działania.
Zerknął przelotnie na obrożę, którą Syriusz zdjął ze swojej szyi, i miał już zadać pytanie, po jaką cholerę ją nosi, skoro jest w stanie to zrobić, jednak myśl o jego własnym nieśmiertelniku zamknęła mu usta. Nie na długo wprawdzie, bo kiedy ponownie uniósł głowę, zobaczył, że Lavrentyev - nie zważając na bandaże, w których był - leje bezpośrednio na nie strumień gorącej wody.
Shi... — zaczął bezgłośnie, unosząc dłoń w jakimś ostatecznym geście zatrzymania czegoś nieuniknionego, ale nie dokończył. Nie było już ku temu powodu - opatrunek i tak zamókł, a ponieważ wciąż był biały, to tym bardziej nie miało znaczenia.
Nie była to jednak z pewnością odpowiednia chwila na zadawanie mu prywatnych pytań, co odbiło się prawdziwą niechęcią w wyrazie, jaki przyjęła jego twarz. Należało podtrzymać rozmowę, skoro ją zaczął, a domyślał się, że Shin nie zmieni tematu. Poza tym, szczerze mówiąc, sam nie wiedział, o czym mógłby z nim rozmawiać, gdyż w gruncie rzeczy byli sobie obcy, co oczywiście nie było w stanie uchronić chłopaka przed sarkazmem w jego głosie.
Nigdy nie szanował szczególnie nieznajomych.
Imię? Skąd ten daleko posunięty wniosek, że to moje imię? Rozumiem, że na drodze dedukcji doszedłeś do tego, że nie jest to przypadkiem podobne imię kogokolwiek innego, kogo znam? Bo może dlatego. — Żółte oczy lśniły takim zimnem, jakby samo słońce pokryło się lodem. — Wysoko sobie cenisz wiarygodność kawałka metalu.
Zacisnął mocniej palce na krawędzi, o którą się opierał.
Co go to interesowało?
Po co udawał?
Roześmiał się gardłowo, słysząc jego następne słowa, jeszcze bardziej go drażniące od poprzednich. Czy nie potrafił wymyślić niczego innego? A przede wszystkim - o sobie, nie o nim?
Spójrz na siebie i zastanów się, skąd masz swoje rany, bo ja nie mogłem otrzymać swoich w inny sposób. Ktoś - lub coś - mnie zraniło, a martwa tkanka została zastąpiona inną. Stąd mam tyle blizn.
Czemu w sumie uważał, że miał jakikolwiek pretekst do wchodzenia tak w jego życie?
Nagle jednak jego rysy złagodniały, i przez dłuższy czas milczał, obserwując, jak krople wody ścigają się wzdłuż boku Syriusza. W końcu odparł ciszej, choć nadal na tyle głośno, by go usłyszał:
Nie chciałem tego.Co za kłamstwo. Chciał, i to jak nigdy dotąd.  
Przypomniało mu się, że miał zniechęcić go do siebie, ale nie znalazł w sobie dość siły na to, by dodać coś więcej.
Na następną rzecz też nie odpowiedział od razu. Odepchnął się od umywalki i minął bruneta, wchodząc do kabiny, skoro ten nie umiał z niej wyjść. Nie zwrócił przy tym na niego wcale uwagi, jakby go tam nie było. Kiedy się odezwał, robił to już przez szum wody, opierając się głową o ścianę:  
Pomyliłem cię z kimś, a później, wiesz - głupio się było przyznać. — Nie dało się nabrać na tę sztuczną beztroskę w jego tonie, ale nie dbał o to, zbyt pochłonięty tym, by powstrzymać głos od drżenia. Mokre włosy znowu zasłoniły pustkę, którą przez chwilę miał w oczach. Odgarnął je z nich i spojrzał na Shina niemal z rozbawieniem, chyba zapominając przestać grać.
To akurat była półprawda, jeśli to cokolwiek zmieniało.
Nie stój tak, bo zasłabniesz — mruknął, przechylając lekko szyję, lecz nie odrywając od niego wzroku. Nie potrafił tego zrobić. Nie kiedy wiedział, że będzie go musiał stąd wyrzucić, i że jeżeli miałby wyznać prawdę przed samym sobą, dobrze by było, gdyby nigdy nie wrócił. Sądził, że rozstanie się z własnym złudzeniem będzie łatwiejsze, a nie przewidział, iż to złudzenie jest nim wyłącznie z wyglądu, a do jego charakteru może się równie mocno zacząć przywiązywać.
Siedem dni... Może to nie były żadne uczucia. Może nawet nie myśli. Siegnął ręką za ramię, do łopatki, w zamyśleniu przesuwając łagodnie paznokciami po bliznach i świeżych ranach, zatrzymując się przy tych drugich. Wydawało mu się, jakby były zapisem jego jęku. Prawie mógł go z nich odczytać. Siedem i...?
Druga ręka, zwieszona bezwiednie, pozwalała na zobaczenie blednącego siniaka po jej wewnętrznej stronie, ale Shimura o tym nie pamiętał.
Powrót do góry Go down
Syriusz Lavrentyev

Syriusz Lavrentyev


Liczba postów : 127
Join date : 26/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 3 EmptyNie Lis 01, 2020 10:03 pm

Ile by nie próbował się oszukiwać, zawsze w końcu się poddawał. Z kim ma być bardziej szczery jak nie ze sobą? Ciekawość, często niezdrowa, była nieodłącznym elementem jego charakteru i usposobienia, a często przynosiła ze sobą zaciekle denerwującą innych nieustępliwość. Syriusz sam często twierdził, że ta z pozoru pozytywna wytrwałość jest jednocześnie jego największą wadą. Tak też słuchając odpowiedzi Lena, irytował się z każdym kolejnym słowem wypowiedzianym przez mężczyznę, mimo iż próbował przygotować się na zaistniałą ewentualność. Tylko czemu? Czemu?!
- Brałem to pod uwagę - odparł, co było w zasadzie kłamstwem, gdyż podejrzenie, iż imię Jaylen jest pełną formą od Lena było dla niego tak oczywiste, jak oczywistym jest, że w matematyce nie dzieli się przez zero. Nawet nie myślał o innych opcjach -  już bardziej o tym, dlaczego tej pełnej formy nie używa na co dzień. Zacisnął usta, by nie warknąć z frustracji. Odwrócił się do niego przodem zaraz po tym, jak wszedł do kabiny i wkrótce zasunął ściankę, co spokojnie mogło być odebrane jako znak, że zdecydowanie nie zamierza odpuścić, na pewno nie tak szybko - zapewne ku ubolewaniu Shimury.
- A nie twoje? Jakoś nie spieszyłeś się wtedy z wyjaśnieniami - odparł, zaplatając ręce na klatce piersiowej. - Chyba że lubisz, jak podczas seksu, osoba, z którą go uprawiasz, woła imię kogoś innego. - Prychnął, wyglądając przy tym, jak zawsze, dość zabawnie, nie starając się nawet chociaż trochę zawstydzić na to wciąż żywe wspomnienie jego jakże ekspresyjnych reakcji. - Ciekawe zboczenie, nawet jak na ciebie. - Mruknął jeszcze, dając upust swojemu gwałtownemu zdenerwowaniu. Kolejna wypowiedź chirurga już w ogóle podsyciła płomień, wkurzając go już całkiem.
- Ale kto, co? - rzucił w przestrzeń. Dziwne, że jeszcze nie podniósł głosu. - Dlaczego tak strasznie nie chcesz mi niczego powiedzieć? Nie zaszkodzę ci w żaden sposób, nawet gdybym chciał. Moja pozycja jest niczym w porównaniu do twojej na tym świecie. JA jestem nikim. - Nieświadomie wbił paznokcie w swoje przedramiona. Tak bardzo skupił się na gniewie, który właściwie nie wiadomo dlaczego powstał, że niebezpiecznie skłaniał się ku temu, czego może potem żałować - otwierał się. Zawsze wyrażał swoje myśli prosto i bezpośrednio, ale są jednak pewne rzeczy... - Chcę cię tylko poznać, a nie zniszczyć.
No właśnie.
Rozszerzył powieki, gdy uświadomił sobie, co powiedział i ugryzł się w język zaraz potem. Kurwa! Nie miał tego mówić! Otworzył za chwilę usta, początkowo z zamiarem wycofania się z tej dziwacznej deklaracji, aczkolwiek dał już sobie spokój. Westchnął ciężko, godząc się z tym i akceptując po prostu swoją głupotę. Odwrócił na chwilę wzrok od Shimury, by wbić go jak gwoździe w podłoże.
- W życiu nie usłyszałem od jednego człowieka tyle kłamstw i to w tak krótkim czasie - mruknął, znów kierując na niego spojrzenie oczu o tym dziwnym, rzadko spotykanym odcieniu niebieskiego wpadającego w fiolet - jedynej rzeczy, jaka nie zmieniła się od chwili jego narodzin. Teraz skupił się jednak na jego oczach. - Widziałem wtedy twój wzrok i nie mogłem się pomylić.
Zamilkł na chwilę, obserwując, jak mężczyzna włącza wodę, i nie mógł powstrzymać się od ogarnięcia go spojrzeniem od stóp do głów; zrobił to jednak dość dyskretnie, jak na niego nawet bardzo. Widok przezroczystego strumienia spadającego pomiędzy jego łopatkami przywrócił mu część opanowania. Znowuż jednak poczuł chęć dotknięcia go chociaż opuszkami palców, mimo że wiedział, iż po czasie zapragnąłby więcej. Trochę jak przez mgłę rejestrował, że odepchnął się od ścianki, zbliżając się do niego i stając za nim. Ruch, jaki wykonał Len, ponownie zwrócił jego uwagę na tajemnicze blizny, tym razem mogąc je również zobaczyć, nie tylko dotknąć, jak za poprzednim razem. Otoczył wejrzeniem jego całe plecy, czyste, pomijając podłużne znamienia - bez żadnego futra, ogona - zwyczajne plecy, normalne i piękne. Oszołomiony, uświadomił sobie, że mu zazdrości.
Przesunął palcami po owych śladach, także po tych, które sam po sobie zostawił i niemal szepnął:
- Są takie ładne...
Dziwne miał mniemanie o tych bliznach i bliznach ogólnie - sam miał ich wiele, wyniesionych z różnych sytuacji; jego skóra od zawsze regenerowała się wolno i jakby nie do końca., nie pozbywając się bruzd. Nigdy nie była doskonale gładka. Dodatkowo przez mutację stała się jeszcze mniej delikatna, twardniała i stawała się szorstka.  Blizny stanowiły taką normalność, bo prawdopodobnie każdy człowiek jakąś posiadał - większą lub mniejszą, jednak wciąż stanowiła ślad po czymś - wydarzeniu lepszym bądź gorszym. Niestety Syriuszowi blizny przypominały raczej o niezbyt pozytywnych doświadczeniach. Jeśli jeszcze ślad po jego paznokciach na ciele Jaya mógł przywołać przyjemne wspomnienia, tak teraz miał problem, do jakiej kategorii powinien przydzielić tę na ramieniu...
Pomyślał, że może nie powinien go dotykać, dlatego nagle cofnął się, wracając w miejsce, w którym stał wcześniej.
Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie potrafiłby odpowiedzieć teraz bez zająknięcia, dlatego postanowił nieco poczekać, dać sobie czas na zastanowienie. Był pewien, że rozmawiali już kiedyś na ten temat, głównie dlatego, że nie zdziwiło go to zdanie. W zasadzie głupie szczęście zdecydowało, że... udało się. Jest tutaj.
- Nawet jeśli to była pomyłka - zaczął wolno, wpatrując się w jego policzek - nawet jeśli tego żałujesz - westchnął na to, jak żałośnie musiał wyglądać teraz w oczach Shima - dziękuję ci. Chyba jeszcze nigdy tego nie mówiłem. - Odwrócił wzrok, jednak ani drgnął, ignorując fakt, że czuł się coraz gorzej. Zignorował także jego rozbawiony ton, przekonany, że na próżno szukałby w nim autentyczności. - Przykro mi, że nie byłem tamtą osobą.
Naprawdę było mu przykro. Potrafił wyobrazić sobie swój zawód, gdy po zaginięciu choćby Selwyna, ktoś by go powiadomił, że widział podobną osobę, a ona okazałaby się kimś obcym. Poczuł dreszcze na placach i zmrużył ślepia.
Doprawdy, nie życzyłby nikomu takiego bolesnego rozczarowania.[/color][/color]
Powrót do góry Go down
Len Shimura

Len Shimura


Liczba postów : 123
Join date : 21/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 3 EmptyNie Lis 01, 2020 10:10 pm

Woda zmyła z niego krew.
Tylko ją.
Wiedział, że nie ma wystarczającej siły, by przeniknąć przez jego skórę aż do kości, a jednak pozwalał jej ponawiać te próby, gdy spływała strumieniami po jego ciele. Czysto abstrakcyjne pragnienie, ale czy to stałe poczucie bycia brudnym również takie nie było?
Jakie to ma znaczenie? — powiedział, wolno cedząc słowa przez zęby, jakby z trudem powstrzymywał się od uderzenia go - oczywiście dla otrzeźwienia, bo jak zwykle pieprzył od rzeczy. Czego on, do cholery, oczekiwał? Że wystarczy, że raz pójdzie z nim do łóżka, a on od razu przedstawi mu każdy detal ze swojego prywatnego życia?  — Nie zwracam uwagi na takie szczegóły. Dlaczego miałoby mnie obchodzić, co krzyczysz, póki to robisz?
Jeżeli uważał, że Len traktuje go równie dobrze, jak on siebie traktował, był w błędzie, a uświadomienie sobie tego było wyłącznie jego problemem. Shimura nie zamierzał marnować czasu na informowanie go o czymś, o czym miał się jeszcze niejednokrotnie przekonać, zwłaszcza że był zwolennikiem czynów, nie słów, które nie mogły świadczyć same za siebie.
Zablokowanie mu drogi, która według chłopaka miała stanowić pewnie drogę ucieczki, podniosło jego furię do poziomu, na jakim człowiek ma do wyboru już tylko dwie opcje - albo zamordować kogoś gołymi rękami, albo wybuchnąć histerycznym śmiechem po uświadomieniu sobie, że to i tak niczego by nie zmieniło; na Ziemi było jeszcze tylu takich skończonych głupców, że życia by nie starczyło na wyeliminowanie ich z puli genowej.
Szczęśliwie dla Shina Len doszedł do tego wniosku, zanim go zamordował.
Nikim — powtórzył, już otwarcie się śmiejąc. Zastanawiające, jak można śmiać się tak, że było to bardziej niepokojące od krzyku, ale Shimura właśnie zdawał się urodzić z tą szczególną umiejętnością. — Nie, nie jesteś nikim.
Dźwięk urwał się w połowie, gdy odwrócił wzrok, zamykając usta, lecz jego ciałem nadal wstrząsało coś zbliżonego do bezgłośnego śmiechu. Wargi miał uniesione, ale wyraz jego twarzy, chociaż ogólnie zdradzający rozbawienie, wydawał się nie obejmować kocich oczu - te pozostały tak puste i zimne, jak gdyby nic nie mogło ich wzruszyć, dziksze niż u jakiegokolwiek zwierzęcia w swojej niemożliwości zrozumienia pojęcia empatii.
Nie próbował być nieprzewidywalny. Wystarczyło się mu przyjrzeć - jego dłoniom na ścianie, sztywnym w nadgarstkach, zaciśniętym szczękom i drżącemu w tiku nerwowym mięśniowi lewego policzka, by móc przewidzieć, co zrobi. Interpretacja mowy ciała rozmówcy na bieżąco musiała jednak wykraczać poza zdolności socjalne Lavrentyeva, bo kontynuował tę niebezpieczną grę, jak gdyby to, co mógł w niej wygrać, faktycznie było warte ryzyka przegranej. Jak pozbawionym instynktu samozachowawczego trzeba być, by drażnić lwa, którego uprzednio nawet nie zamknęło się w klatce? Dlaczego był taki pewny siebie? Dlaczego uważał, że go już nie zaatakuje?  
Jesteś człowiekiem, którego największym pragnieniem jest bezmyślne zniszczenie wszystkiego, co zbudowałem latami ciężkiej pracy — wyszeptał, patrząc na ścianę niewidzącym wzrokiem.  
Przez chwilę się nie odzywał, myśląc nad tym, co sam powiedział na głos - a właściwie nie tyle na głos, co w ogóle, bo unikał stwierdzania tego również w myślach - po raz pierwszy, odkąd się spotkali. Wiedział o tym przecież od początku, jednak był w takim szoku, jakby dopiero teraz przyszło mu to do głowy. Miał wrażenie, że właśnie sam sobie wymierzył policzek, i był tym tak zdezorientowany, że potrzebował sam to ze sobą przedyskutować.
Przerwał prowadzenie tego wewnętrznego monologu gwałtownym potrząśnięciem głową; nie teraz. Nie miał czasu na analizowanie tego, co było oczywiste, a co nie dotarło do niego wcześniej tylko dlatego, że po prostu tego nie chciał.
Nic mnie tak nie wkurwia jak ludzie, którzy zachowują się, jak gdyby coś od nich zależało, kiedy tak nie jest — powiedział głośniej, choć nadal tak cicho, że trzeba było mieć dużo dobrej woli, by usłyszeć go w warunkach, w jakich się znajdowali. Wbrew negatywnemu wydźwiękowi słów, jego głos brzmiał jednak znacznie spokojniej, prawie że obojętnie w stosunku do natężenia emocji, jakie wkładał w niego przedtem. Nie znaczyło to wprawdzie, że przestał odczuwać wściekłość na myśl o tej osobliwej konwersacji, ale zaczął ją kontrolować, co dużo zmieniało w położeniu Syriusza; doświadczył tego na własnej skórze, czyż nie?
"Chcę cię poznać".
Zamarł w bezruchu. Logika tych słów, a raczej jej brak, poraziła go do tego stopnia, że przestał nawet oddychać. Poznać? Chcesz poznać osobę, która mogła cię przez przypadek zabić? Zresztą trudno to było nazwać przypadkiem, bo jednak przy uszkadzaniu kogoś należało się liczyć z tym, że można pozbawić go życia. A przecież motywów do tego mu nie brakowało.
W każdym razie - byłoby to aż za bardzo oryginalne rozpoczęcie znajomości.
Nie powinniśmy utrzymywać ze sobą żadnych kontaktów - zwłaszcza takich. — Nie miał pojęcia, dla kogo to mówi. Rozmowa z kimś, kto sam nie rozumiał takich podstawowych rzeczy, i tak nie mogła mieć żadnego sensu. Powinien to przerwać, ale znowu uderzyła w niego ta bezsilność, której zdarzało się go ogarniać przy brunecie. Z tego powodu dalej tłumaczył mu coś, czego ten nie przyjmie do wiadomości, czując się coraz bardziej idiotycznie. — Dlatego, kiedy dojdziesz do siebie, wyjdziesz z mojego domu i nigdy już do niego nie wrócisz. Zapomnisz, gdzie jest.
A co gdyby nie był w stanie zapomnieć? Cóż.
Zawsze mógł mu w tym pomóc.
Uratowałem ci życie po raz ostatni. Następnym razem osobiście strzelę ci w głowę.
Są takie słowa, które, chociaż wypowiedziane beznamiętnie, będą jak wykrzyczane.
Shin, zdajesz sobie w ogóle sprawę z tego, jak to brzmi? Wrócisz do Zony i zdasz dokładną relację z tego, że udało ci się zbliżyć do jednej z najważniejszych osób w tym mieście - ale oczywiście pominiesz w niej to, w jaki sposób.
Są takie słowa, które brak emocji tylko wzmacnia.
I co jeszcze widzisz w moich oczach? Bo jeśli to nie irytacja, to mam dla ciebie złą wiadomość - nie umiesz z nich czytać.
Ale są też takie słowa, których nie da się inaczej wypowiedzieć, bo...
Odruchowo otarł wierzchem dłoni policzek, co było o tyle zbędne, że wciąż stał w strugach wody.
Wiedział już, skąd to wszystko się wzięło - i halucynacje, i omamy, i te... wahania nastrojów, jednak nadal nie umiał określić, która z reakcji była jego reakcją.
Co...? — Dotyk na plecach był tak nagły, że uniósł głowę jeszcze zanim Shin nazwał coś - licho wie co, bo przecież nie je - "ładnymi". Poczuł przemożną ochotę, by odwrócić się i dać mu w twarz, chociaż sam nie był pewien, czemu wywołało to w nim aż taką wściekłość. Nie zrobił tego jednak, po części ze zdziwienia, a po części dlatego, że... byłoby to nawet przyjmniejsze od wbijania w niego paznokci do krwi, gdyby odczuwania tego nie ograniczały blizny, o wiele gorsze od nienaruszonej skóry w odbieraniu tak słabych bodźców.
Prawie zaprotestował, gdy Syriusz cofnął się, zabierając ręce z jego karku.
Prawie.
Nie mogłeś nią być - przemknęło mu przez myśl, kiedy przesunął po jego sylwetce nieuważnym spojrzeniem. Nie chciał się jednak dłużej nad tym zastanawiać. Niezależnie od tego, jak okrutne byłoby to stwierdzenie, nie dało się w takiej codzienności znaleźć czasu na wspominanie martwych osób.
Westchnął ciężko. Musiał stąd wyjść. Wypić kawę, spalić dziesięć papierosów, zwiększyć stężenie narkotyku w żyłach i, sądząc po ilości światła w łazience, iść do pracy. Był tak zmęczony, że chyba jedynie wcześniejsza adrenalina trzymała go na nogach, aczkolwiek nie mógłby opuścić dnia z tak błahego powodu. Ale... czy to było rzeczywiście jego zdanie, czy...? Kurwa.
Powiedz... — zaczął po tym, jak zakręcił wodę — ty mi się przedstawiałeś? Bo nie przypominam sobie tego. — Nie mówił z pretensją. Stwierdzał fakt.
Odwrócił się do niego z zamiarem odsunięcia go na bok... i zatrzymał rękę.
Zostało jeszcze jedno, tak?
To — wskazał za siebie kciukiem, w domyśle mając blizny — jest kara za niesubordynację u mojego przeszłego przełożonego. Chcesz więcej?
Nie potrafił dla siebie skłamać.
Naprawdę nie chciał odrywać od niego wzroku.
Pochylił się niebezpiecznie blisko miejsca, w które go ugryzł - do tego stopnia, by mógł poczuć na nim jego oddech - i postąpił krok do przodu, coraz bardziej ograniczając jego możliwość ruchu. Położył dłonie na żebrach Lavrentyeva, wolno zsuwając je na biodra, gdy całował go po szyi.  
Idź spać — wymruczał bez większego przekonania.
Uciekaj.
Powrót do góry Go down
Syriusz Lavrentyev

Syriusz Lavrentyev


Liczba postów : 127
Join date : 26/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 3 EmptyNie Lis 01, 2020 10:11 pm

Puścił mimo uszu jego odpowiedź, jakby żałując, że w ogóle podał taki, a nie inny argument, a może nawet tego, iż w ogóle podjął ten temat. Chyba powinien poczekać, jakoś opanować swoją chorobliwą wścibskość i po prostu już się nie odzywać. W końcu dotkliwie odczuwał wycieńczenie ciała, z każdymi minutami coraz bardziej. Mimo że spodziewał się raczej opornych odpowiedzi, nie zdawał sobie sprawy, że tak przejmie się choćby jedną z nich. Która była prawdziwa, a w której łgał? W większości przypadków widać, kiedy ludzie kłamią, wykazując przy tym zdenerwowanie, na co od razu reaguje ciało. Wiedział również jednak, że bez problemu można nauczyć się sztuki kłamania, ale ile lat w takim razie Len musiał poświęcić na zgłębianie tejże wiedzy, wykorzystując ją na tyle profesjonalnie, że może w innych okolicznościach by mu uwierzył. Gdyby nie miał tego przeczucia, że jednak coś jest nie tak - chociaż nie potrafił sprecyzować co. Jego głos? Przecież nie drżał. A może w pewnym momencie się zająknął? Nie wydawało mu się? Równie dobrze Syriusz mógłby sobie to wyobrazić, na tyle zdesperowany, aby sam dopowiadać sobie prawdę.
Zastygł w bezruchu, usłyszawszy jego śmiech, którego kompletnie się nie spodziewał. Bo przecież co było tak śmiesznego w zaistniałej sytuacji? Zacisnął zęby, nagle nie wiedząc jak zareagować, niespodziewanie odbierając osobiście jego reakcję, która zresztą skutecznie zamknęła mu pysk. Nie miał ochoty w żaden sposób odpowiedzieć, a raczej poddać się i wyjść z tej małej klatki, jaką stał się niewinny prysznic, i do której sami się wpakowali. Całe ich spotkanie można byłoby porównać do sceny w tej małej kabinie, zupełnie jakby byli w beznadziejnej pułapce. Nim zdążył skulić ramiona, jak ówczesny Syriusz pewnie by zrobił, uświadomił sobie, że źle zinterpretował jego zachowanie. Umocniły go w tym przekonaniu następne słowa Shima, a przede wszystkim uzmysłowienie sobie, jaki ten śmiech był sztuczny. Zwaliwszy wszystko na zmęczenie, przełknął ciężko ślinę. Skupił na nim wzrok, ignorując fakt, jak spięty wydawał się być Len. Najwyraźniej rozmowa, którą odbywali, była wyjątkowo toksyczna.
- Co? – mruknął, nieco zbity z tropu jego cichym głosem; na początku myślał nawet, że się przesłyszał albo znów wymyślił sobie to zdanie sam, nie potrafiąc w pełni zaufać swojemu umysłowi w obecnym stanie. Uchylił usta, jakby rozmyślał nad czymś zabójczo ważnym, chociaż nie trwało to długo. Westchnął w końcu, wwiercając spojrzenie w twarz mężczyzny i mówiąc nadzwyczaj spokojnie: - Rzecz w tym, że nie wiedziałbym nawet, co niszczę.
Z ulgą przyjął tę chwilową ciszę, zdobywając trochę czasu na poukładanie swoich myśli; wiedział na pewno, że pomimo ciągłym zaprzeczeniom lekarza, nie mógł mu uwierzyć w sprawie tego imienia, chociaż nawet nie umiał wyjaśnić, dlaczego tak bardzo zależało mu na poznaniu prawdy. Czy w zasadzie imię miało jakieś głębsze znaczenie poza nadaniem człowiekowi nazwy, aby stosunkowo nie został całkowicie anonimowy? W stateczności i tak imię nie mówi nic, dopóki nie pozna się jego właściciela, co prowadzi do konkluzji, że człowiek bez imienia byłby bardziej wartościowy niż imię bez człowieka.
Ale jednak…
Usta tak miękko układały się do słowa Jaylen.
Skrzywił się, gdy ponownie się odezwał. O czym on…?
- O czym ty teraz pieprzysz? – Przesunął dłonią po pulsującej skroni. – Jakbym kiedyś powiedział, że coś ode mnie zależy.
Jedynym, na co miał wpływ, były jego decyzje. W ostateczności mógł kontrolować tylko siebie; nawet wydając rozkazy, mógł liczyć się z obiekcjami innych. Na pewno nie wszyscy, ale spora część społeczeństwa rebeliantów miała to do siebie, że potrafiła myśleć samodzielnie, kiedy brakowało dowódcy, z czego Shin był zadowolony. Co prawda armia, która podąża ślepo na twoimi poleceniami też nie była złym rozwiązaniem, ale nie takimi ideami kierował się Lavrentyev.
Chociaż zaczął wątpić w swój wpływ na cokolwiek, kiedy dotarł do niego sens następnych słów, a poczuł się, jakby świat oddalił się od niego i wrócił na swoje miejsce niebezpiecznie prędko, przez co nie mógł uchwycić wyraźnego rozeznania w sytuacji, a tym bardziej obrazu. Było to oczywiście tylko nieprzyjemne wrażenie, choć realne osłabienie wracało także. Tylko jak miał teraz się na nim koncentrować?
Gdy uświadomił sobie, iż Len ma przecież całkowitą rację, mógł przysiąc, że zabolało go to fizycznie; dziwne odczucie, jakiego z pewnością jeszcze nie doświadczył albo bardzo skutecznie nie mógł sobie o takowym przypomnieć.
Proszę, Shin, masz ból, którego tak zawsze uporczywie pragnąłeś.
Warknął głośno, dociskając i drugą rękę do skroni, jakby był gotów przebić sobie głowę na wylot, by pozbyć się tego nieznośnego uczucia, zabić je, pokroić na kawałki tak drobne, że nikt nie byłby w stanie rozpoznać, jaką było emocją przed tą śmiercią. Wydusił z siebie powietrze, nim nie wybuchł ponownie.
- To zrób to od razu! Od razu mnie zastrzel! Weź odpowiedzialność za moje życie, skoro te parę lat temu sam się do niego wtrąciłeś, jakbyś miał jakieś prawo! Niewiele mi brakowało, by tam umrzeć i chyba nawet bym wolał. – Zacisnął dłonie w pięści. – Wolałbym tam umrzeć zamiast stać się tym czymś, czym jestem, w dodatku samemu nie umiejąc odebrać sobie życia. I to z jakiego powodu! Z twojego! Wkurwia mnie rzecz, która zawsze przychodzi mi do głowy w najbardziej krytycznych momentach, że powinienem się ratować, skoro ty coś wtedy poświęciłeś, by wyratować to moje marne życie. A jeszcze bardziej denerwuje mnie fakt, że to była pomyłka! – Wiedział, że wypowiadając pierwsze słowa, już nie będzie w stanie się powstrzymać od całej ich lawiny. Przesunął dłoń ze skroni na czoło, jakby miał się zaraz załamać. Wziął kilka szybkich oddechów, by się odrobinę uspokoić. – Naprawdę się cieszę, że nadal żyję, że oddycham, że jakoś funkcjonuję, a jednocześnie tak tego nienawidzę, że nie potrafię tego opisać. – Zaśmiał się ponuro. – Tylko po co ja to mówię? To nie ma znaczenia. I doskonale wiem, jak brzmi to, o czym wspominasz, tylko że się mylisz.
Zmrużył oczy, mocno zaciskając powieki, chociaż nawet na nich widział nieprzyjemne białe plamki.
- Nie mam nikogo, kto stoi nade mną, żebym musiał mu zdawać jakąkolwiek relację – mruknął bezsilnie. – Nikt nie musi wiedzieć, że tu byłem, a nawet wskazane jest, by się nikt nie dowiedział. To moja prywatna sprawa, która nie ma nic wspólnego ze sprawami Zony. – Otoczył się ramionami. – Nie potrafię się zmusić, żeby pozyskiwać przez ciebie informacje.
Drgnął, zauważając tak drobny gest, jaki stanowiło otarcie przez bruneta swojego policzka, a przecież był to najnormalniejszy gest na świecie. Nie mógł jednak wyjść ze zdziwienia, jak nie pasował mu do postury chirurga.
Gdy jeszcze może ze dwa razy przesunął palcami po jego plecach, zastanawiał się znowu nad istnieniem tej osoby, z którą został pomylony. Wróciło również to samo zapytanie: Była aż tak ważna…?
Zadrżał ponownie, acz tym razem z powodu chłodu, jaki spowodowało zakręcenie ciepłej wody, która, parując, ogrzewała i jego ciało. Uniósł brwi, zadziwiony lekko.
- Nie wiecie kogo tak naprawdę poszukujecie? – zapytał. – Nie. Nigdy nie pytałeś, więc stwierdziłem, że od dawna wiesz. Nazywam się Syriusz Lavrentyev.
Rosyjski akcent gładko rozbrzmiał w powietrzu. Uśmiechnął się beznadziejnie.
- No, to teraz już wiecie.
Zerknął znów na jego twarz, rejestrując zmianę jego pozycji, a potem powędrował wzrokiem za ruchem jego ręki.
- Och – w ostateczności potrafił skomentować to właśnie w ten sposób. Może zbytnio zdziwił się tym, że miał przeczucie, jakby tym razem usłyszał prawdę? Szybko jednak się otrząsnął. – Oczywiście, że chciałbym więcej. W końcu pytałem o tyle rzeczy…
Kiedy się pochylił, zareagował niemal tak samo jak wcześniej w pokoju, różnicę stanowił jednak fakt, że tym razem był zdecydowanie bardziej świadomy. Nie potrafił się do końca nim przerazić, a przecież powinien! Chociaż sądził, że pewnie przyjąłby każdą ewentualność wydarzeń, nawet jeśli Shimura zdecydowałby się go zabić.
Ten jednak uczynił coś, czego z pewnością się nie spodziewał w tym momencie. A co jak cię znowu zrani? – podpowiadał zdrowy rozsądek, ale nie potrafił się oprzeć czarnowłosemu. Lekko odchylił szyję, kładąc ręce na jego dłonie i przesuwając nimi nieco mocniej po swoim ciele.
- Nie rozumiem – mruknął. – Mam tyle powodów, by natychmiast stąd uciec, a nie potrafię. Tyle razy zdawało mi się, że sprawia ci jakąś... satysfakcję i bicie mnie, i obrażanie, i to wszystko razem wzięte, ale potem zachowujesz się w ten sposób... – Ośmielił się wreszcie oprzeć głowę na jego ramieniu. – Płaczesz? – Prychnął. – Dlaczego? Kim ty, do cholery, jesteś? – Westchnął, czując na sobie te precyzyjne dłonie, wilgotne od wody, które równie dobrze mogłyby mu teraz połamać żebra. – Ten dotyk…
Zdawał sobie sprawę, że musi to teraz przerwać, w końcu ledwo trzymał się na nogach. Zresztą po wnikliwej obserwacji Shimury, on także nie był w dobrym stanie. Nie musiał iść do pracy? Nie miał nic ważnego do zrobienia? A on – ile jeszcze będzie w stanie utrzymać się w pionie? Z wykorzystaniem całej swojej silnej woli, odepchnął go lekko i otworzył drzwi za sobą, by wyjść z kabiny do zimnego pomieszczenia – teraz jednak to uczucie szoku działało tylko na jego korzyść. Zerknąwszy kątem oka na Jaya, zastanawiał się, skąd może wziąć ręcznik, ale ostatecznie zdał się na własną intuicję i otworzył szafkę, w której przypuszczalnie mógłby się znajdować i, na szczęście, znalazł jakiś. Wytarł się powoli, krzywiąc się lekko na ból obitego kręgosłupa, który musiał mimo wszystko znieść. Rozmyślając nad wszystkimi rzeczami, które dzisiaj powiedział, nie mógł powiedzieć, że nie żałuje choćby jednego. Coś powstrzymywało go od skupienia na nim wzroku…
Oparł się ciężko o umywalkę, by uzyskać jakąkolwiek podporę. Dopiero uświadomiwszy sobie, że nie ma się chwilowo w co ubrać, spojrzał na niego bezradnie i, tak jak się spodziewał, nie mógł już oderwać od niego oczu, nie będąc w stanie wykrzesać z siebie choćby słowa.
Powoli czuł na swoich barkach ciężar przyszłych konsekwencji.
Powrót do góry Go down
Len Shimura

Len Shimura


Liczba postów : 123
Join date : 21/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 3 EmptyNie Lis 01, 2020 10:18 pm

Ból przeszył jego głowę na chwilę przed tym, jak usłyszał słowa Syriusza - mógł on więc odebrać nagłe zaciśnięcie zębów jako odpowiedź, zwłaszcza że innej nie dostał. Cień pod kośćmi policzkowymi Lena, tymczasowo pogłębiony, zelżał, gdy otworzył usta w niemym zdziwieniu arogancją, na jaką Lavrentyev sobie właśnie pozwalał.
Żartujesz sobie ze mnie?
Nie wiedział? Po tym, jak rozmawiali, on nie wiedział. Przecież mówił mu, że wszystko, czego tak nienawidził, budował własnymi rękami, że... Nie. Nie mówił mu tego. Zachował to dla siebie, jak zresztą większość z pozostałych rzeczy, które przyszły mu dzisiaj na myśl. Dopiero teraz uderzyło w niego, że, chociaż nie milczeli, powiedzieli sobie dokładnie nic, choć i tak było to "większe" nic niż zwykle miało miejsce w ich przypadku. Przez chwilę był nawet pod wrażeniem tego odkrycia, bo nie miał wcześniej pojęcia, że tak umie; normalnie każdy musiał wiedzieć, co się dzieje w jego głowie, bo był dość dobitny w wyrażaniu swojego zdania, przede wszystkim wtedy, kiedy i tak nie mogło mu zaszkodzić, czyli praktycznie zawsze. A teraz co niby mogłoby przynieść dla niego negatywne konsekwencje, jeśli w ogóle cokolwiek takiego istniało?
Mimo tego nie był pewien, czy chciał to wszystko naprostować.
Słyszał Shina, ale nie rozumiał go już, jak gdyby zaczął mówić w innym języku ze zdania na zdanie; treść okazała się być jednak mniej ważna od głosu, który w pełni wystarczył mu do bycia świadomym tego, że wcale nie chce go rozumieć. Instynktownie wyczuwał napięcie w jego ruchach, więc wolał nie odzywać się, dając mu tym samym okazję do wyrzucenia z siebie emocji, a sobie samemu - do oddania się spokojnej obserwacji reakcji jego ciała na gniew. Takie bezrefleksyjne sunięcie wzrokiem po pojawiających się i znikających ścięgnach, drgających nerwowo mięśniach oraz szybko unoszącej się i opadającej klatce piersiowej, było dziwnie uspokajające, być może dlatego, że sam był w stanie spojrzeć na te uczucia z góry i czuł się tak, jakby wściekłość młodszego go nie dotyczyła.
Do czasu.
Tym razem ból zaatakował serce i na ułamek sekund jego płuca ścisnęły się w spazmie strachu, który ogarniał je zawsze, kiedy nie mógł prawidłowo oddychać, niepotrzebnie przedłużając niemożność zaczerpnięcia powietrza. W końcu odetchnął z trudem, bo chociaż nie trwało to długo, miał wrażenie, że przedtem też prawie tego nie robił - zapomniał o tym? - i otaksował Shina krytycznym spojrzeniem jeszcze raz, od góry do dołu. Nie musiał podnosić tego cholernego głosu, kiedy... niemal udało mu się zasnąć. Stojąc na nogach. Naprawdę powinien się położyć... Nie.
To prawda — powiedział z pełnym opanowaniem, mając nadzieję, że w ten sposób chłopak prawdopodobnie przejmie jego ton. — Nie miałem prawa ciebie stamtąd wyciągać. Na razie jeszcze mnie nie ukarali, ale widzę, że nawet nie ma takiej potrzeby, bo sam byś chętnie wymierzył za to sprawiedliwość.
Prawdę mówiąc, powinieneś poprzestać na podziękowaniu.
W jego oczach było coś wyzywającego; jak wtedy, kiedy kazał mu go uderzyć. Wręcz zależało mu na tym, by nabrał na to ochoty, i by, już po podniesieniu na niego ręki, dotarło do niego, jak głupie to było.
...a ostatecznie na wyrażeniu swojej wdzięczności w formie spieprzenia mi z oczu.
Odwrócił głowę, zabierając mu możliwość zobaczenia na jego twarzy wyrazu, który najbardziej przypominał coś w rodzaju zniechęcenia... i tego, jak nieoczekiwanie ustąpił czemuś zupełnie innemu.
Nie dało się ukryć, że był w lekkim szoku, bo zawsze, to znaczy od kiedy udało mu się go wydostać z laboratorium, aż do chwili teraźniejszej, wydawało mu się, że nie był dla czarnowłosego nikim istotnym - ot, osoba, która mu przypadkiem pomogła, ale na której barkach można było spokojnie zostawić odpowiedzialność za ten akt litości. A teraz nagle mówił o nim tak, jakby był dla niego jakimś bogiem, od którego zależała reszta jego życia.
Nie miał pojęcia, co na to odpowiedzieć. Wszystko wydawało mu się w takim świetle niewłaściwe, więc nie powiedział nic, ale pewna część jego nastawienia musiała ulec gwałtownej zmianie, bo jego postawa pod jakimś bliżej nieokreślonym względem znacznie złagodniała. W każdym razie nie wyglądał tak, jakby miał się rzucić na Shina, co z pewnością było dużym postępem.
Ciężko o tobie nie wiedzieć — mruknął, chyba odzyskując rezon, bo nawet po staremu przewrócił oczami. — I to według ciebie oznacza, że nie musisz się już nikomu przedstawiać, bo i tak cię znają? Jeśli chcesz, żebym Twoje imię kojarzył z listów gończych... i kojarzył je z nimi...
Ta znajomość naprawdę nie miała żadnego sensu, więc dlaczego on - osoba, która zawsze tak mocno trzymała się logiki - nie umiał po prostu jej przerwać? Czemu nie mógł wytrwać w chęci odrzucenia go, gdy zaczynał mówić?
"Oczywiście, że chciałbym wiedzieć więcej."
Czemu on też...
Po co? — Dał tym dwóm słowom czas na całkowite rozpłynięcie się w głuchej ciszy, która zapadła, nim do niego podszedł. Nie przestał całować szyi Syriusza, dopóki sam go nie odtrącił - niedługo po tym, jak położył głowę na jego ramieniu. Nie protestował jednak. Lavrentyev miał rację.
Milczał, oparty o ścianę, czekając, aż wróci do niego spojrzeniem, a gdy się tak stało, odepchnął się od niej, by wyjść za nim. Nie odzywał się, kiedy wyciągnął inny ręcznik ani kiedy stanął obok Shina, wycierając włosy. Wreszcie zsunął ręcznik na ramiona, nadal patrząc z nieodgadnioną miną w lustro, na siebie i na niego.
Jaki ty jesteś niski - powiedział nagle, nie nadając swojemu głosowi szczególnego brzmienia.
Zwrócił spojrzenie bezpośrednio na bruneta, jednocześnie usilnie próbując pozbyć się wrażenia, że coś dławi go w gardle na jego widok. Rzeczywiście wtedy płakał. Tylko z jakiego powodu?
Strasznie.
Pogłaskał Syriusza po głowie, uśmiechając się ledwo zauważalnie kątem ust, kiedy go mijał, by wrócić do niego z rzeczą, której chyba od niego chciał. W międzyczasie zdążył wciągnąć na siebie przynajmniej bokserki, więc łaskawie narzucił mu na ramiona własny szlafrok, po czym skierował się w stronę wyjścia z łazienki. Zatrzymał się jeszcze w drzwiach.
Dostaniesz więcej. Ale teraz naprawdę idź spać.
Wyszedł, zostawiając go samego, chociaż pewnie nie na długo. Miał bowiem dziwne przeczucie, że Lavrentyev nie posłucha tego polecenia.
Może dlatego, że zawsze tak było.
Powrót do góry Go down
Syriusz Lavrentyev

Syriusz Lavrentyev


Liczba postów : 127
Join date : 26/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 3 EmptyNie Lis 01, 2020 10:18 pm

Znów miał okazję ogarnąć spojrzeniem swoje ciało, gdy tak stał przed sporych rozmiarów lustrem, i znów niemal się zdziwił na jego widok, jakby nie należało do niego. Dawno nie wyglądał tak źle, jeśli miałby być szczery ze sobą. Był cały obolały i, chociaż był do tego przyzwyczajony, irytowało go to. Denerwowało go pieczenie w okolicach ramienia, kłucie w plecach za każdym razem, gdy próbował się schylić i to upierdliwe pulsowanie w głowie, jakby jakaś siła niezależna od niego chciała wwiercić mu się do mózgu. Spoglądał na siebie, kątem oka obserwując także Shimurę. Czekał wyjątkowo cierpliwie, znajdując spokój w rejestrowaniu ruchów jego mięśni, kiedy wycierał włosy i osuszał ciało. Przestał zastanawiać się, jak wytłumaczy wszystkie te ślady, których nie można było zbagatelizować, mówiąc, że są ranami po walce czy ucieczce przed służbami bezpieczeństwa. Będzie musiał zdradzić informacje o Lenie Selwynowi, czy jeszcze trochę zdoła zachować je dla siebie? Miał ochotę przekląć, ale nie uczynił tego. Napotkał w lustrzanym odbiciu wzrok mężczyzny i nie odwrócił go wytrwale, dopóki nie zdecydował się owinąć swoich bioder ręcznikiem, którego nadal przytrzymywał w dłoniach.
- Niski? - powtórzył, nagle rozbawiony tym stwierdzeniem. Kiedy ostatnio słyszał, że jest niski? Wieki temu. W młodości w istocie był wyjątkowo mały jak na chłopaka, ale po ukończeniu szesnastu czy siedemnastu lat zdecydowanie wyciągnęło go w górę. Później urósł już niewiele, ale wciąż niepełne metr osiemdziesiąt jest... raczej przyzwoite. Na ogół. - Po prostu ty jesteś strasznie wysoki.
Nie zdążył się nawet zdenerwować, gdy pogłaskał go po głowie, ale - czy rzeczywiście miał coś przeciwko temu? Poczuł się tak kruchy i mały, że musiał maksymalnie wyprostować ramiona, by po prostu zaprzeczyć temu uczuciu. Czuł, jakby miał się rozpłakać przez ten głupi gest.
Stał tak, nieruchomo, zanim Len do niego nie wrócił z czymś w ręku. Ulżyło mu, gdy materiał przykrył jego szczupłe ramiona, dając przyjemne ciepło, jednak skrzywił się lekko na jego słowa i również na to, że Shim przyniósł mu ledwo szlafrok. Iść spać? Nawet z przyjemnością, tylko gdzie? Pokręcił delikatnie głową; Len chyba nie był ucieleśnieniem gościnności. Nawet jeśli chciał przestać panoszyć się w tym mieszkaniu, najwidoczniej nie miał wyboru, jak tylko kontynuować swoje bezczelne działania. W gruncie rzeczy Shimura prawdopodobnie i tak się tym nie przejmował, dlatego pozwolił sobie na całkowite schowanie do kieszeni pozostałości swoich dobrych manier. Zerknął zatem na siebie w lustrze po raz ostatni, po czym wyszedł z łazienki, zamykając za sobą starannie drzwi. Znalazłszy się na korytarzu, zamrugał, nie do końca wiedząc co ze sobą zrobić, aż zdecydował się w końcu na przejście do sypialni. Może faktycznie poszedłby spać? Jakoś wytrzymałby głodny do wieczora, ale...
Westchnął. Nie spodziewał się zobaczyć Lena w tym pokoju - pewnie szybciej znalazłby go w kuchni - i faktycznie go tam nie było. Rozejrzał się dookoła, dziwiąc się, jak światło dzienne może zmienić wnętrze pomieszczenia. Cofnął się o krok i wzdrygnął, ujrzawszy na ścianie ostro odznaczającą się plamę własnej krwi; kontrolnie spojrzał też na podłogę, ale na szczęście nic już się na niej nie znajdowało - najwidoczniej Shim zdążył tyle uprzątnąć, co go niejako uszczęśliwiło, pamiętając jak przez mgłę swój odruch wymiotny zaraz po tym, jak ugryziony upadł na posadzkę. Bezwiednie przesunął palcami po zabandażowanej ranie, wyczuwając nieregularność jej faktury. Potrząsnął głową, aby pozbyć się tych wspomnień, i prędko postanowił jakoś zdobyć sobie ubranie. Zgarnął z podłogi swoje rzeczy; od razu naciągnął na siebie bokserki, spodnie odłożył na bok z zamiarem założenia ich później - uznał, że nie ma sensu użycie ich teraz, skoro i tak miał położyć się spać, lecz gdy obejrzał koszulkę, już po pierwszym spojrzeniu wiedział, że będzie musiał ją wyrzucić po powrocie do domu. W miejscu postrzału widniała oczywiście dziura, jednak była niczym w porównaniu z pokaźną plamą zaschniętej krwi, jaka zajmowała większość powierzchni tejże biednej koszulki. Zastanowił się, czy jest jakaś możliwość znalezienia w rzeczach mężczyzny czegoś, co byłoby w miarę na niego dobre, i od razu zabrał się do szukania.
Gdy otworzył szafę, ujrzał dokładnie to, czego się spodziewał - idealny porządek, aż szkoda było mu dotykać tych wszystkich rzeczy, aby nie popsuć ich swoistej harmonii. Dotknął palcami lekko szorstkiego materiału pewnie chorobliwie drogiego garnituru wiszącego obok innych, pewnie również szalenie kosztownych. Przesunął spojrzeniem po koszulach, białych i nie tylko, oraz zwykłych ubraniach, utrzymywanych jednak w ciemnych, stonowanych barwach. Na dnie szafy dostrzegł z uniesionymi brwiami pończochy i w tej też chwili wzdrygnął się lekko, gdy poczuł, że coś ociera się o jego nogę. Lis? Całkiem zapomniał o jego istnieniu, zafrasowany innymi wydarzeniami. Skutecznie odwrócił uwagę Syriusza od podejrzanej odzieży i spowodował, że ten schylił się, by go pogłaskać. Wtedy dostrzegł też coś kolorowego - czerwoną smugę pod stosem innych koszulek - i starannie wyjął tę wypatrzoną spod reszty. Była zdecydowanie mniejsza od pozostałych ubrań, z czerwonym napisem z przodu, sformułowanym po japońsku, czego, oczywiście, nie zrozumiał. Shim na pewno nie używał jej obecnie; może trzymał tylko dla sentymentu? Wzruszył ramionami i włożył ją, nie zastanawiając się długo.  Szlafrok umiejscowił w nogach łóżka, a widząc, że białe zwierzątko podąża za nim, kucnął na chwilę i wziął je na ręce. Kiedy wtuliło głowę w jego pierś, poczuł nieoczekiwane ciepło w okolicach serca. Zwierzęta powodowały u niego niemal same pozytywne uczucia, zawsze.
Westchnął cicho wprost w futro lisa, z nie do końca dobrymi przeczuciami, i skierował się tam, gdzie przypuszczał, że jest kuchnia. Coś ścisnęło go w sercu, widząc wykończonego Lena, który pił kawę jak gdyby nigdy nic, i wypalał papierosa, prawdopodobnie nie pierwszego. Zaciągnął się zapachem dymu - ach, papierosy!. Poczuł, jak bardzo jego uzależnienie wołało o wytchnienie dopiero wtedy, gdy biernie ich w tej chwili posmakował.
Spojrzał na niego długim, fiołkowym wejrzeniem zanim usiadł przy stole i ułożył sobie psowatego na kolanach.
- Jak się nazywa? - zapytał, sunąc po puszystym białym futrze, natychmiastowo odnajdując w tej czynności przyjemność. Przymrużył oczy, jak lis zaczął łasić się do jego ręki i niemal nie wybuchnął śmiechem, rozpoznawszy u niego własne zachowanie.
Powrót do góry Go down
Len Shimura

Len Shimura


Liczba postów : 123
Join date : 21/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 3 EmptyNie Lis 01, 2020 10:21 pm

Do czasu, gdy Syriusz wszedł do kuchni, w której się znajdował, Len zdążył zrobić sobie kawę i wypalić - o ile dało się użyć tego słowa w przypadku kogoś, kto wszystkie papierosy palił dokładnie do połowy - swoją dzienną normę. Dziewiętnaście niedopałków było równo ułożone w popielniczce, naprzemiennie białe i czarne, kiedy od ostatniego, tlącego się jeszcze dwudziestego odpalił kolejnego papierosa. Zaciągnął się aż do uczucia drażnionego gardła, czując, jak wspomnienie krwi na języku zaczyna wreszcie ustępować przesadzonemu smakowi syntetycznej wiśni. Mimo że okno było uchylone, wpuszczając do środka chłodne powietrze, w pomieszczeniu unosił się dym, dusząco słodki i gorzki zarazem. Shimura zdawał się być do niego jednak przyzwyczajony. Oparł się o blat kuchenny, podnosząc do ust filiżankę z czarnym, zimnym już płynem, by wypić łyk... i zacisnął na niej mocniej dłoń, kiedy w końcu skupił wzrok na Lavrentyevie, który usiadł przy stole. Zagryzł filtr, nim wyciągnął ćwierć papierosa spomiędzy warg, wyrzucając go byle jak i niszcząc tym samym utrzymywaną przez tyle czasu harmonię. Nikotyna wciąż rozrzedzała tlen w jego płucach, gdy odezwał się lekko zachrypniętym głosem:
Nie wiedziałem, że podzielasz gust młodego mnie.
Kuso kurae.
Eat shit.

Nie był zbyt grzecznym dzieckiem.
Nie miał pojęcia, skąd Shin to wziął, bo z tego co pamiętał, wyrzucił większość swoich starych ubrań wiele lat temu, kiedy - ku zgrozie Ren - urósł jeszcze bardziej. Nie była to wielka strata, bo i tak przestało mu wypadać nosić takie rzeczy. Przesunął opuszkami palców po płatku swojego ucha, daremnie szukając śladu po kolczykach. To zdecydowanie był skończony rozdział w jego życiu... gdyby nie brać pod uwagę rudej i jej miłości do tatuaży. Len podejrzewał nawet, że zmusza go do tego nie ze względu na to, że lubiła jego prace, tylko po to, żeby pozwolił się jej odwdzięczyć, na co od dawna nalegała. Pokręcił głową, jakby próbując sam siebie tym zaprzeczeniem utwierdzić w przekonaniu, że to nie ma prawa wyjść - i nie wyjdzie. Po prostu są takie osoby, do których nigdy nie dotrze... Zerknął kątem oka na szkicownik, znajdujący się dokładnie naprzeciw chłopaka. Niczym nie zachęcał do otworzenia. Wyglądał bardziej niź zwyczajnie.
"Jak się nazywa?"
Dopiero teraz spojrzał niżej, na kolana Shina, na których trzymał lisa. Shimura zmarszczył brwi. Gdzie on był tak długo? Zwykle nie odstępował go na krok, wykazując się taką psią namolnością, że aż trudno było uwierzyć, że nie jest dziki. Fakt faktem od szczenięcia był wychowywany przez Ren, która oddała mu go później pod byle pretekstem ("wezmę go z powrotem, jak znajdziesz sobie żonę"), ale nie można było mówić o całkowitym oswojeniu, bo i tak zawsze robił to, na co miał ochotę. Teraz patrzył na niego niewinnie błękitnymi ślepiami, z pyszczkiem ułożonym na łapach. Gdyby umiał mruczeć, pewnie by to robił, bo głaskanie go przez bruneta sprawiało mu widoczną przyjemność. Proszę. Przecież tak nie znosisz obcych. Prychnął, zwracając wzrok w inną stronę, bo nagle uświadomił sobie, źe odczuwa jakąś irracjonalną zazdrość.
Takeshi. Zapisywane jak wojownik. Nie bardzo trafione.
Jakby w odpowiedzi piesiec ziewnął szeroko, ukazując światu rząd ostrych kłów.
Właściwie to nie jest mój — dodał, chociaż lis chyba myslał inaczej, bo zeskoczył z kolan Shina i podszedł do niego, by otrzeć się o jego nogę. Chwilami zachowywał się po kociemu, ale czego można się po nim było spodziewać, skoro wychowywał się z tymi zwierzętami. Jay zignorował to łaszenie się, ponieważ wiedział, że zwierzęciu zależało tak naprawdę tylko na jedzeniu, i wrócił spojrzeniem do rebelianta... który zapewne też nie przyszedł tu bez powodu, jednak jeszcze nie wziął przykładu ze sprawdzonych metod Takeshiego. — Co chcesz jeść? Nie mam za dużo czasu. - Co znaczyło mniej więcej "ogranicz się do czegoś prostego albo radź sobie sam".
Chciał przeczesać palcami wilgotne włosy, które wpadły mu do oczu, i przypadkiem strącił na ziemię filiżankę. Ta oczywiście nie wytrzymała tak gwałtownego spotkania z podłożem i poszła w drobny mak, dając pieścowi szansę na udowodnienie, jak bardzo imię nie ma znaczenia, kiedy uciekał z powrotem pod krzesło. Część kawałków wbiła się w nogę Lena, ale nie przejął się tym, bo nawet tego nie czuł. Jego uwagę bardziej zaprzątała myśl o tym, że nie ma siły tego sprzątnąć, i że jeśli zacznie, to będzie ostatnia rzecz, jaką zrobi tego dnia. Miał wrażenie, że zaraz zemdleje. Każdy szczegół był wyostrzony do tego stopnia, że aż stawał się surrealistyczny. Otarł dłonią twarz i zobaczył na jej wierzchu coś czerwonego. Zaczął się nawet zastanawiać, jakim cudem mógł skaleczyć się tak wysoko przez rozbicie filiżanki, zanim dotarło do niego, że wcale się tam nie skaleczył, a strużka ciepła spływająca z jego nosa to w istocie krew. Później. Zajmie się wszystkim później.
W tym momencie musiał przede wszystkim pozbyć się Shina z kuchni.
Powrót do góry Go down
Syriusz Lavrentyev

Syriusz Lavrentyev


Liczba postów : 127
Join date : 26/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 3 EmptyNie Lis 01, 2020 10:23 pm

Wciąż głaszcząc białe futro pieśca, przez dłuższą chwilę obserwował dym wydobywający się z końca papierosa, tak na nim skupiony, jak gdyby był czymś w rodzaju wahadełka, które miało wprowadzić go w hipnozę. Przełknął cicho ślinę, odkrywając kolejny dręczący go dzisiaj głód i chyba trochę zbyt mocno pociągnął za sierść zwierzęcia, to obruszyło się zabawnie. Wtedy też odwrócił wzrok, kierując go na popielniczkę. Co za marnotrawstwo - pomyślał, rejestrując w niej same połówki, lecz wtedy też przypomniał sobie, że Shim raczej nie musiał przejmować się tym, że fajek mu zabraknie, szczególnie że na stole leżała kolejna paczka; mniemał, że jeszcze z całym kompletem w środku - więc gdyby chciał, mógłby wypalać ledwie ćwiartki. Bo czemu nie? Trochę drażniła go ta różnica... majątkowa między nimi, chociaż przez tak długi czas nie zwykł się nią przejmować.
- Najbardziej się wyróżniała - odparł, drapiąc lisa za uchem. - W twojej szafie. Dlatego mnie zainteresowała, chociaż nie wiem co znaczy napis. Może gdybym bardziej przyłożył się do nauki japońskiego, umiałbym chociaż to przeczytać. - Znowu mówił trochę bez sensu. Może to przez zmęczenie?
Mimo wszystko trudno było mu wyobrazić sobie Shimurę w czymś innym niż formalny strój - pewnie dlatego, że widywał go chyba jedynie w takich - albo całkiem nago, nigdy nic pomiędzy, co ku rozbawieniu spostrzegł dopiero teraz. Także w końcu poddał się swojemu uzależnieniu, sięgając po wcześniej wspomnianą paczkę i wyciągając z niej jednego papierosa. Wkrótce już zaciągnął się dymem z zamkniętymi oczyma, jak zawsze, gdy kosztował go za pierwszym razem. Zdziwił się nieco, gdy rozpoznał wiśniowy smak, gdyż takich jeszcze nie palił, ale uznał, że nie były takie złe; w każdym razie ważne, że zawierały cenną mu nikotynę. Takeshi - usłyszał i za chwilę lis opuścił jego kolana, delikatnie drapiąc go w udo.
- Nie twój? Chyba zdążył się przywiązać - powiedział, jeszcze przez moment wodząc za nim wzrokiem. Dostrzegłszy obrożę na karku zwierzęcia, przesunął dłonią po własnej szyi; zapomniał z powrotem założyć swojej, acz postanowił, że wróci po nią dopiero potem. Przyjął kolejną dawkę nikotyny i następną, pozostawiając wreszcie tylko filtr, który wyrzucił do popielniczki.
Jeść. No tak, w końcu miał ku temu okazję. Na samą myśl poczuł zawroty głowy i przeklął w myślach, jaki stał się rozpieszczony po miesiącu wykonywania drobnych prac w Zonie z powodu jakiejś kontuzji nogi. Czym były trzy dni głodówki? Niczym. Powinien być w stanie wytrzymać znacznie dłużej. Zastanowił się jednak, co chciałby zjeść, ale tak naprawdę nic nie przychodziło mu do głowy; w takim stanie zjadłby dosłownie wszystko. Chciał odpowiedzieć właśnie coś w tym stylu, ale nie zdążył. Drgnął z powodu dźwięku tłuczonego szkła i skrzywił się, gdy rozbrzmiewał jeszcze jakiś czas echem w jego czaszce. Potrząsnął głową, by pozbyć się tego wrażenia, a następnie skierował wzrok na twarz Lena z pewną dozą zdziwienia, lecz po dokładnym przyjrzeniu uświadomił sobie, iż przecież on też nie przespał nocy. Zirytował się irracjonalną myślą, że samolubnie myślał tylko o swoim stanie, chociaż było to kompletnie bez sensu.
Jak zwykle zachował spokój i dostosował się do sytuacji.
- Nie masz czasu? A gdzie się wybierasz? - mruknął i wstał, starając się nie stanąć na żaden szklany odłamek. Zmarszczył brwi, zauważając, że Jay skaleczył się w nogę; takie drobne rany zawsze były problematyczne i niekonkretne. Bardziej niepokoiło go to, że ten pracoholik najwidoczniej nie zamierzał sobie odpuścić i jak gdyby nigdy nic iść do pracy. - W pracy na nic się nie przydasz w takim stanie. Pomyśl o tym logicznie.
Odłożył na bok swój głód w postanowieniu, że przede wszystkim musi przekonać mężczyznę, aby ten został w mieszkaniu, też dlatego, że to głównie przez niego Jaylen nie spędził nocy tak, jak powinien. Podszedł bliżej, a obok jego nóg przebiegł spłoszony Takeshi; Shin miał cichą nadzieję, że chociaż zwierzak nieumyślnie się nie skaleczy. Przekrzywił głowę, patrząc wprost na twarz Lena, którą przez krótką ten chwilę zasłonił dłonią.
Daj z siebie wszystko, Shin.
- Widzisz? Jesteś tak przemęczony, że krwawisz z nosa - powiedział, po czym uśmiechnął się lekko, ironicznie. - Chyba że to na mój widok. Hmmm? - Przekrzywił głowę na drugą stronę, ułożywszy miękko dłonie na biodrach bruneta. - Chodź spać. Posprzątam to potem.
Pochylił się, by pocałować go w krtań tak jak wcześniej, ale nagle zrezygnował, przypominając sobie także, co spowodował takim nierozważnym ruchem i tym razem zdecydował się musnąć ustami gdzieś w okolicy mostka. Podniósł wzrok z powrotem na jego twarz, by odczytać z niej reakcję chirurga, o ile jakaś w ogóle zaistnieje. Wsunął koniuszki palców za krawędź jego bokserek, dziwiąc się, jak obecny w pomieszczeniu zapach wiśni i papierosów do niego pasuje.

(灬:hearts:ω:hearts:灬)
Powrót do góry Go down
Len Shimura

Len Shimura


Liczba postów : 123
Join date : 21/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 3 EmptyNie Lis 01, 2020 10:23 pm

Po zgaszeniu papierosa spojrzał na Shina tak wyczekująco, jakby chciał go zapytać, co właściwie teraz odpierdala, ale powstrzymywał go fakt, że jako gospodarzowi mu nie wypadało. Ponieważ jednak Jay nie sprawiał wrażenia, by należał do osób, które wykorzystywały w praktyce swoją wiedzę o etykiecie do czegoś innego niż zwracania uwagi innym na jej brak, lepiej było założyć, że po prostu nie chce się odzywać bez potrzeby. Po co miałby to robić, skoro jego gość i tak mógł wyczytać wszystko z jego wzroku? Empatia chłopaka z pewnością nie pozwalała mu przy tym na pominięcie ani jednej z inwektyw, jakimi Len obrzucał go w myślach, a wśród których błahe “pies” jawiło się komplementem.
Przestań węszyć.
Więc znasz podstawy? — Jak można znać podstawy języka i nie umieć w nim przeklinać? Potrząsnął głową, mrużąc żółte oczy zupełnie po kociemu; jeśli te pieprzone soczewki miały uchodzić za miesięczne, to wyglądało na to, że jego miesiąc ma więcej dni. — Skąd?
Szczerze mówiąc, to zdołał wzbudzić w nim zainteresowanie. Ile lat minęło od końca wojny? Nieważne - chociaż sam brał w niej udział, był wtedy tak młody, że Lavrentyev nie mógł się urodzić na długo przed jej początkiem, a wątpił, by uczył się w trakcie jej trwania lub po niej. Problem nie leżał w tym, że w Zonie była jedna szkoła, której funkcjonowanie pozostawiało w dodatku wiele do życzenia i nie w wyraźnym deficycie nauczycieli tak trudnego języka, ale... w braku chęci do nauki. Ludzie w tych czasach nie przejmowali się edukacją, jednak za co można ich było winić? Kiedy nie żyjesz, tylko próbujesz przetrwać z dnia na dzień, umiejętności, które nie pomagają ci w tym bezpośrednio nie są twoim priorytetem, a zdolność mówienia po japońsku bez wątpienia była jedną z nich. W mieście było oczywiście inaczej, jednak i tu nie dało się poznać każdego języka. Część z nich po prostu wymarła, bo nie było osób, które by się nim posługiwały, i Shimura wiedział, że japoński może wkrótce podzielić ich los. Jakie to jednak miało znaczenie? Świat się zmieniał. Nie dało się być dumnym z własnego pochodzenia, kiedy nie istniał nawet podział na kraje, a chociaż kultura nie zniknęła wraz z nim, to przestała mieć liczbę mnogą; stała się jednakowa dla każdego. W zasadzie to byłby to odpowiedni mechanizm obronny, bo takie zbieżności uniemożliwiały znalezienie pretekstu do następnej wojny, ale wiadomo było, że wcześniej czy później kultura znowu zacznie się różnicować. Ludzka psychika była jak góra lodowa - łatwo dało się wpłynąć na ten jej fragment, który był widoczny, lecz zmienienie tego, co uciekało spojrzeniu, było nie tyle trudne, co fizycznie niemożliwe.
Wiesz — chociaż jego głos pozostał z pozoru obojętny, to wydawało się, że w jakiś sposób kładzie coraz większy nacisk na każde kolejne słowo — uważam, że na palenie moich fajek w moim mieszkaniu potrzebujesz mojej zgody. Ale to tylko taka...
Zmarszczył z niesmakiem nos, widząc, jak Syriusz zaciąga się mimo tego.
...dygresja — dokończył ciszej, wyglądając przez okno. Widok z tylu pięter, obejmujący niemal całą północną dzielnicę, musiał być bardziej zajmujący od ust bruneta, które i tak już zaciskały się na filtrze, bo je zignorował.
Pożyczając od niego rzeczy bez dbania o taki szczegół jak to, czy w ogóle może robić coś takiego, Shin zachowywał się tak, jakby nagle znalazł się na swoim terytorium, gdzie nie obowiązywały go żadne reguły, czy raczej - gdzie on sam mógł je ustalać. Lena bardzo zastanawiało, skąd w kimś tak małym brało się tyle bezczelności, zwłaszcza że większość sytuacji, która się pomiędzy nimi wydarzyła, powinna go właśnie utemperować. Przypomniało mu się, że traktowanie tak cudzej własności jest domeną par, ale z tego co pamiętał, parom nie zdarzało się grozić sobie śmiercią, a przynajmniej nie wprowadzały tych gróźb w życie. Nie mówiąc już o tym, że ich powody do bycia ze sobą... właśnie. Jakie powody? Więc naprawdę nie miał pojęcia, czemu Lavrentyev go tak traktuje. Nie żeby było to szczególnie istotne; w końcu się przekona, że narusza jego cierpliwość tak samo jak zawsze, a efekty okażą się nieprzyjemne wyłącznie dla niego.
Przemknęło mu przez myśl, by z ciekawości zapytać go mimo wszystko o ich relację, bo przeważnie nie przykładał wagi do takich głupot, dlatego być może go nie rozumiał i nie mógł mu wytłumaczyć, że seks nie ma takich właściwości wiązania ludzi, ale w tym samym momencie usłyszał dźwięk tłuczonej filiżanki. Kilka sekund zajęło mu uświadomienie sobie, że sam ją strącił na podłogę.
Cóż. Zamierzał od razu sprzątnąć to, co z niej zostało, chociaż wyjątkowo nie chciało mu się tego robić (kłócić się ze swoim pedantyzmem nie chciało mu się jednak jeszcze bardziej), ale nie zdążył się nawet schylić. Młodszy przyparł go swoim ciałem do krawędzi blatu. Zmusił go tym samym do spojrzenia w dół. Nie chodziło o to, że nie mógł na niego patrzeć, bo czuł się odpowiedzialny za doprowadzenie go do jego obecnego stanu. Doszedł do wniosku, że Syriusz bądź co bądź nie musiał z nim zostawać dłużej niż to konieczne, zwłaszcza po zauważeniu, że nie trafił na najlepszy moment. Po prostu widział w nim rozwiązanie czegoś, co dręczyło go przez tyle lat, i nie była to odpowiedź, jaką pragnął zobaczyć.
Znajdź sobie nową obsesję, psychopato.
- Gdybym miał myśleć logicznie, pomyślałbym, że chcesz, bym zasnął, bo tak łatwiej byłoby ci mnie przeszukać. — Z tonu jego głosu nie wynikało wcale, że żartuje, istniała więc szansa na mylne odebranie tego przez Shina. Ale przecież to w gestii innych leżało interpretowanie jego słów tak jak trzeba. Ostatecznie powtarzające się błędy nie kosztowały ich zbyt dużo - wszyscy byli tak przydatni dla społeczeństwa, że z powodzeniem mógł ich zastąpić ktokolwiek. — Ale pewnie już to zrobiłeś. — Wiedział, że tak nie było. Nie musiał uchodzić w jego oczach za boga po tym, jak oddał mu życie, żeby ten nie rozumiał, że w tej konkretnej chwili faktycznie ma nad nim władzę.
Uniósł brwi, gdy położył dłonie na jego biodrach, ale nie zrobił nic, by temu zapobiec. Nigdy nie przeszkadzał mu jego dotyk i tym razem nie było inaczej. Nie był jednak w stanie przyzwyczaić się do tego, że rebeliant dotyka go nadal po pozbawieniu go kawałka ramienia. To było zbyt absurdalne, żeby cały czas go tym nie zaskakiwał.
Nie wiedziałem, że taką macie teraz taktykę — mruknął, dopiero teraz zmieniając wydźwięk tego, co poprzednio powiedział, na zdecydowanie mniej poważny. — Musisz się chyba bardziej postarać. — Rzeczywiście, krwotok zdążył już ustać, chociaż krew na twarzy Jaya jeszcze nie zaczęła krzepnąć.
“Chodź spać. Posprzątam to potem”.
Trzeba było przyznać, że dawno nie słyszał równie pięknych słów, ale... to nie wystarczyło, by go przekonać. Przymknął powieki, kiedy pocałował go w mostek, i otworzył je, gdy wsunął palce za jego bokserki.
Oczywiście.
Zadarł głowę Syriusza, pochylając się, by dotknąć ustami szyi, a następnie ugryźć lekko skórę na jego krtani. Wyglądało na to, że na chwilę się przy tym zamyślił, patrząc gdzieś w bok nie do końca obecnym wzrokiem, ale gdy się odezwał, brzmiał całkiem przyziemnie:
Jak coś zjesz.
Puścił go i łagodnie, choć stanowczo odepchnął na bok, by podejść do zlewu i przemyć twarz. Ataki spowodowane głodem już chyba minęły i powoli przestał czuć się, jak gdyby Lavrentyev swoją obecnością zakazywał mu wzięcia następnej dawki. Zaprzątał tylko jego uwagę wystarczająco, by jej nie brał.
Co tym bardziej znaczyło, że nie wyjdzie stąd bez niego.
Powrót do góry Go down
Syriusz Lavrentyev

Syriusz Lavrentyev


Liczba postów : 127
Join date : 26/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 3 EmptyNie Lis 01, 2020 10:28 pm

Kiedy uczył się języków? Dawno to było, na pewno jeszcze przed rozprzestrzenieniem się anomalii, których łańcuch został zapoczątkowany przez kilka wrogich sobie krajów. Westchnął, znowuż łapiąc się na myśleniu o tym, kim by był, gdyby to wszystko się nie wydarzyło. Ten tok myślenia był niczego sobie nostalgiczny.
- Przed wojną uczyli go w szkole – odparł, wzruszywszy ramionami. - Potem uczyłem się sam, ale pobyt w laboratorium znów mi w tym przeszkodził, a teraz trudno znaleźć mi na to czas.
Słuchając jego kolejnych słów, nie mógł nie przyznać mu racji, rzecz jasna, ale w gruncie rzeczy przyjął tylko kolejną dawkę dymu do swoich płuc z niecodzienną, nawet jak na niego, pieczołowitością. Kiedy skończył, poczuł taką ulgę, że poczuł ochotę zaprzestania swojej namolnej złośliwości. Chociaż na jeden moment.
- Izvinite, nie mogłem się powstrzymać – mruknął, po czym zmrużył oczy na kilka chwil. - To chyba nawet gorsze od zwykłego głodu.
Chociaż i tak sądził, że przepraszanie Lena nie ma najmniejszego sensu. Jedno słowo było chyba zbyt wielkim ogólnikiem na to, na jak wiele sobie pozwalał czynić w jego mieszkaniu… Ale przecież i tak ma stąd zniknąć już całkiem niebawem, więc czemu nie miałby skorzystać? Czuł się trochę jak dzieciak w piaskownicy, który po powrocie do domu będzie się nudzić, mimo że w nim nie będzie miał możliwości się potknąć i narobić sobie nowych ran; zupełnie jak teraz – po powrocie do Zony będzie, oczywiście, bezpieczny, ale nawet towarzystwo Selwyna nie dostarczało mu takiej dawki emocji, jak obecność Lena, nawet jeżeli te emocje były toksyczne, szczególnie dla kondycji jego ciała. Pod tym względem był zawsze trochę lekkomyślny. Granie na cierpliwości mężczyzny było aktem odwagi czy już bezmyślnością? Obie te rzeczy balansowały na bardzo cienkiej granicy i Shin wiedział, że wkrótce będzie musiał dać sobie spokój, jakkolwiek ciekawym zajęciem było dla niego analizowanie tego człowieka.
Szczególnie mając na uwadze swój stan i to durne przekonanie, że jedyną ewentualnością mogłaby być obrona przed Lenem, nigdy atak. Chociaż teraz nawet obronę miał mało skuteczną; nikt jednak nie zabroni mu przecież marzyć.
Jednak jego marzenia o wydostaniu się z pułapki własnych słabości rozkruszyły się w momencie ponownego zetknięcia się ze skórą bruneta i to w dodatku zainicjowanego przez samego siebie. Cóż on znowu wyprawiał…? Miał sporo czasu, żeby wyjść z szoku pourazowego, a z pewnością były inne sposoby, żeby zatrzymać Shimurę w domu. Dlaczego uznał, że ten będzie najlepszy?
Chyba tylko z własnych, samolubnych pobudek.
Niemniej uniósł brwi na koncepcję przedstawioną przez chirurga, wykrzywiając lekko ku górze kąciki ust. Regenerująca się w tym miejscu rana surowo zaprotestowała, ale nie puściła ponownie krwi, mimo to trochę machinalnie przesunął po niej językiem. Nawet jeśli Shimura nie powiedział tego żartem, Shin miał jednak tendencję do traktowania pewnych spraw niepoważne, chociaż istotnie nad nimi myślał. W tym przypadku było podobnie.
- Nawet jeżeli zrobiłem, to głupotą byłoby przyznaniem się do tego – odpowiedział. Rzeczywiście miał taki zamiar, jeszcze wtedy, gdy Len wyszedł porozmawiać z Dżumą, ale ostatecznie zdecydował się nie marnować swojego czasu i siły. Przecież i tak by niczego nie wykorzystał, tak czy nie?
Zakreślił kciukami koła na jego kościach biodrowych i w tym też momencie zapiekła go rana na ramieniu. Może właśnie teraz powinien się uspokoić…?
- A ta taktyka nie działa? – Przywołał na wpół zdziwiony, a w połowie smutny wyraz twarzy. - Szkoda.
Obserwował go nawet wtedy, gdy odgiął jego szyję, na początku ze spokojem; dopiero czując chłód zębów na grdyce jego serce oddało jeden spazm niepokoju, a potem na kolejny ułamek sekundy Sin wstrzymał oddech, przypatrując się dociekliwie kątem oczyma jego twarzy, co mogło przywieść na myśl wpatrującego się w igłę pacjenta, któremu zaraz zostanie pobrana krew. Wziął cichy oddech dopiero wtedy, gdy go puścił i na chwilę odwrócił wzrok, aby ukryć pojedyncze iskry zawodu, które na pewno zostałyby zauważone – jakby nie dostał tego, czego chciał.
Zdecydowanie powinien przestać.
- Tak, tak – powiedział zupełnie normalnym tonem. Wrócił tam, skąd przyszedł, czyli na krzesło, w razie gdyby znowu miały napaść go mdłości. Zarejestrował, że Len jednak zdecydował się od razu sprzątnąć zaistniały bałagan, a kątem oka dostrzegł znów Takeshiego, który najwidoczniej uznał, że może wrócić. Wpatrzony w przestrzeń, powrócił spojrzeniem na Lena w chwili, w której poczuł jego wyczekujący wzrok. - Myślisz, że mam jakieś wymagania? Zjem cokolwiek.
Czarnowłosy tego nie skomentował, więc powrócił do obserwacji czarnego blatu stołu, nie myśląc przy tym kompletnie o niczym. Podciągnął kolano do klatki piersiowej i oparł na nim policzek, odczuwając coraz mocniejsze wrażenie senności i głodu – im bardziej zdawał sobie sprawę, że coś zje, tym mocniej zaczął go zauważać. Jeżeli wcześniej gdzieś powoli kumulował się na końcu jego umysłu, teraz zajmował niemal całą tę przestrzeń.
Usłyszał brzęk talerza i momentalnie wbił w niego oczy. Pierwsze uczucie, jakie go ogarnęło, było czystą chęcią rzucenia się na to i zjedzenia jak najszybciej potrafił… ale doskonale wiedział, że nie może tak zrobić, bo jeszcze prędzej wszystko zwróci. Przełknął boleśnie ślinę, zanim nie wziął do ręki najzwyklejszej kanapki i nie ugryzł pierwszego kęsa. Szczerze dziwił się, że nie trzęsą mu się ręce – zwykle tak miał, gdy nie jadł przez dłuższy czas, a miał ku temu okazję w danym momencie, jednak tym razem wykazał się dziwnym opanowaniem. Wykorzystując całą swoją siłę woli, zjadł powoli. Bardzo powoli. Popił wodą. Kiedy skończył, z jednej strony czuł się pełny przez skurczony żołądek, a jednocześnie tak nieszczęśliwy, iż nie może skonsumować więcej, że aż go to zabolało. Przed narzekaniem na zbyt małą porcję powstrzymywało go jednak wspomnienie, w którym zignorował wszystko to, co miał na uwadze teraz, a olanie tych aspektów było krytyczne w skutkach.
Szpilujący wzrok Shimury pewnie też miał jakieś znaczenie, nie mógł tego zupełnie wykluczyć.
- Już mi niedobrze – mruknął, krzywiąc się. Faktycznie czuł mdłości, a prawdopodobnie jedynym lekarstwem na to był po prostu sen.
Był taki… zmęczony.
Wstał i przesunął palcami po przedramieniu bruneta.
Taki senny.
- Chodź.


Ostatnio zmieniony przez Erotic Vampire dnia Wto Lis 03, 2020 12:02 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Len Shimura

Len Shimura


Liczba postów : 123
Join date : 21/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 3 EmptyNie Lis 01, 2020 10:30 pm

Przed wojną? Jak... irracjonalnie brzmiały te słowa w ustach kogoś innego - zwłaszcza kogoś młodszego niż on. Czy sam nie powiedział niczego takiego podczas ich rozmowy, czy też dopiero w chwili, w której to Lavrentyev użył tego sformułowania, dotarło do niego, że myśli o tym świecie, jak gdyby istniał od zawsze? Ale czy rzeczywiście było coś przed? Zaczynało mu się wydawać, że nie. Wszystkie wspomnienia, jakie miał z poprzedniego, były jak ze snu, i to jednego z tych wyjątkowo odrealnionych, o szczegółach którego zapomina się od razu po przebudzeniu. Tylko co go obudziło? Agonalny krzyk miliardów umierających istot? Cóż, teraz i to by nie zadziałało - pomyślał z rozbawieniem, o dziwo niewynikającym z jego sadystycznych skłonności. To, że ktoś fizycznie przeżył apokalipsę, nie oznaczało wcale, że jego... umysł przetrwał ją razem z nim, a w każdym razie nie nienaruszony. Wielu z ocalałych mogło równie dobrze umrzeć od uderzenia bomby; nie zmieniłoby to zbyt dużo w ich położeniu, skoro i tak stracili świadomość własnego istnienia. Len był jedną z tych osób, które nie umiały odbudować zniszczeń, jakie zostawiła ze sobą wojna - nie wewnątrz siebie. Być może tak bardzo poświęcił się temu na zewnątrz, że o sobie zapomniał. Zdążył jednak nauczyć się kontrolować ten chaos na tyle, by móc normalnie funkcjonować przez większość czasu, a przynajmniej udawać, że to robi, dopóki pewien motyl przypadkiem nie sprawdził pewnej teorii. Westchnął, przeczesując palcami nadal wilgotne włosy. Nic z tego nie tłumaczyło, czemu to Syriusz mówił o przeszłości, która wydarzyła się lata temu, jak gdyby było to wczoraj - skoro on żył dłużej, powinien mieć więcej do zapamiętania, a co za tym idzie, także więcej do zapomnienia. Czy zbyt przyzwyczaił się do patrzenia w kalendarz? W końcu odkąd zaczęto odliczać czas od nowa, trudno było nie ulec wrażeniu, że poprzedniej ery w ogóle nie było. Aż tak chciał o niej zapomnieć? Mimo wszystko, część wspomnień, jakie ciągle miał, nie stała się ani trochę mniej łatwa do przywołania - wręcz przeciwnie, zaczęły pojawiać się w jego głowie same z siebie, wyraźniejsze niż kiedykolwiek. Szkoda tylko, że zostały z nim właśnie te z nich, których z chęcią by się pozbył, gdyby nie rozumiał, że także one były potrzebne, żeby stał się tym, kim jest obecnie. Czyli ciężkim przypadkiem psychopaty.
Przecież by za tym tęsknił.
Co z tego, że niektórzy, w tym on, zdołali uniknąć tego cholernego promieniowania? Mieli w sobie te same bestie, jakimi byli dla ludzi zmutowani. Jedynym, co ich różniło, było to, że ci ludzie nie pozwolili własnym bestiom wyjść.
Zmrużył oczy, patrząc z uwagą na Shina, ale już nie w sposób, jakby na niego polował, tylko jakby to polowanie mu się nie udało i nie bardzo jeszcze rozumiał dlaczego.
Mógł to przecież wytrzymać, tak jak on. To co się stało... Nie musiał reagować aż tak mocno, prawda? Jeśli on był w stanie się nie zmienić, a wyglądało na to, że jest całkiem - no, prawie - normalny, on też powinien taki być, gdyby mu na tym zależało. Wolał chyba jednak poddać się w pewnym stopniu temu szaleństwu. Pozwolić pomoc mu przeżyć. Tylko jakim kosztem?
Nie powstrzymał się i zwrócił jednak chwilowo wzrok na wargi Lavrentyeva, których miękki dotyk wciąż zdawał się odczuwać na swojej szyi, gdy w jego papierosie rozżarzył się filtr. Jak mógł palić jednego przez tyle czasu? Dla niego już od pierwszego zaciągnięcia się zaczynał tracić smak. Potrząsnął głową. To lepiej, skoro wziął go od niego, i to nie tylko dlatego, że przez to mniej ubyło jego własności. Nie poczuł się tym wystarczająco zmotywowany do wzięcia Syriusza za kark i wyrzucenia go z hukiem za drzwi.
Izvinite? — powtórzył za nim z idealnym akcentem, zadzierając nieco głowę i przymykając oczy, zastanawiając się nad tym, co wyszło z jego ust. Jeśli miał z czymś problem, to... z pewnością nie były to języki. Można by pomyśleć, że to “przepraszam” - bo chyba tylko ten wyraz byłby w tej chwili na miejscu - mogło już uchodzić za szczyt bezczelności, ale Shimura był pewien, że Shina stać na coś więcej. — Mam nadzieję, że to znaczy coś w rodzaju “błagam o przebaczenie”, bo w twoim przypadku już nic innego nie zadziała.
Był w błędzie, ale młodszy szybko go z niego wyprowadził, kładąc dłonie na jego kościach biodrowych. Opuścił głowę, rzucając mu  spojrzenie spod uchylonych powiek. Kolor jego oczu przypominał o tej porze płynne złoto, i dało się nawet odnieść wrażenie, że jest znacznie mniej zimny - to znaczy czarnowłosy mógł ulec podobnemu złudzeniu, bo Jay pozostawał tego błogo nieświadomy.
Masz rację. Gdybyś się przyznał, musiałbym cię zabić. Szkoda. — Nachylił się, by przygryźć delikatnie jego ucho, owiewając go przy tym ciepłym powietrzem. — Chociaż może wystarczyłoby, żebym cię ukarał? Jak myślisz, Shin?
Prychnął na kolejne słowa Syriusza, ale dopiero jego mina sprawiła, że dodał kpiącym tonem:
Nie, ale pewnie moja by zadziałała. Uczyłem tak psa.
Oczywiście żadna reakcja Lavrentyeva nie umknęła jego uwadze, gdy zbliżył zęby do jego krtani, zwłaszcza że był ich w sumie ciekawy, więc zdołał zauważyć w nim coś oprócz wypełnionego strachem oczekiwania. Nie mógł tylko stwierdzić, co.
Odprowadził go z powrotem na krzesło  wzrokiem jeszcze bardziej zafascynowanym niż przedtem. Dopiero fakt, że usiadł przy stole, przypomniał mu o tym, że miał mu dać coś do jedzenia. Jak już wcześniej doszedł do wniosku, szkoda by było, żeby umarł - także z głodu - więc się tym zajął. Zresztą rebeliant nie miał nawet zbyt wygórowanych wymagań. Właściwie to ku własnemu szczęściu nie miał żadnych.
Kiedy do niego wrócił, przez moment kontemplował w milczeniu pozycję - będącą ewidentnym objawem choroby sierocej - w której go zastał, nim położył przed nim talerz i sam usiadł naprzeciw. Zrobiłby więcej, ale jeżeli nie jadł przez taki okres czasu, nie powinien nagle wpieprzyć mu całej zawartości lodówki, bo do niczego tak nie dojdą. To znaczy... on nie dojdzie. Shimury to przecież nie obchodziło.
“Już mi niedobrze”.
To gratulacje, ale osobiście zachowałbym dla siebie informację, że potrzebuję być karmiony, bo nie umiem odmierzać porcji - miał ochotę odpowiedzieć, ale ugryzł się w język. Sam nie zapanował nad swoim głodem. Nie mógł mieć o to pretensji do Syriusza.
Nikt nie kazał ci tak szybko jeść — powiedział jedynie, wstając z miejsca zaraz po tym, jak on opuścił swoje.
Schylił się po Takeshiego, który postanowił zostać atencyjną kurwą z tumblra znaleźć sobie transport w jego osobie, trącając go mokrym nosem w nogę. Bezwiednie podrapał lisa za puszystym uchem. Piesiec wydał z siebie zadowolone szczeknięcie, czy cokolwiek to było, podczas gdy Len obserwował z uniesionymi brwiami palce chłopaka sunące wzdłuż jego przedramienia.
To na co czekasz? Ciebie też mam wziąć na ręce? Znowu?
Zostawił go z tym komentarzem samego w kuchni, nie mając żadnej wątpliwości, że tym razem pójdzie spać. Zresztą nawet gdyby tego nie zrobił, i tak by go to nie ruszyło, bo sam był tak zmęczony, że nie zamierzał odkładać snu z jakiegoś błahego, czyli Syriusza powodu, skoro już został w domu.
Powrót do góry Go down
Syriusz Lavrentyev

Syriusz Lavrentyev


Liczba postów : 127
Join date : 26/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 3 EmptyNie Lis 01, 2020 10:32 pm

Milczał, w spokoju przeżuwając kanapkę, nie odpowiadając na jego domniemania dotyczące tego pięknego, rosyjskiego słowa, które w sumie wypowiedziane z odpowiednią zachłannością kiedyś faktycznie mogłyby znaczyć błaganie o przebaczenie. Tylko niby co takiego było godne tego, by Shin aż o nie błagał. Nie miał pojęcia!
Może chodziło mu o tę głupią fajkę? No bo chyba nie o to, że rozwalił mu cały porządek dnia… Prawda?
Czuł pierwszy kęs wędrujący przez jego ściśnięty przełyk, który jednocześnie spowodował nagłą ulgę. Cukier, węglowodany, wreszcie przyjmował też jakieś wartości odżywcze; zwykły chleb zniwelował specyficzny posmak krwi, którego nie mógł się pozbyć przez ciągle rozwalającą się, pękniętą w kąciku ust wargę. W końcu opuścił nogę i usiadł prosto, nagle stwierdzając, że mógłby chociaż stwarzać pozory, iż nie przedstawia sobą totalnego obrazu porażki; jakby to miało jakieś znaczenie. Już naprawdę nie miał o czym myśleć, tylko o zasadach prawidłowego zachowania przy stole.
Skończywszy, spojrzał na niego , lekko zirytowany, choć ukrył to uczucie na wpół rozbawieniem.
-  Za szybko? Za to też możesz mnie ukarać – odpowiedział, nie umiejąc powstrzymać głupiego uśmiechu. –   Woof – dodał jeszcze, gdy Shimura już minął próg drzwi, oczywiście perfekcyjnie imitując szczeknięcie – skoro miał to we krwi, trudno było o inną możliwość. Sekundę później usłyszał odgłos, który wydobył z siebie Takeshi, jakby mu odpowiadając, i po tym po prostu nie mógł wytrzymać – wybuchnął śmiechem, cichym, bo od razu zasłonił usta wierzchem dłoni, aczkolwiek na pewno Len go usłyszał. Co pewnie jeszcze bardziej czyniło z Syriusza pokręconego świra, ale to w sumie żadna nowość.
Machnął ogonem. Gdy nakazywał sobie mieć dobry humor, mdłości go nie męczyły tak bardzo.
Na jego następne słowa pokręcił głową, wciąż z irracjonalnym uśmiechem błąkającym się na ustach, jakby co najmniej naćpał się czegoś naprawdę mocnego, a nie po prostu zjadł posiłek. Dopił resztkę wody pozostałej w przezroczystej szklance, całkiem gasząc pragnienie. Oblizał usta, odstawiając naczynie na stół.
-  Nie, kochanie, już idę, dzięki za gościnność – powiedział z wyraźną nutą sarkazmu w głosie, po czym faktycznie wyszedł za nim, znów do sypialni, ponownie gapiąc się na tę abstrakcyjną plamę krwi na ścianie, choć tym razem starał się odepchnął tę wizję na sam tył umysłu. Nie musi o tym myśleć.  Zainteresował się z kolei tym, jak Len reaguje na to przypadkowe dzieło sztuki, skoro wciąż pamiętał, że drażniła go poduszka na ziemi zakłócająca porządek tego miejsca. Bezwiednie przesunął wzrokiem po jego sylwetce, już przykrytej kołdrą, nim nie usiadł na przeciwnej krawędzi łóżka, przez moment obserwując prężnie budzące się do życia miasto. Nie usłyszał szelestu pościeli, gdy wzrokiem pochwycił w oddali kontury szarych budynków Zony, więc dopiero zimny nos, który go dotknął, sprawił, że zwrócił uwagę na Takeshiego próbującego pozyskać jego uwagę. Wpierw pogłaskał go po puszystym futrze, a następnie wziął go na ręce, choć ramię bolało go w zasadzie za każdym razem, gdy nim ruszał. Ale, jak zwykle, zignorował to.
Położył się obok, twarzą do pleców Lena, i wsunął pod kołdrę. Piesiec ułożył się obok, tak, że wciąż mógł otoczyć go ramieniem, na którym nie leżał. Oddychał prawie bezgłośnie, coraz bardziej śpiący i spokojniejszy, gdy zanurzał dłoń w długim futrze. Shimura był z kolei tak blisko i tak wyraźnie znów mógł zobaczyć blizny na jego plecach, w dodatku na tyle zrelaksowany, że nie widział żadnych przeszkód, by po raz kolejny te pręgi dotknąć. Zamknął oczy, właśnie z ich świeżym obrazem na powiekach.

Koniec.
Powrót do góry Go down
Selwyn Lavrentyev

Selwyn Lavrentyev


Liczba postów : 10
Join date : 13/02/2023

Mieszkanie Lena - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 3 EmptyNie Mar 26, 2023 10:10 am

Mężczyźni zostawili ich ze sobą tylko na chwilę, ale nie potrzebował czasu, żeby ułożyć w głowie plan działania, tylko… wsparcia. Po tym, jak wypuścił dłoń brata z uścisku swojej dłoni, udał się w kierunku Leslie krokiem, który od razu wyraził zmianę w jego nastawieniu; nie przejmował się tym jednak. Miał przeczucie, że Leslie wybiera sobie właśnie takich partnerów, z którymi musi walczyć o dominację. Ludzie ulegli, mimo że naturalnie masochistyczni, nie mogli dać takiej samej satysfakcji urodzonemu sadyście, co ktoś, kto rzeczywiście nie chciał być przez niego skrzywdzonym.
 – Leslie – powiedział, zwracając na siebie jego uwagę. – Czy możemy to zrobić pod… – Mężczyzna pochylił się do niego, żeby usłyszeć co mówi wśród hałasu gości przed recepcją hotelu. Głos Selwyna zamienił się w szept, który z miękkością kociego futra otarł się o jego ucho.
 Leslie spojrzał na niego; twarz mu stężała.
 – Dlaczego tam?
 – Bo… – Selwyn przez chwilę nie wiedział, co odpowiedzieć. – …chcę mieć na sobie tylko twój zapach? – zapytał w końcu, przytulając się do boku mężczyzny.
 Poczuł, jak mięśnie Leslie relaksują się pod wpływem jego dotyku. Cudownie.
 – Dobrze – zgodził się po zastanowieniu.
 Wstępna część poszła więc zgodnie z planem; teraz czas na środkową i końcową. Wiedział, że w związku z wybranym przez niego miejscem, mężczyzna będzie musiał zostać na czas seksu bez żadnej broni – o ile nie miał przy sobie niczego poza pistoletem… Dla niego to nie był za to problem. Bronią mutanta było jego ciało, chociaż Leslie nie podzielał jego zdania na ten temat, dochodząc – po powierzchownej ocenie wyglądu swojej ofiary – do wniosku, że na tej płaszczyźnie ma nad nim przewagę dzięki swojemu wzrostowi i wadze.

 Kiedy znaleźli się już w łazience, mężczyzna wycelował w chłopaka z pistoletu.
 – Rozbierzesz się dla mnie? – uprzedził go Selwyn, rozwiązując za niego krawat.
 W odpowiedzi nie usłyszał żadnych słów, tylko śmiech Leslie; zniknął pod materiałem koszulki, którą zdjął z siebie po złożeniu na blacie szytej na miarę marynarki. Uśmiechnął się do Selwyna, drapieżnie przesuwając językiem po zębach, zanim ściągnął z siebie również spodnie i bieliznę. Chłopak aż się zarumienił, widząc go przed sobą w… całej okazałości. Dlaczego musiał być takim… Potrząsnął głową, odwracając od niego wzrok. Skup się. Kiedy Leslie zwrócił się w przeciwnym kierunku, żeby puścić wodę, rozebrał się z górnej części swojego ubrania, chowając pod skórzaną kurtką pas z nożami. Nie przydadzą mu się jednak. Takiej broni nie będzie mógł przed nim ukryć do czasu, aż dostanie możliwość wbicia ostrza w jego serce. Miał nadzieję, że Leslie nie przeszuka teraz jego ubrań i ta nadzieja się spełniła. Dolną część zdjął już na jego oczach, za co mężczyzna nagrodził go komplementem, który zignorował:
 – Pięknie wyglądasz, Selwyn.
 Wskazał ruchem dłoni, w której wciąż trzymał pistolet, na kabinę, oddzieloną od pozostałej części łazienki szkłem. Chłopak wszedł do niej z wdziękiem kota i oparł się plecami o ścianę, unosząc jedną nogę, żeby kusząco otrzeć się nią o drugą. Dopiero wówczas Leslie odłożył broń na miejsce przy umywalce i dołączył do niego pod wodą. Westchnął, kiedy mutant objął go w talii ogonem, i przyciągnął go do siebie. Zacisnął dłonie na jego pośladkach, podnosząc go. Selwyn za wszelką cenę usiłował skupić się na oczach Leslie, ale ledwo widział twarz mężczyzny przez przecinającą jego linię wzroku wodną kurtynę. Dlatego kiedy wszedł w niego jednym, płynnym ruchem, bez uprzedniego przygotowania, miał wrażenie, że nie dał mu również przed tym żadnego ostrzeżenia. Krzyknął z bólu, którego somie nie udało się w pełni złagodzić, dokładnie czując wielkość męskości Leslie w sobie. Mężczyzna tylko uśmiechnął się na ten widok, przysuwając się do niego tak, żeby penis Selwyna mógł ocierać się o mięśnie jego brzucha, kiedy nadał swoim lędźwiom rytm, od którego mutantowi zakręciło się w głowie. Pomimo jednoczesnego cierpienia, przyjemność zalała falą całe jego ciało, kiedy mężczyzna bez problemu odnalazł to miejsce. Bardzo dobrze wiedział, co robi. Odchylił głowę, żeby złapać oddech, a Leslie, wykorzystując fakt, że odsłonił tym przed nim swoją szyję, ugryzł go w nią.
 – Leslie! – wyrzucił z siebie jego imię między jednym pchnięciem a drugim. Ślina ściekała mu z języka opartego miękko na dolnej wardze, ale tym razem już tego nie czuł; zmieszała się z wodą na jego skórze. Mężczyzna pociągnął go zębami za górną, zanim pocałował go, tłumiąc swoje westchnięcie.
 Selwyn nie był pewien, czy to gorąco biło od jego ciała, czy taka była temperatura w łazience, ale w momencie, w którym doszedł, przeszedł przez niego dreszcz zimna. Leslie, widząc, jak jego partner zezuje, nie będąc w stanie utrzymać na niczym wzroku w momencie największego spełnienia, dołączył do niego, nie starając się być przy tym wcale cicho.  
Selwyn. Selwyn? Selwyn!, słyszał w swojej głowie, ale nie mógł zrozumieć, co ten głos chce mu przekazać. Skupił z powrotem spojrzenie na Leslie, a właściwie… dwóch Leslie? Jego obraz dwoił się, żeby za chwilę wrócić do normalności, nakładając na siebie. Podłoga mogła równie dobrze być teraz dla mutanta sufitem. Dopiero kiedy zobaczył brązowe oczy mężczyzny – po brzegi wypełnione zadowoleniem – po tym, jak ten odciągnął z nich kosmyki swoich włosów w podobnym kolorze, dotarło do niego, co miał zrobić. Musiał go zaatakować. Teraz, póki przechodził przez niego orgazm. Przygotowywał się do tego mentalnie od momentu, w którym przekroczył próg hotelu. Wiedział, że ma tylko jedną szansę – jeżeli jego cios nie zwali Leslie z nóg, odda mu z podwójną siłą. Nie miał pojęcia, czy po takim uderzeniu od niego jeszcze się podniesie. Odetchnął głęboko – chociaż może nie powinien był tego robić, bo wraz z powietrzem do jego płuc dostały się krople wody, wywołując chęć kaszlu, którą ledwo udało mu się powstrzymać – i przeciął pazurami twarz mężczyzny, celując w jej najbardziej wrażliwą część. Leslie krzyknął, puszczając go, żeby złapać się za twarz. Zza jego zaciśniętych palców, przyłożonych do oczu, od razu zaczęła przeciekać krew. Mutant upadł na ziemię, ale był gotów na zderzenie z nią; z siniakami się pogodził. Adrenalina, pompowana przez serce wraz z krwią do mózgu, i tak odebrała jego nerwom zdolność do odczuwania bólu. Wystrzelił jak strzała z łuku do blatu, na którym zostawili swoje rzeczy. Złapał jego rewolwer, strącając przy tym na ziemię pilot, którego przycisk wcisnął się od impetu uderzenia w kafelki, na co nie zwrócił uwagi. Wycelował w mężczyznę, który odjął dłonie od swoich oczu, a właściwie tego, co z nich zostało po jego ataku pazurami. Selwyn zamarł w bezruchu, patrząc w szoku na swoje dzieło.
 – Ty kurwo…!
 Tylko tyle zdążył powiedzieć, zanim palec Lavrentyeva odruchowo pociągnął za spust na dźwięk krzyku jego brata. Wystrzał odbił się echem od czterech ścian pomieszczenia, a rana na piersi mężczyzny zakwitła czerwienią jak pąk kwiatu. Nie minęła chwila, a spomiędzy jego ust wydostała się strużka krwi; w następnej upadł na podłogę w konwulsjach, wydając z siebie dźwięki, które świadczyły o tym, że dostała się do płuc, dusząc go. Bieżąca woda powinna je była je zagłuszyć, ale mutant miał wrażenie, że mimo szumu, słyszy wyraźnie – zbyt wyraźnie – każdą jego pełną desperacji próbę wzięcia oddechu.
Syriusz – pojawiła się w jego głowie myśl, która go otrzeźwiła. Jeśli do czasu strzału z pistoletu nie zajął się swoim celem, to… Z paniką wybiegł z łazienki i stracił równowagę na śliskiej od krwi podłodze – odzyskał ją, łapiąc się za próg. Lavrentyev siedział na mężczyźnie, który nie dawał żadnych oznak życia.
 W milczeniu wrócił do łazienki po swoje rzeczy, licząc na to, że Syriusz zajmie się tym samym pod jego nieobecność w pokoju. Ubrał się – zakładając przy tym na siebie z powrotem również broń, którą mu dał – i zabrał Leslie rewolwer, który wsadził za pasek spodni, nie mając na niego póki co innego miejsca. Nie było co zacierać za sobą śladów; zostawili ich za sobą tak dużo, że ktokolwiek chciał podążyć ich tropem, znajdzie ich. Miał tylko nadzieję, że ludzie, których zabili, nie byli warci ścigania ich morderców przez jednostki specjalne – wydawało mu się, że należeli do tych, którzy brak pozycji nadrabiali udawaniem, że ją mają, ale kto wie…
 Złapał brata za rękę, ciągnąc go ku balkonowi. Księżyc – na całe szczęście – nie znajdował się w fazie pełni, a światło gwiazd nie wystarczało, żeby wyłonić ich sylwetki z ciemności. Latarnie miejskie wyłączono wraz z godziną policyjną, żeby oszczędzić prąd, ale dzięki mutacji byli w stanie przeniknąć swoimi oczami przez noc. Znajdowali się piętro nad ziemią, więc udało im się na nią zejść bez problemów – oprócz jednego, kiedy musiał złapać Syriusza w pasie, żeby nie spadł po tym, jak powinęła mu się noga. Pieprzona soma. Po zeskoczeniu na chodnik obok Lavrentyeva, Selwyn otrzepał kurtkę i spojrzał na niego wyczekująco. Co teraz? W przeciwieństwie do jego ubrań, ubrania Shina były brudne od krwi. Z całą pewnością nie mógł trafić na patrol policji, wyglądając w ten sposób. Przynajmniej o tej porze nie było żadnych innych świadków, którzy mogliby ich zobaczyć… poza kamerami.
 – Syriusz? – Nie zareagował. – Hej, Syriusz!
 Uderzył go w policzek, na co chłopak zamrugał oczami i – po wymianie spojrzeń z bratem – ruszył sobie tylko znaną drogą przed siebie. Selwyn podążył za nim jak cień, bez żadnego dźwięku. Jego przewodnik musiał wiedzieć, dokąd idzie, ale i tak bał się, że wyprowadzi ich pod koła samochodu. Działanie narkotyku albo stało się słabsze, albo właśnie mocniejsze, bo nic nie było w stanie odwrócić uwagi Syriusza od jego celu, jak gdyby miał głowę zaprogramowaną tylko na dotarcie do niego. Przez kilka sekund nie mogli oddychać, kiedy wcisnęli się za kontener ze śmieciami, żeby uniknąć przechodzącego obok policjanta z mechanicznymi psami. Selwyn z trudem zatrzymał pogardliwe warknięcie w swoim gardle. Czekali, aż przejdą, zupełnie nieruchomo, aż do ich zniknięcia za rogiem.
 W końcu stanęli przed budynkiem, którego większość powierzchni zajmowało szkło odbijające niebo pełne gwiazd. Dało się przez to nie zauważyć go na swojej drodze, więc może to dlatego Shin zatrzymał się w miejscu, jakby zdziwiony faktem, że znajduje się przed nim przeszkoda pod postacią drzwi. Selwyn wpadł na niego. Zadarł głowę, próbując dostrzec szczyt wieżowca, ale ten ginął w chmurach.
 – To tutaj? – zapytał, lecz Shinhyun nie odpowiedział.
 Podszedł za to do klawiatury i wpisał kod drżącą ręką. Przysunął oko do skanera, nie mrugając, aż dioda zmieniła kolor z czerwonej na zieloną. Skrzydła drzwi rozsunęły się na boki, wpuszczając ich do środka. Pociągnął za sobą Selwyna, który nie bardzo chciał się ruszyć. Chłopak rozglądał się, idąc, po korytarzach, które same w sobie wydawały mu się już zbyt luksusowe. Ledwo zamknęły się za nimi drzwi windy, złapał Syriusza za pasek w spodniach.
 – Gdzie my jesteśmy?
 Ale on wciąż nie odpowiadał.
 Westchnął, godząc się z tym, że to się nie zmieni. Czuł jednak ucisk w klatce piersiowej, bo… jego serce znało przecież odpowiedź. Nie musiał jej dostać od Shina, żeby dokładnie wiedzieć, w jakim miejscu się właśnie znajdują. Instynkt mówił mu, że to nie mieszkanie Arsene, chociaż bardzo chciał, żeby raz w życiu się mylił.
 Shinhyun siłował się z drzwiami, ale bez efektów – być może przez alkohol. Zlitował się nad nim i, odsuwając go na bok, zaczął pracować nad zamkiem za niego. Potrzebował do tego jednak jego psich zmysłów.
 – Słuchaj – powiedział, na co Shin kiwnął twierdząco głową; słucham. To był w stanie zrobić.
 Kiedy usłyszał szczęk mechanizmu, dotknął pleców brata, żeby dać mu o tym znać, dzięki czemu udało im się w rekordowym czasie włamać do mieszkania. Zdziwiło go to, że nie musiał mieć ze sobą do tego specjalistycznych narzędzi – ale być może takie miejsce jak to nie potrzebowało wcale zamków, żeby odstraszyć potencjalnych złodziei. Kątem oka widział wycelowaną w nich kamerę. Przełknął ślinę, kiedy przeszli przez próg; Shin za to odetchnął z ulgą, ściągając z siebie buty i wierzchnią warstwę ubrań. Ruchem dłoni zachęcił go do zrobienia tego samego. Zrobił to – chociaż szło mu opornie – i zaczął chodzić po mieszkaniu z ostrożnością zwierzęcia, które znalazło się na terytorium innego, większego od siebie. Apartament odpowiadał standardami temu, czego się po nim spodziewał. Ścianę jednego z pokojów zajmowało w całości okno, za którym rozciągał się widok na Miasto. Poczuł – znowu – suchość w ustach. Odwrócił się, żeby odnaleźć wzrokiem brata, ale go za nim nie było. Trafił na niego dopiero w kuchni. Szukał czegoś w lodówce.
 – Musimy teraz pić – powiedział, podnosząc się z ziemi. W rękach trzymał butelkę z wodą, której wypił połowę na raz, zanim oddał ją Selwynowi. Przewrócił na to oczami. Że też ma czas zajmować się takimi głupotami… Ale wypił wodę za nim, do samego końca.
 Cóż, skoro już rozmawiają…
 – Syriusz, czy my jesteśmy w…
 To imię nie przeszło mu jednak przez gardło.
 Mężczyzna spojrzał na niego zagadkowo, milcząc. Odpowiedział po przerwie, kiedy był już pewien, że tej odpowiedzi od niego nie dostanie:
 – Jesteśmy w bezpiecznym miejscu, Sel.
A jaką dasz mi na to gwarancję, chciał zapytać, ale tego nie zrobił. Odwrócił spojrzenie, wbijając je w sofę modułową. Stał przed nią stolik z czarnego drewna, na którym nie było niczego – żadnej wskazówki, że ktoś w tym domu w ogóle mieszka. Ostrość geometrycznych kształtów łagodziła miękkość leżącego na podłodze dywanu, którego część… poruszyła się. Przetarł ze zdziwieniem oczy. Co? Futro oderwało się od dywanu, żeby podbiec na czterech łapach do Shina, który schylił się i wziął je na ręce. Wtulił w nie z miłością twarz.
 – Takeshi… – zwrócił się do niego czule.
 Selwyn zamrugał oczami jeszcze raz i obraz się zmienił; jego brat trzymał na rękach dziwne zwierzę, które wyglądało ni to jak pies, ni to jak kot. Nie rozpoznał go. Lavrentyev odstawił je na ziemię, a to – po powąchaniu Selwyna – wróciło na dywan, gdzie zwinęło się w kulkę, jakby z poczuciem spełnionej misji. Selwyn przechylił głowę, patrząc na Syriusza z pytaniem w oczach.
 – To tylko zwierzę Le… – urwał.
 Parsknął śmiechem.
 – Przecież wiem.
 – …na – dokończył, patrząc w bok.
 Selwyn ścisnął w dłoni butelkę; zgniótł ją z trzaskiem, na który Takeshi zastrzygł uszami.
 – Le-na – powtórzył przeciągle, sylabizując.
 Syriusz przeszedł za niego, żeby objąć go w pasie od pleców.
 – Nie dotykaj mnie – powiedział słabo Selwyn, próbując się oprzeć obezwładniającemu uczuciu, które od razu przemknęło przez jego ciało. – Nie teraz.
 – Przepraszam. Nie chcę cię wykorzystać. Ja tylko…
 Unieruchomił jego ręce swoimi, kiedy próbował je zabrać z jego talii.
 – Nie o to chodzi.
 – A o co, Sel?
 To czułe zdrobnienie tak bardzo mieszało mu w głowie. Westchnienie zabrzmiało niebezpiecznie blisko innego dźwięku.
 – Że ja się nie powstrzymam – odpowiedział cicho, ledwo słyszalnie, ale słuch Shina, wzmocniony mutacją, nie miał dla niego litości.
 – Nie musisz.
 Przyciągnął go do siebie. Nie zdołał powstrzymać się od… cóż, bardzo kociego miauknięcia, kiedy poczuł, jak – przez zbliżenie się do niego do tego stopnia – zaczął mimowolnie, a może właśnie specjalnie, napierać swoją męskością na jego pośladki. Nie powinien czuć tego tak mocno przez spodnie. Shin zaśmiał się z rozbawieniem.
 – Syriusz…
 Lavrentyev zatrzymał swoje dłonie, znajdujące się już pod jego koszulką, w połowie drogi do klatki piersiowej.
 – Tak, kotku?
 Nie wiedział, co powiedzieć – bo o co mu właściwie chodziło? Czy nie mógł myśleć przez somę? Przecież tego właśnie chciał, i to bez niej. Dlaczego teraz się przed tym bronił? Bał się reakcji Lena? Tego, że nie spodoba mu się zachowanie jego brata? Wyprostował się. Po cholerę? To on był tym drugim. Zasłużył sobie na takie traktowanie. Ba, zasłużył sobie na to, żeby pieprzył się z Syriuszem w jego łóżku.
 Tak, może to była soma.
 Odwrócił się do Lavrentyeva przodem, żeby pocałować go z mocą w usta.
 – Nic. – Wahał się przez chwilę. Ale tylko chwilę. – Dobrze, że jesteś tu ze mną.
 Miał wrażenie, że napięcie, które czuł, nie ma innego ujścia poza tym jednym. Wydostał się z objęć Syriusza, żeby pociągnąć go za obrożę w stronę pokoju, który, jak się domyślił, był sypialnią. Jedną z wielu. Oby tą, w której Len na co dzień spał. Sukinsyn…
 – Będziemy ci musieli zdjąć tę obrożę – powiedział, prowadząc go za sobą. – Ale to później. Póki co mi się w niej podobasz.
 Shinhyun zaśmiał się w odpowiedzi.
 Kiedy wciągnął go do sypialni, pchnął go na łóżko, które – nie mógł się powstrzymać przed zauważeniem tego faktu – wyglądało na najbardziej wygodne łóżko, na jakim kiedykolwiek będzie mu pewnie dane spać. I nie tylko. Syriusz przechylił głowę, opierając się na rękach. Rzucił mu spojrzenie, które sugerowało, że za długo stoi w miejscu. Selwyn odpowiedział na nie, wchodząc znowu na jego biodra. Wyciągnął z kieszeni pilot i pomachał nim przed jego oczami.
 – Ty chory pojebie – wymruczał Shin.
 – Dalej masz krew na twarzy – odszczeknął Selwyn.
 Pochylił się, żeby zlizać mu ją z policzka. Kiedy podnosił się do poprzedniej pozycji, oblizywał jeszcze wargi z jej smaku. Shinhyun pokręcił głową, ale uśmiechnął się kątem ust i uniósł bez ostrzeżenia biodra, napierając znowu na Selwyna, czym wydobył z niego zaskoczone jęknięcie.  
 – Zaraz tego użyję.
 – Tylko spróbuj – sprowokował go Shin.
 Ale zanim udało mu się wcisnąć przycisk, złapał go za rękę, przekręcając ją na bok; pilot spadł pod łóżko. Wykorzystując to zwycięstwo, naparł na niego swoim ciałem, żeby go z siebie ściągnąć, i zajął jego miejsce na górze, zanim zdołał się podnieść. Selwyn prychnął na szczerzenie przez niego zębów.
 – Pozwolić ci przez chwilę być na górze i od razu władza uderza ci do głowy… – westchnął z udawanym zawodem Syriusz.
 Wystawił do niego język, na co złapał go za niego delikatnie zębami, zanim go pocałował. Chłopak oddał się w pełni temu pocałunkowi, wypychając mimowolnie biodra w stronę lędźwi Shina, tym bardziej, im mocniej wchodził w niego językiem. Pamiętał, jakie to było uczucie czuć jego kolczyk gdzie indziej i miał wrażenie, że zaraz oszaleje od tego droczenia się, mimo że trwało tak krótko. Syriusz jednak też nie był w stanie, który pozwalał mu na przedłużenie tej zabawy. Jęknął mu w usta, kiedy Selwyn otarł się sobą o jego krocze, i ścisnął go mocno w talii, jakby to miało go powstrzymać przed wykonywaniem takich ruchów, co oczywiście nie zadziałało. Wręcz przeciwnie. Syriusz warknął w złości na samego siebie – że nie może już wytrzymać, że musi go mieć tu, teraz, zamiast móc jeszcze rozkoszować się samą myślą o tym, co nastąpi. Sięgnął rękami do jego paska, za którym nie bez zdziwienia odkrył rewolwer. Błękitno-brązowe oczy patrzyły na niego, lśniąc w półmroku. W powietrzu unosił się zapach cytrusów.
Powrót do góry Go down
Len Shimura

Len Shimura


Liczba postów : 123
Join date : 21/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 3 EmptyNie Mar 26, 2023 10:12 am

 Len wrócił do domu bardzo późno – na zegarku na jego ręce była już północ, kiedy kładł dłoń na klamkę – po tym, jak spędził czas z Arsene, próbując doprowadzić się do porządku po wydarzeniach tego dnia. Wiedział, że nie powinien pić, ale… nie mógł się powstrzymać, kiedy Sen zaproponował mu alkohol. Może tego po sobie nie pokazał, ale tak, wpłynął na niego fakt, że ktoś celował do niego z broni. Że mógł dzisiaj zginąć. Chociaż, jeśli chciał być przed sobą szczery, z własnymi myślami, to bardziej stresowała go możliwa śmierć Shina. To, czy udało mu się bezpiecznie dotrzeć do domu… Spojrzał na telefon, szukając klucza w kieszeni spodni, ale na ekranie nie wyświetliła się żadna wiadomość od chłopaka. Przeklął, zanim w końcu znalazł kartę. Przyłożył ją do czytnika, jednak mechanizm drzwi nie wydał z siebie żadnego szczęknięcia. Zmarszczył brwi. Pchnął drzwi, które były otwarte. Znowu. Za progiem stała para butów. I jeszcze jedna, której nie rozpoznał. Czy Shin… był tutaj? Może nie mógł uciec nigdzie indziej. Wszedł ostrożnie do środka, zamykając za sobą drzwi. Po cichu. Przemknął do kuchni jak cień; od razu zauważył leżącą na podłodze pustą butelkę po wodzie. Uniósł brwi, ale mimo wszystko sięgnął po nóż. To musiał być Shin. Albo złodziej, któremu bardzo chciało się pić. Takeshi jednak wydawał się spać zupełnie spokojnie, nie zwracając uwagi na otoczenie, więc musiał znać chociaż jedną z osób, które przebywały obecnie w jego mieszkaniu. Powoli przeszedł się po pokojach, szukając innych śladów. Wolał jeszcze nie wołać Shinhyuna na głos – równie dobrze mógł to być też wysłany na niego zabójca albo po prostu szpieg. To znaczy, tak jeszcze myślał, dopóki nie usłyszał… cóż, odgłosów dochodzących z sypialni, a wśród nich zdecydowanie tych należących do Shina. Krew uderzyła mu do głowy, od razu go otrzeźwiając, chociaż nie wypił na tyle dużo, żeby być pijany. Wszedł do pokoju, otwierając drzwi na oścież i klaśnięciem dłoni zapalając światło, które wyciągnęło z ciemności dwie sylwetki leżące na jego łóżku. Shinhyuna zidentyfikował od razu, ale drugiej postaci nie był w stanie. I nie wiedział, czy chciał, biorąc pod uwagę, co z nim robiła. Zacisnął dłoń na rękojeści noża, aż palce mu zbielały, ale powstrzymał się przed ciśnięciem ostrza w jej stronę. W jego nozdrza, poza zapachem obcego, uderzyło o wiele więcej woni – zmarszczył na nie z niesmakiem nos. Ten leżący pod nim, mutant, i… Zmrużył oczy.
 – Tadaima, Shin – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Może jakieś okaerinasai? Nie uprzedziłeś, że u mnie będziesz, ale widzę, że się już sam rozgościłeś. A teraz – spieprzaj z mojego łóżka.
Powrót do góry Go down
Syriusz Lavrentyev

Syriusz Lavrentyev


Liczba postów : 127
Join date : 26/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 3 EmptyNie Mar 26, 2023 5:25 pm

Od kiedy uświadomił sobie, że to Selwyn oddał strzał, zabijając tym samym Leslie — nie na odwrót, nie na odwrót — Syriusz czuł się, jakby był w amoku. Czas spowolnił okropnie, a każdy oddech w takim stanie wydawał się niesamowicie bolesny i trwający w nieskończoność. Słyszał ciche krzątanie Sela po apartamencie, ale nie patrzył na razie, co dokładnie robił, nie mogąc oderwać wzroku od pozbawionej ruchu twarzy Jonghyeona, jakby nadal spodziewał się, że coś do niego powie. Miał jednak przeczucie, że skoro istotnie już się nie rusza, powinni stąd zniknąć jak najszybciej.
 Jedyną czynność, jaką zapamiętał z dokładnością, to wyrwanie swoich ostrzy z ciała mężczyzny, wytarcie ich pieczołowicie o miękki materiał posłania i schowanie ich z powrotem do ich prawowitego miejsca, po obu bokach jego łydek. Jego ostatnia działająca komórka mózgowa podpowiedziała mu, żeby zarzucił na siebie cokolwiek, więc z braku lepszych opcji padło znowu na marynarkę Leslie; ta sama komórka zapomniała jednak zwrócić mu uwagę na to, że był szczodrze umazany krwią. No cóż. Kiedy Selwyn pociągnął go za nadgarstek, był względnie gotowy do odejścia, choć nadal bardzo… zagubiony. Całe szczęście, że nie zapomniał jeszcze, gdzie chciał ich ukryć. Nogi niosły go same do mieszkania Lena, podczas gdy oczy zbierały informację dotyczącą znanych mu już punktów orientacyjnych tej okolicy, kierując go do celu jak po nitce do kłębka.

 Po skrzyżowaniu spojrzeń z Selwynem, powrócił swoim jeszcze raz na rewolwer, który musiał należeć do brązowowłosego mężczyzny — jeśli dobrze kojarzył, pistolet Sela został w limuzynie, tak samo jak i jego noże. Każde z tych rzeczy stały się dowodami na to, kto dokładnie zabił Leslie i Jonghyeona, lecz Shin nie był teraz w stanie przejmować się tym za bardzo, będąc pod wpływem dwóch mieszających mu w głowie substancji i w dodatku wciąż odczuwając to specyficzne uniesienie, które powstawało po nakarmieniu jego morderczych, zwierzęcych instynktów. Syriusz nie sądził także, że jego reputacja jest jeszcze w ogóle warta ratowania.
 Wziął broń do ręki i, upewniwszy się, że nie dotyka spustu, przystawił ją do głowy brata.
 — Syriusz, dalej ci mało? — syknął zniecierpliwiony Selwyn, unosząc ponownie swoje biodra, żeby przypomnieć Shinowi, co w tej chwili powinien robić.
 Brunet jak na zawołanie naparł na niego swoim ciałem, wciskając go głębiej w materac, aczkolwiek nie odłożył jeszcze pistoletu. W zamian za to przesunął nim najpierw wzdłuż jego policzka, a potem przez lekko rozchylone wargi. Mając ją tak blisko, Selwyn z pewnością mógł wyczuć na lufie pozostały po strzale specyficzny zapach ołowiu.
 — Przypomniało mi się po prostu… — zaczął, wolną ręką rozpinając spodnie chłopaka. Jego ruchy były trochę niezdarne w swoim pośpiechu. — Jak celował do mnie w aucie z tej broni bez odblokowania jej, bo myślał, że nie zauważę. — Zachichotał niekontrolowanie, spoglądając na Sela, który pod wpływem jego głupawki nie wytrzymał i również się zaśmiał, po czym pokręcił głową na prawo i lewo z niedowierzania.
 — Możesz przestać już o nich myśleć… — zamruczał, łapiąc za lufę pistoletu, tym samym wyciągając go z uścisku Shina. Odłożył go niedbale gdzieś obok nich, nie patrząc nawet, gdzie dokładnie spadnie. Zacisnął uda na biodrach Syriusza, będąc bardzo zadowolony z nagłego westchnienia, jakie spowodowała ta czynność. — ...i skupić się na mnie.
 Shin, uśmiechając się kątem ust, pochylił się nad nim, by pocałować go jeszcze raz. Kiedy przeczesał palcami jego włosy, odkrył, że dwukolorowe kosmyki nadal są trochę wilgotne. Nie miał czasu jednak, by zastanawiać się długo nad tą informacją; wziął głęboki wdech, wciągając zapach Selwyna głęboko do płuc — jednak w tym dokładnie łóżku znajdował się także nie po raz pierwszy, gdyż w istocie właśnie tu spał Len. Zatem jego woń przylgnęła do pościeli, na której leżeli, i do poduszki, na której spoczywała głowa Sela. Jęknął głośno, gdy te dwa bodźce dotarły do jego świadomości, rozpalając w nim na nowo obezwładniające pragnienie.
 Wydał z siebie przeciągłe, niskie warknięcie, kiedy ściągnięcie mu spodni trwało dłużej, niż by sobie tego życzył. Chyba faktycznie on dostał podwojoną dawkę somy, jeśli zważając na to, jak powoli podniecenie zaczęło sprawiać mu ból. Jak jeszcze swoją naturalną ruję był w stanie choć trochę opanować, tak ta spowodowana narkotykiem nie dawała za wygraną; postanowił więc nie walczyć z nią za bardzo.
 Chwycił Sela za zgięcia kolan, by przytrzymać je blisko jego klatki piersiowej. Takim sposobem zaprezentował go sobie jak na tacy — nie zwlekał więc i językiem przesunął po jego wejściu, nie szczędząc przy tym w użyciu śliny. Ku jego satysfakcji Sel zamruczał głośniej i po chwili wplótł dłoń w sierść na karku Shina, co tym razem, w przeciwieństwie do szarpaniny ze strony Jonghyeona, przyjął bardzo entuzjastycznie. Wsunął koniec języka głębiej do środka, Selwyn jednak pociągnął go za futro trochę mocniej, aby podniósł głowę.
 — Więcej — zażądał. W innych okolicznościach Syriusz droczyłby się z nim dłużej, tym razem jednak sam przecież był na skraju. Wyłonił swoje kły w drapieżnym uśmiechu i, zgodnie z życzeniem, wsunął w niego trzy palce naraz, zdobywając w nagrodę kolejny jęk.
 — Ooo, jaki luźny — mruknął zaczepnie, dociskając głęboko. — Widzę, że skorzystałeś z sytuacji zanim go wykończyłeś, hmm? Zdolna kicia, zawsze dostanie to, czego chce.
 Sel prychnął.
 — No nie wiem, wcale nie był ze mną delikatny — pożalił się. Biodrami wykonywał krótkie, ostre ruchy, by nadziać się na jego palce.
 — No i? Dobrze wiem, że i tak ci się podobało — odparł z żartobliwą kpiną w głosie, po czym, nie dając mu możliwości odpowiedzi, wziął jego męskość do ust z takim entuzjazmem, jakby był to jego tort urodzinowy. W tym czasie poruszał w nim palcami i obserwował jednocześnie, jak Selwyn rozpływa się pod wpływem jego poczynań. Zaraz po tym, jak członek dotknął tyłu jego gardła, językiem przejechał wzdłuż całej jego długości, a następnie wyprostował się i spojrzał mu oczy.
 — Jeszcze trochę i bez problemu zmieścisz nas obu — powiedział wolno, mając oczywiście na myśli Lena. Mógł przysiąc, że przez całe ciało Selwyna przeszedł dreszcz. Ono być może poczuło ekscytację na myśl o takim scenariuszu, sam Sel jednak…
 — Niech się n-nawet do mnie nie zbliża — odparł, krzywiąc się, na co Shin zaśmiał się tylko.
 — Zmienisz zdanie, jak go zobaczysz — odpowiedział nisko, wysuwając ostrożnie palce z wnętrza chłopaka. Zaczął rozpinać własne spodnie i w tym czasie marynarka zsunęła mu się z ramion do zgięcia łokci, obnażając nagi tors. Dosłownie chwilę później Syriusz wzdrygnął się od nagłego dźwięku klaśnięcia — kompletnie nie słyszał, żeby ktoś się zbliżał, a tym bardziej, że otworzył drzwi, a taki brak czujności w jego przypadku zdarzał się wyjątkowo rzadko. Zamrugał gwałtownie od jasności, jaka zapanowała w pokoju; oczy jego, jak i Selwyna tak bardzo przywykły już do widzenia po ciemku, że nawet nie pomyśleli, by zapalać światło.
 Odwrócił głowę w stronę swojego ukochanego i uśmiechnął się, ignorując jego zdenerwowany ton głos. W przeciwieństwie do Selwyna:
 — Mhm, widzę, że pałacie do siebie miłością — rzucił sarkastycznie, zakładając ręce za głowę.
 Syriusz powrócił do niego swoją uwagą, po czym bezceremonialnie wepchnął mu palce do buzi.
 — Ciiiiicho, Selwyn, musimy zrobić dobre wrażenie — szepnął do niego, a raczej spróbował szepnąć, bo na pewno mu się to nie udało. Gorszego wrażenia chyba też nie mogli już osiągnąć. — Daj mi chwilę.
 A co innego Sel mógł zrobić? Machnął na niego dłonią, manifestując tym gestem całe połacie pogardy, jakie miał do osoby, która śmiała im teraz przerwać. Gdy Syriusz wstał chwiejnie z łóżka, założył nogę na nogę, nie przejmując się wcale swoją półnagością.
 Shinowi tymczasem udało się wstać, owszem, ale praktycznie od razu zakręciło mu się w głowie tak mocno, że musiał podeprzeć się o stojącą niedaleko szafkę. Dość szybko się jednak zreflektował i kontynuował swoją drogę do Lena. Wyglądał, krótko mówiąc, makabrycznie: krew Jonghyeona, teraz już zaschnięta i łuszcząca się z jego skóry, nadal zdobiła jego brodę, szyję i klatkę piersiową. Nie był pewien, czy miał na sobie jakieś inne płyny ustrojowe, ale, prawdę powiedziawszy, o krwi też nie pamiętał, więc…
 — Hej, skarbie — przywitał go z miękkością w głosie. Nawet z niezbyt przejrzystym umysłem natychmiastowo odczuł ulgę, że go widzi — i to w jednym kawałku. Ze strony łóżka usłyszał kolejne głośne prychnięcie, na co przygryzł wargę, lekko zakłopotany, jednak uczucie to pojawiło się tylko powierzchownie, na moment, i nie przeszkodziło mu w tym, by przylgnąć do boku Shimury. Zbliżył się do twarzy Lena w zamiarze pocałowania go, lecz mężczyzna odwrócił szybko głowę w przeciwną stronę.
 Odmowa przez somę zabolała go dużo dotkliwiej niż normalnie. Poczuł nagłą pustkę w żołądku i wydał z siebie istnie żałosne skomlenie, nerwowo machając ogonem. Marynarka, która i tak trzymała się ostatkami na jego ciele, spadła wreszcie na ziemię, a metal obroży rozbłysnął w świetle żarówki. Desperacja, tak znajoma mu podczas rui, posunęła go do błagania:
 — Leeen, proszę. Tak ciężko pracowałem… Pracowaliśmy — poprawił się — żeby się tu dostać. — Stanie naprawdę okazało się nienajlepszym pomysłem. Musiał oprzeć więcej swojego ciężaru ciała na Lenie, aby nie stracić całkiem równowagi. Wykrzywił usta w smutnym wyrazie. — Oni kazali mi nazywać go moim panem. — Mówił od rzeczy, prawda? Nie wiedział, jak Len ma zrozumieć, co ma na myśli, ale musiał próbować dalej. — Zresztą mówiłeś, że następnym razem mi pomożesz.
Powrót do góry Go down
Len Shimura

Len Shimura


Liczba postów : 123
Join date : 21/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 3 EmptyWto Mar 28, 2023 10:12 pm

 Zignorował leżącego na jego łóżku obcego mężczyznę – nim zajmie się po wszystkim – zamiast tego poświęcając pełnię swojej uwagi Shinowi. W pierwszej chwili, ze względu na zdziwienie, które wynikało z faktu, że zobaczył go w swoim mieszkaniu – i to nie samego, a w towarzystwie innego mutanta – nie dostrzegł wielu szczegółów dotyczących jego wyglądu. Dopiero po przyzwyczajeniu się do jego widoku przed sobą zobaczył, że ma ciało we krwi. Ponieważ nie dostrzegł na nim żadnych ran, uznał, że nie pochodziła od niego, co znacząco zwolniło bicie jego serca, które zdążyło już przyspieszyć. Brakowało mu również części jego ubrań, a właściwie to te, jakich nie miał, musiał zastąpić innymi – takimi, które nie były w jego rozmiarze. Znajdująca się na ziemi część garnituru nie mogła należeć do niego, więc od kogo ją dostał? Albo – Len spojrzał na niego przeciągle – komu ją zabrał? Podniósł materiał, ujmując go z repulsją palcami, i przeszukał jego kieszenie. Bingo. Wyjął z jednej z nich ID podpisane imieniem i nazwiskiem, których… nie znał. Będzie musiał w jakiś sposób wyciągnąć informację od jednego z nich, mimo że póki co nie chcieli z nim współpracować. Do czasu, aż nie uda mu się tego zrobić, powinien… się uspokoić. Westchnął, czując przy tym drżenie swojego oddechu głęboko w klatce piersiowej. Jeszcze nie wiesz, co się stało, Len. Powinien przeciąć kartę na pół, ale ponieważ nie miał pod ręką niczego, czym mógłby to zrobić, zostawił ten problem na później.
 Odwrócił głowę, kiedy Syriusz chciał go pocałować, nie zważając na to, że zrani go tym odrzuceniem. Cóż, właśnie to zrobił to odruchowo; zapach krwi nie był w stanie ukryć woni innych mężczyzn, która wciąż utrzymywała się na skórze Lavrentyeva, i która go tak od niego odrzucała. Jeśli miał jeszcze jakieś wątpliwości co do tego, czy pił alkohol, to kiedy usłyszał, jak do niego mówi, stracił je.
 – Shin – powiedział, kontrastująco miękko z ostrością swojego zachowania, bo złapał go w talii, żeby nie upadł, o wiele za mocno. Przyciągnął go do siebie, przejmując jego ciężar na własne ciało. – Wiem, że masz mi za złe tamtą kobietę, ale nie uważasz, że to… – urwał.
 Patrząc tak na niego, zauważył, że jego źrenice wciąż są rozszerzone, a przecież zapalił w pokoju światło. Wyciągnął z kieszeni latarkę diagnostyczną, która została w niej po dniu w szpitalu, i bez ostrzeżenia zaświecił nią w oczy Shina, przytrzymując jego głowę w miejscu dłonią. Uraz mózgu? Nie. Nie wyglądało na to, żeby uległ jakiemuś wypadkowi. Więc…
 – Shin…  – zaczął, chcąc zadać mu kilka pytań, na które nie miał jednak dostać odpowiedzi. Mężczyzna kontynuował swoją… rozmowę z nim, która działa się – na to wyglądało – bardziej w jego głowie, niż poza nią, ignorując wyraz twarzy Lena, który wcale nie zachęcał do prowadzenia monologu. Mimo wszystko milczał, słuchając go. Chociaż to, co mu powiedział, w ogóle nie tłumaczyło tego, jak znalazł się w tej sytuacji. – Oni? – powtórzył za nim, marszcząc brwi. Mówiłeś, że następnym razem mi pomożesz. Shimurę ścisnęło w gardle, ale rozmówca nie mógł zarejestrować tak subtelnych zmian w jego zachowaniu. Nie będąc w takim stanie.
 Spojrzał na Selwyna, który wydawał się niczym nie przejmować, co na początku doprowadzało go do furii; w końcu doszedł jednak do wniosku, że ich stan nie mógł być jego winą, a przynajmniej – że byli za niego odpowiedzialni po równo. Wyglądało na to, że obaj znajdowali się pod wpływem działania jakichś substancji. Jakich, poza oczywiście alkoholem, nie był teraz w stanie określić. Przeszło mu przez myśl, żeby skontaktować się z Arsene… kiedy już będzie znać więcej objawów. W każdym razie, ten mężczyzna wciąż sprawiał wrażenie bardziej trzeźwego od Shina, więc zwrócił się do niego z niechęcią w głosie:
 – Ty. – Selwyn odwzajemnił jego spojrzenie, żeby następnie przenieść je na swoje palce, a ściślej rzecz ujmując, paznokcie. – Co mu… wam się stało?
 – Dobra zabawa – odpowiedział, wciąż na niego nie patrząc. Shimura nie bez trudu przegonił z głowy myśl o wyciągnięciu go ze swojego łóżka za szyję.
 – Wzięliśmy… – zaczął tłumaczyć za niego Syriusz.
 – Widzę – przerwał mu Len, rzucając mu spojrzenie, pod naciskiem którego Shin aż się skulił.
 – To znaczy dali nam…
 – Oni? – powtórzył znowu Shimura
 – Mmm… – zamruczał jak kot Lavrentyev, chowając twarz w jego klatce piersiowej. Ku niezadowoleniu Lena, zmienił po tym temat, schodząc z tego, który najbardziej go w tej chwili interesował. – Len, nie bądź taki, potrzebuję cię.
 – Możesz stać? – wszedł mu w słowo Shimura.
 Shin skinął głową po przerwie.
 – W takim razie idź za mną. – Skierował wzrok na Selwyna. – Ty też.
 Ten z ociąganiem wstał z łóżka, żeby podążyć za nim – bardziej dlatego, że nie chciał zostawić Shina samego, niż dlatego, że słuchał się Lena, oczywiście. Shimura natomiast pociągnął Shina za rękę, kierując się w stronę łazienki, gdzie bez słowa wyjaśnienia (przecież go nie potrzebowali?) wepchnął ich obu pod prysznic. Zmieścili się pod nim obaj i jeszcze zostało miejsce.
 – Rozbierzcie się – kazał im, widząc, że stoją, patrząc na niego tak, jak gdyby nie wiedzieli, gdzie się znajdują. Powinien był położyć ich do łóżka, żeby odpoczęli, i doprowadzić ich do porządku dopiero jutro, ale… nie mógł znieść tego zapachu.
 Sam zdjął z siebie ubrania, zupełnie nie przejmując się ani obecnością Shina, ani jego kolegi. Planował się umyć przed pójściem spać, a tak będzie mógł przy okazji mieć na nich oko,  żeby żaden z nich mu tu przypadkiem nie zasłabł i nie uderzył głową w kafelki. Nie miał ochoty spędzić następnych godzin, zszywając któremuś z nich taką ranę. Odwrócił się do mężczyzn, rozwiązując włosy, które miał dotychczas związane w kucyk. Uniósł brwi. Nie zmienili pozycji przez cały ten czas, kiedy się rozbierał.
 – No? – pospieszył ich z niecierpliwością w głosie. – Nie położę was tak u siebie. Możecie jeszcze spać na wycieraczce, jeśli wolicie.
 Zastanawiał się już w myślach, co robić dalej. Nie wydawało mu się, żeby wzięli za dużo – cokolwiek wzięli – ale większość substancji w połączeniu z alkoholem mogła zadziałać w sposób nie do przewidzenia. Powinien zrobić im kroplówkę z elektrolitów? Może. Westchnął, ze zmęczeniem pocierając palcami czoło. Nie powinien teraz myśleć o takich rzeczach.
Powrót do góry Go down
Syriusz Lavrentyev

Syriusz Lavrentyev


Liczba postów : 127
Join date : 26/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 3 EmptyCzw Mar 30, 2023 2:30 am

Świat miał trochę rozmyte kontury, gdy podążał za Lenem, dlatego też ściskał mocno jego rękę. Gdy jednak skupił się bardzo mocno, był w stanie przez dłuższy czas obserwować kołyszący się na boki kucyk idącego przed nim Lena, a także, po rzuceniu wzrokiem na ściany korytarza, wiszące tam obrazy i rysunki. Pamiętał, że niegdyś ściany te były oszczędniej ozdobione; choć nadal w minimalistycznej stylistyce, obecnie prezentowały dość spójną kolekcję dzieł sztuki. Jeden z obrazów się wyróżniał: przede wszystkim tym, że jako jedyny był w kolorze. Ciemne niebieskości, fiolety i szarości składały się w nocne niebo zasłonięte gdzieniegdzie chmurami, przez które uparcie przebijały się błyszczące gwiazdy, komety ze swoimi gazowym ogonami oraz okrągły, jasny księżyc. Nic innego nie kradło uwagi oglądacza, dając wrażenie, że to firmament podziwiany z perspektywy osoby, która leżała na ziemi z oczami skierowanymi tylko ku górze. Poczuł ciepło rozlegające się w jego klatce piersiowej na widok tego obrazu — to Syriusz go namalował i choć wisiał tu już od jakiegoś czasu, fakt, że był tu nadal, sprawił, że chciało mu się trochę płakać.
 Im więcej znajomych mu przedmiotów i pomieszczeń mijali, Syriusz czuł się coraz bardziej odprężony — to mieszkanie już od jakiegoś czasu figurowało w jego słowniku jako safe space i w dodatku był otoczony osobami, którym bezwzględnie ufał — a co za tym idzie, zaczął opuszczać nareszcie swoją mentalną gardę. Wcześniej musiał pozostać w stanie ciągłej gotowości, czy tego chciał czy nie, szczególnie że zdawał sobie sprawę, jak polegał na nim Selwyn. Teraz, gdy już było po wszystkim, mógł sobie odpuścić. Niestety w tym przypadku oznaczało to, że już nie miał żadnych szans z somą. Czuł, jak powietrze wydobywa się z jego płuc coraz szybciej, co sprawiało, że wirowało mu w głowie. W jego zachowaniu wyraźne było też pobudzenie — mimo że był za nim długi, męczący dzień, miał wrażenie, że obudził się dosłownie chwilkę temu, jeżeli patrząc na sytuację z punktu widzenia energii, jaką dysponował. I którą najchętniej wykorzystałby do tego jednego typu aktywności.
 Miał ochotę rzucić się na Lena jak zdziczałe zwierzę, ten jednak był szybszy, wepchnąwszy Syriusza wraz z Selwynem do kabiny prysznica. Jego mózg zdawał się mieć spięcie, nastawiony tylko na jedną rzecz, więc zamrugał ze zmieszaniem najpierw na brata, a potem na Lena.
Rozbierzcie się. Ooooch, to mógł zrobić jak najbardziej, nawet chętnie. Chciał złapać za brzeg koszulki, by ją ściągnąć, ale dopiero gdy nie było za co łapać, uświadomił sobie, że już żadnej na sobie nie ma. Huh. Okej. Spodnie też miał rozpięte, ale przynajmniej pamiętał w ich przypadku, kiedy to zrobił. Ogarnął spojrzeniem Selwyna zdejmującego swoje jedyne odzienie, jakim była koszulka, tym samym pozostając tylko w ciasno dopasowanym do jego wąskiej talii pasie z nożami Syriusza. Widać było, że zawahał się, by się ich pozbywać, a gdy jeszcze dostrzegł, jak Shin się na niego patrzy…
 — Ślinisz się — powiedział Sel, uśmiechając się z wyższością. Shinhyun nie próbował nawet zaprzeczać. Zamiast tego wsunął palec pod skórzany materiał, przysuwając go trochę bliżej.
 Selwyn, nadal w humorze sprzyjającym powodowaniu kłopotów, zahaczył kciukami za stan spodni Syriusza. Kiedy ściągnął mu je całkiem (i rzucił je gdziekolwiek na ziemię, na złość), odwrócił głowę w stronę Lena, puszczając mu oczko. Sam mógł być sobie winny — Selwyn był mistrzem w interpretowaniu rozkazów w najwygodniejszy dla siebie sposób, gdy nie były doprecyzowane. Przecież rozbierali się, czyż nie? Zawiesił jednak na mężczyźnie wzrok na dłużej. Nie spodziewał się, że sam ściągnie z siebie ubrania — albo chociaż nie tak wcześnie, kiedy to oni zajmowali prysznic. Okej, mógł skorzystać z wanny, jeśli bardzo chciał się umyć już w tej chwili, lecz nie wyglądał wcale, jakby zamierzał ruszyć się z miejsca, w którym stał. Sel z pewną niechęcią przyjrzał się jego ciału, które było… cholera, piękne. Jebana soma.
 — Ślinisz się — okrutnie przedrzeźniał go Shin, podążając swoim otwarcie wygłodniałym wzrokiem za Selem. Wędrował spojrzeniem z jednej odkrywanej części ciała Shimury do drugiej, a Selwyn nawet nie umiał już go za to winić, fuck. — Już wiesz, co miałem na myśli? — spytał leniwie, w tym samym czasie rozpinając mu pas do końca. Choć normalnie postarałby się, by zawiesić go chociaż na wieszaku, w tym stanie nie mógł oderwać się od Selwyna dalej, niż wymagało to od niego wychylenie się trochę z kabiny. Dołożyć więc noże z brzękiem do małej kupki nieszczęścia, jaką tworzyły na kafelkowej podłodze ich ubrania.
 Selwyn wiedział. Gdy długie włosy mężczyzny rozsypały się wzdłuż jego silnie umięśnionej klatki piersiowej, chłopak nie wytrzymał i szarpnął za kurek, w momencie pokrywając ich strumieniem wody. Jak się okazało, zimnej.
 Syriusz syknął z niezadowolenia, patrząc na niego z wyrzutem. Woda była lodowata w porównaniu z jego rozgrzaną skórą, z powodu czego zadrżał potężnie. Po chwili wyrównał ciepło do stopnia, w którym mogli się komfortowo umyć. Było widać, że w istocie zna ten dom i jego przedmioty: chwytał za produkty z pewnością osoby, która wie, co w nich jest bez konieczności czytania etykiety, i podawał mu je, by też mógł z nich skorzystać. Prawdę mówiąc, nie był pewien, co miał o tym myśleć. Odrzucił zatem od siebie te niewygodne kwestie, ciesząc się z ciepłego (ostatecznie) prysznica z produktami najwyższej jakości.
 Shin zdecydowanie im tego nie ułatwiał. Gdy tylko miał okazję, przytulał się do Selwyna, błądząc dłońmi w przeróżne miejsca. Jak mógł go nie dotykać, gdy był dosłownie obok? Zahaczył brodę o jego bark, musząc pochylić się trochę nad nim, by to zrobić. Po chwili sięgnął znów do jego męskości, nie mogąc się dłużej powstrzymać.
 — Shin, behave — usłyszał ostre słowa Lena. Warknięcie wyrwało się z jego gardła, zanim był w stanie w ogóle zarejestrować impuls do wydobycia tego dźwięku. Zacisnął palce na talii Selwyna, czując nagle pojawiającą się w jego umyśle zaborczość. Jak mógł kazać mu przestać, teraz, gdy Syriusz pragnął, nie — potrzebował Sela? Spojrzał na niego, zdenerwowany, ale gdy dostrzegł jego oczy, zawahał się. Czemu… właściwie to zrobił? Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatnio warczał na Lena — z powagą, jak teraz, a nie w ramach żartu. Takie labilne emocjonalnie zachowanie mogło być spowodowane somą, lecz był już pod jej działaniem zbyt głęboko, żeby połączyć te fakty ze sobą w głowie, zatem czuł się nimi jedynie zmieszany.
 Nawet Selwyn wydawał się trochę zdziwiony. Widząc zagubiony wyraz twarzy brata, pogłaskał go po głowie, zaskarbiając sobie tym pocałunek w ramię. Zakręcił wodę. Wychodząc, Shin podał mu dłoń w ramach asekuracji, chociaż, zdaniem Selwyna, to brunet bardziej jej potrzebował.
 Syriusz musiał wyrwać się ze wcześniejszego stanu, bo podszedł do Lena, nie zastanawiając się nawet, czy powinien. W zasadzie, gdy tylko do jego nozdrzy znów dotarł jego zapach, nie był w stanie się mu oprzeć, przyciągany do mężczyzny jak magnes. Len otoczył go ręcznikiem, na co chłopak zareagował z entuzjastycznym mruknięciem. Shimura wyciągnął także drugą sztukę w kierunku Selwyna, ale gdy ten ociągał się za bardzo, rzucił mu nim w twarz. Sel miauknął z niezadowoleniem, mówiąc coś pod nosem o braku jakiejkolwiek cierpliwości, lecz ostatecznie złapał ręcznik i zaczął się nim wycierać.
 Shinhyun, już suchy (skupił się na tyle, by sam się wytrzeć!), otoczył Lena ciasno w pasie.
 — Przepraszam — mruknął, składając pocałunek na jego policzku. Zapach yuzu łagodnie otulił jego zmysły, szczególnie gdy nosem tknął jego szyi, a następnie wtulił się w nią całą twarzą. — Mmm, tęskniłem za tobą. — Przylgnął znów do niego. Zawsze podczas rui był okropną przylepą i tym razem nie było inaczej. Przy tak bliskim kontakcie siłą rzeczy musiał otrzeć się swoim stwardniałym członkiem o udo mężczyzny, z powodu czego jęknął przeciągle, nie mogąc równocześnie powstrzymać się od kolejnego, desperackiego pchnięcia biodrami w podążaniu za ulgą, jaką ten ruch spowodował. Otworzył usta, smakując językiem skóry Lena. — Len. Len… B-boli. Błagam…
 Poczuł dłoń na swoim ramieniu. Sel chciał go odciągnąć? To chyba najbliżej, jak w ogóle Selwyn zbliżył się do Lena w trakcie tego wieczoru. Syriusz jednak nie chciał się odsuwać. Właściwie to nie chciał być teraz z dala od żadnego z nich. Sięgnął więc za siebie na ślepo i gdy znalazł dłoń Sela, przyciągnął go blisko, aż poczuł jego ciepło na swoich plecach.
Powrót do góry Go down
Len Shimura

Len Shimura


Liczba postów : 123
Join date : 21/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 3 EmptyWto Paź 24, 2023 1:52 am

 Unosi brwi; rzecz, którą zrobił Shin, mimo że przecież istniała możliwość na to, żeby się w ten sposób wobec niego zachował, zdaje mu się tak daleka – i jednocześnie tak bliska – rzeczywistości jak sen. Sen, z którego budził się z pragnieniem, jakiego nie mogła ugasić żadna woda; żadna poza tą, która pochodziła z tego jednego źródła. Teraz też czuje na sobie ogień; płomienie, które grzeją jego mięśnie do chwili, w której brak reakcji zdaje się powodować w nich ból. Tak bardzo chce ulec temu zwierzęcemu głodowi ciała kochanka raz jeszcze… ale powstrzymuje się przed użyciem zębów, ograniczając swój ruch do położenia dłoni na jego szyi; na drżenie, które czuje pod skórą, wbrew sobie, a może właśnie zgodnie ze sobą, odpowiada zaciśnięciem na niej palców. Robi to słabo – nie wystarczająco mocno, żeby wyciągnąć mężczyznę ze stanu, w jakim się znalazł, jeśli w ogóle dało się to zrobić. Przecież powiedział, że możesz z nim zrobić co chcesz – myśli, które pojawiają się w jego głowie, brzmią tak łudząco logicznie. To nie alkohol, który wypił tego dnia z Arsène, odbiera mu trzeźwość, a fakt, że ma teraz to, czego chciał przez całą noc, na wyciągnięcie ręki. Kiedy patrzył na tancerki z ich lisimi uszami i ogonami, pod ich maskami nie widział kobiet, lecz mężczyznę, którego nie mógł dosięgnąć ze swojego raju. Serce zaczyna ciążyć mu w klatce piersiowej, bo podświadomie wie już przecież, jaką decyzję podejmie, kiedy wbija paznokcie w Lavrentyeva. Zanim przeciągnie nimi, żeby zostawić po sobie ślad, który miał nie zniknąć do końca tygodnia, wzrokiem zatrzyma się jeszcze na sylwetce obcej, ale znajomo kociej. Przez to też wrogiej; zagrażającej temu, co przecież należy do niego. Nie rusza spojrzenia z tych oczu – pozwala sobie utrzymać ten kontakt, kiedy całuje Syriusza przeciągle, nie spiesząc się, wręcz leniwie, językiem napierając na jego język, dopóki nie podda się w walce, jakiej nie miał wcale zamiaru wygrywać. Karze go za zbyt długie opieranie mu się, zahaczając kłem o wargę.
Powrót do góry Go down
Syriusz Lavrentyev

Syriusz Lavrentyev


Liczba postów : 127
Join date : 26/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 3 EmptyWto Paź 24, 2023 9:53 pm

Przymyka oczy, czując jak dłoń ściśle otula jego krtań. Niestety świadom jest również spoczywającej tam obroży, której metal, choć już ciepły po zaabsorbowaniu temperatury jego ciała, zaznacza swoją obecność w twardej, nieustępliwej obręczy. Denerwuje go dodatkowo fakt, że do założenia jej zmusili go tamci — świeża uraza do dwójki mężczyzn napływa do Syriusza ponownie, mimo że przecież byli już martwi, ich ciała już stygły w najbardziej żenujących pozach. Warknął znowu, ciszej, do siebie niż do kogokolwiek innego. Szybko przychodzi też ulga, gdy Len go dotyka; wreszcie, wreszcie, tym razem bez odwracania wzroku i dokładnie tak, jak tego potrzebuje. Westchnienie wyrywa się z jego gardła wprost w usta Lena, gdy znajdują się ostatecznie tam, gdzie powinny być od samego początku. Odpowiada, oczywiście, z entuzjazmem; pragnienie powoli staje się nie do zniesienia, a widok swojego ukochanego ubranego jedynie we własną skórę tylko wynosi to pożądanie na kolejny poziom. Nie jest na razie świadomy niemego starcia, jakie kwitnie pomiędzy Lenem i Selwynem; nie widzi, ani nie słyszy, jako że powieki wciąż ciężko opadają mu na jasne oczy, a krew w uszach szumi głośno i wyraźnie. Dopiero po chwili, kiedy drobniejsza dłoń wpija się w jego futro przy karku, odrywa się od Lena z przyspieszonym oddechem. Waha się tylko sekundę, podczas której lustruje także wyższego mężczyznę, lecz gdy ta mija, odchyla się nieco w jego ramionach, okręca delikatnie, wierząc, że ich siła go nie zawiedzie — a tam już czeka Selwyn, z zaciętym i gorącym spojrzeniem, więc Syriusz nie zwleka i także porywa go do pocałunku. Instynktownie czuje drobinki niechęci z obu kierunków, także niepewności i być może złości, lecz te odczucia są teraz dalekie od jego priorytetów… więc bierze na siebie zadanie, aby choć przez pewien czas nikt nie myślał o niczym innym, a jedynie o zapewnieniu sobie wspólnej dawki przyjemności.
Powrót do góry Go down
Len Shimura

Len Shimura


Liczba postów : 123
Join date : 21/10/2020

Mieszkanie Lena - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 3 EmptySob Paź 28, 2023 2:57 am

 Dłoń, zaciśnięta na szyi partnera, odpuszcza; Len pozwala mu odwrócić się ku obcemu mężczyźnie, poświęcając swoją uwagę czemu innemu – zimnu, którego dotknęła przed chwilą jego skóra. Metal, mimo że musiał obejmować mutanta swoim uściskiem już od wielu godzin, zachował kontrastującą z ciepłem jego ciała temperaturę. Shimura sunął po jego powierzchni opuszkami palców, dopóki nie poczuł pod nimi zapięcia. Spojrzał na nie spod na wpół przymkniętych powiek, kiedy Kim odwrócił się do niego plecami; ze spokojem, który nie miał niczego wspólnego z tym, co w głębi siebie czuł, bo wiedział, co to za rzecz, wiedział, po co ją założono – ale... wiedział też, jak ją zdjąć, co zrobił. Liczba, którą wybrał na miniaturowym ekranie, była datą urodzin z ID. Ironiczne, że – pod względem dnia i miesiąca – była dokładnie taka sama, jak data śmierci. Skoro ta informacja była zgodna z prawdą, być może wszystkie inne również nie były kłamstwem; teraz jednak nie miał jak tej tezie zaprzeczyć czy ją potwierdzić. Położył obrożę obok siebie, zastanawiając się już, kiedy będzie mógł oddać ją Sindre, żeby rozłożył ją dla niego na części. Póki co, zostawił Shinhyuna w rękach nieznajomego – ignorując zarówno niezadowolenie pierwszego, jak i zadowolenie drugiego – i poszedł do kuchni, gdzie osłonił ją folią aluminiową w celu zakłócenia sygnału wysyłanego przez nadajnik. Nie chciał, żeby ktoś odebrał jej lokalizację. Dopiero wówczas wrócił do łazienki, w której zastał  mężczyzn leżących na sobie, na ziemi. Oczywiście. W milczeniu stanął obok, zakładając ręce na piersiach; odezwał się, kiedy uświadomił sobie, że nie zwróci bez tego na siebie ich uwagi; nie kiedy zachowywali się jak zwierzęta:
 — Będziecie to robić tu, na podłodze?
 — W czym problem? — żeby odpowiedzieć na jego pytanie, chłopak zmusił się do tego, żeby przestać całować Syriusza, co wcale nie przyszło mu z łatwością. Równie trudno jednak było mu oprzeć się poczuciu władzy, które miał, mogąc sobie pozwolić na wyrażanie braku szacunku wobec kogoś o pozycji, jaką zajmował Shimura. Bawił się z nim jak z lwem w klatce, wiedząc, że dzieli ich coś, przez co ten nie będzie w stanie przejść. — Ach. Już rozumiem — mówił takim tonem, żeby nie sposób było nie usłyszeć w zdaniu ironii  — Powinniśmy to robić na tobie, co?
 Len przesunął językiem po zębach, zatrzymując się na stalowym kle, który wbił w niego, żeby powstrzymać się od podjęcia... innego rodzaju reakcji. Przez chwilę wyglądało na to, że mu się to udało, bo stał bez ruchu… dopóki bez ostrzeżenia nie zrzucił Kima na mokre od wody kafelki, zajmując jego miejsce nad Lavrentyevem. Rękami oparł się po obu stronach Selwyna, nogami – o podłogę, pochylając przy tym tak blisko twarzy mutanta, że czerń jego włosów zasłoniła ją kurtyną przed oczami Shinhyuna.
 — Dziękuj bogu, bogom czy w cokolwiek wierzysz, że jesteś tu z nim, bo inaczej przysięgam, że dokończyłbym to, co oni zaczęli.
 To zachowanie – być może przez swoją gwałtowność – na moment odebrało Selwynowi głos, jednak tylko po to, żeby zwrócić mu go wraz z jeszcze bardziej wyzywającym tonem, gdy odwzajemnił mordercze spojrzenie Lena:
 — To znaczy pieprzyłbyś mnie, a później zabił?
 — Zdaje się, że pierwsze już ktoś zrobił za mnie — wycedził Shimura ze szczęką napiętą od zaciśniętych ze złości zębów. — Możemy więc od razu przejść do punktu drugiego.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Mieszkanie Lena - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Mieszkanie Lena   Mieszkanie Lena - Page 3 Empty

Powrót do góry Go down
 
Mieszkanie Lena
Powrót do góry 
Strona 3 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3
 Similar topics
-
» Mieszkanie Syriusza i Kat
» Mieszkanie Arsene
» Mieszkanie Sindre, Takumiego i Noxa

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Welcome to GENOCIDE :: MIEJSCA ZAMIESZKANIA-
Skocz do: